Do tej pory dyplomatyczna aktywność Polski na Czarnym Lądzie była śladowa, a jest nam potrzebna. W Afryce Wschodniej nadal jest miejsce na polski biznes – ocenia w rozmowie z DGP ekspert od Afryki Subsaharyjskiej Andrzej Polus, dr hab. prof. Uniwersytetu Wrocławskiego i Instytutu Studiów Międzynarodowych i Bezpieczeństwa.
Jakie znaczenie polityczno-gospodarcze miała wizyta prezydenta Dudy w Afryce? Zarzuca się, że prezydent zafundował sobie wycieczkę do Afryki…
Znaczenie tego wyjazdu jest duże, zupełnie nie rozumiem tego typu zarzutów wobec misji prezydenta. To długo oczekiwana i starannie przygotowywana delegacja, która pierwotnie miała się odbyć kilka lat temu, ale została przesunięta w czasie przez pandemię. KPRP koordynowała i omawiała jej plan w porozumieniu z MSZ, a w składzie delegacji był chociażby wiceszef spraw zagranicznych Andrzej Szejna. Doświadczenie uczy, że niestety nie zawsze potrafimy wznieść się ponad podziały partyjne. Za poprzednich rządów PO mieliśmy program rozwojowy Go Africa, który jednak nie był rozwijany za rządów PiS. W kwestiach dotyczących polityki zagranicznej, wsparcia eksportu i inwestycji polskich firm na rynki trzecie powinniśmy działać długofalowo, niezależnie od krajowej polityki.
Ubolewam, że to dopiero czwarta wizyta prezydenta Dudy na tym kontynencie – wcześniej był w Etiopii, Afryce Zachodniej oraz w Egipcie. Dotychczas aktywność naszej dyplomacji na Czarnym Lądzie była śladowa. Jako prawie 40-milionowy kraj nie możemy pozwolić sobie na brak jasnej strategii relacji z kontynentem, w którym w 54 krajach mieszka 1,4 mld ludzi. Zarzuty, że prezydent leci na „wycieczkę polityczną”, są niedorzeczne. Nie wyobrażam sobie takich słów opinii publicznej we Francji czy w Niemczech przy okazji częstych wyjazdów do Afryki prezydenta Macrona, czy kanclerza Scholza. Rozumiem, że te krytyczne względem prezydenta głosy, to element naszej wewnętrznej walki politycznej, a nie obiektywne patrzenie na politykę zagraniczną RP.
Jakie konkrety prezydent przewiózł z Afryki?
Z tego co wiemy, to podpisanych zostało łącznie dziewięć umów dotyczących współpracy gospodarczej. W Kigali z prezydentem Rwandy Paulem Kagame podpisano memorandum na współpracę gospodarczą i energetyczną. W kenijskich mediach podkreślano fakt – co chyba umknęło naszym mediom – że prezydent Ruto zaprosił Polaków do korzystania z portu w Mombasie, jako głównego terminala transportowego na Afrykę Wschodnią. Mamy więc ogromną szansę, by transportować np. tanie ukraińskie zboże, którego w Polsce mamy nadmiar, do Wschodniej Afryki, która tego towaru potrzebuje. Z prezydentem Dudą i przedstawicielami rządu w misji brał udział też polski biznes. Organizowane były dwustronne fora gospodarcze na najwyższym szczeblu z udziałem prezydentów, co znacząco podniosło ich rangę. Te spotkania biznesowe miały na razie charakter poznawczy, więc nikt nie oczekiwał, że na miejscu zostaną podpisane wielomilionowe kontrakty. Od czegoś trzeba jednak zacząć, a rynek i potencjał krajów Afryki Wschodniej jest tak ogromny, że nawet jeśli zmaterializuje się tylko niewielka część rozmów biznesowych, to i tak będzie to opłacalne dla Polski. Wschodnia Afryka – Rwanda, Uganda, Kenia, Etiopia, Tanzania – notuje bardzo szybki wzrost gospodarczy, choć oczywiście musimy pamiętać o tzw. efekcie niskiej bazy, kiedy czytamy doniesienia o dwucyfrowym wzroście gospodarczym.
Te rynki nie są już dostatecznie spenetrowane przez Francję, Wielką Brytanię czy Chiny? Polska ma tam jeszcze czego szukać?
Afryka jest tak ogromnym i zróżnicowanym obszarem, że jest tam miejsce zarówno dla największych graczy, jak ci wymienieni przez pana, jak i dla nieco mniejszych, jak Polska. Chiny zaczęły ekspansję na Afrykę ledwie 30 lat temu i odniosły ogromny sukces mierzony ich bezprecedensową obecnością na kontynencie. Według ostrożnych prognoz OZN ludność Afryki do 2050 r. przekroczy 2 miliardy, więc od nas zależy czy i jak wykorzystamy tę afrykańską dywidendę demograficzną.
Tragedią naszych relacji polityczno-gospodarczych z Afryką po 1989 r. jest fakt, że nigdy nie udało się nam przeprowadzić tam żadnej wielkiej inwestycji, która pociągnęłaby za sobą kolejne, mniejsze. Były próby wejścia KGHM do Demokratycznej Republiki Konga i do Zambii, ale ostatecznie firma skierowała się do Chile. Gdyby nasz czempion postawił mocniej nogę w Afryce, to mógłby otworzyć drzwi dla kolejnych polskich firm, które działałyby jako podwykonawcy KGHM. Taki model biznesowy mają chociażby Brytyjczycy. Oczywiście, ich historia związków z Afryką jest diametralnie różna od naszej, ale to, że nie występowaliśmy nigdy w roli kolonizatora, jest naszym ogromnym atutem, którego niestety nie wykorzystujemy. Inną przewagą, z której nie korzystamy, są liczni Afrykanie na najwyższych pozycjach w administracjach swoich krajów, którzy studiowali w Polsce. Przykładem może być były prezydent Mali Alpha Oumar Konaré, minister finansów Rwandy Uzziel Ndagijimana czy posłowie z Etiopii czy Angoli. Oni mają ogromny sentyment do naszego kraju, część z nich cały czas bardzo dobrze mówi po polsku. Tworzenie relacji politycznych czy gospodarczych w takich okolicznościach powinno być prostsze. Cieszy, że prezydent Duda podczas tej wizyty wspominał o polskich uczelniach, które są otwarte na studentów z Kenii czy Rwandy. Na marginesie powiem, że stypendia studenckie to oferta, którą zawsze do Afryki przywozi minister spraw zagranicznych Rosji Ławrow, czym „kupuje” sobie przychylność Afryki równolegle inwestując w przychylny Rosji kapitał ludzki w przyszłości. Ta taktyka przynosi efekt, co widzimy przy głosowaniach w ONZ przeciwko Rosji, w których cześć krajów afrykańskich albo wstrzymuje się od głosu albo w ogóle nie bierze w nich udziału, jak np. Etiopia.
Prezydent Duda, jako przedstawiciel kraju NATO i UE, powinien poruszać w rozmowach z prezydentami Rwandy, Tanzanii czy Kenii temat Ukrainy i Rosji?
Oczywiście, to niezwykle ważny aspekt polityczny tej wizyty. Ze względu na naszą historię jesteśmy predestynowani do tego, żeby narrację szefa rosyjskiego MSZ Ławrowa w Afryce kontestować. On, od początku wojny w Ukrainie, odbył trzy duże tourne po tym kontynencie, podczas których przekonywał, że Rosja nie jest krajem imperialnym ani kolonialnym – co zresztą nie jest prawdą, bo mieli kolonię w Afryce Wschodniej, Nową Moskwę, w XIX wieku, o czym niewielu pamięta – i, że Afryce mogą się opłacać przetasowania na geopolitycznej mapie świata. Polska, mając wielowiekowe doświadczenia z Rosją, powinna równoważyć narrację Moskwy. Leży to w szeroko pojętym interesie Polski, Europy, ale i świata, żeby wyjaśniać afrykańskiej opinii publicznej, dlaczego pojawiły się zakłócenia w dostawie zbóż i żywności z Ukrainy oraz dlaczego nastąpiły tak gwałtowne wzrosty cen surowców energetycznych na świecie. Należy głośno mówić, kto jest agresorem, i że nie jest to wojna o nowy porządek świata, który będzie dla Afryki lepszy od obecnego.
Podczas tej misji dyplomatycznej w Afryce Andrzej Duda często zaznaczał potrzebę dwustronnej współpracy w obszarze energetyki, ale także rolnictwa…
Bardzo ważne jest też budownictwo i współpraca naukowo-techniczna, bo braki infrastrukturalne w Afryce są powszechnie znane. To obszar, w którym bardzo aktywni są Chińczycy, ale my możemy ich przebić wyższą jakością. Podobnie w kwestii technologii dronowych, IT czy zielonej energetyki, o których zresztą prezydent Duda mówił na spotkaniu z prezydentem Rwandy.
Rwanda może być ponadto istotnym partnerem w branży zbrojeniowej. Głównym dostarczycielem uzbrojenia i broni do Afryki Subsaharyjskiej od lat jest Rosja, która jednak obecnie miała problemy z wywiązywaniem się z zawartych kontraktów. Powstała przestrzeń, którą powinniśmy zapełnić, bo mamy nowoczesny, zmodernizowany przemysł zbrojeniowy. Możemy zaoferować nie tylko wysoką jakość nowoczesnego uzbrojenia, ale i serwis starszej broni. Naszym wyróżnikiem jest to, że mamy doświadczenie i know-how w modernizacji sprzętu postradzieckiego, którego w Afryce nadal są znaczne ilości. Nasza armia korzysta zarówno z broni NATO, jak i sprzętu postradzieckiego, co ma niebagatelne znacznie dla krajów afrykańskich. Potencjał jest więc ogromny. Przedstawiciele Polskiej Grupy Zbrojeniowej byli w delegacji z prezydentem Dudą, wiec liczę, że w przyszłości pojawią się kolejne kontrakty na zakup polskiego uzbrojenia.
W relacjach gospodarczych z Afryką mówimytylko o polskim eksporcie i inwestycjach, czy też o naszym imporcie?
Chciałbym, żeby nie ugruntowywać Afryki jako kontynentu, z którego można tylko importować surowce lub dobra nisko przetworzone. Idealną sytuacją dla Polski i Afryki byłoby, gdyby nasze firmy mogły inwestować na miejscu, tworzyć swoje zakłady przetwórcze i tym samym wypracowywać wartość dodaną na miejscu.
To na razie myślenie mocno życzeniowe.
Nie mówię, żeby od razu rozwijać tam przemysł wysokich technologii, ale np. świetną opcją dla nas byłaby współpraca przy rozwoju przetwórstwa rolno-spożywczego. To od lat nasz konik, mamy doświadczenie i wiele bardzo mocnych firm, które mogłyby zacząć działać i produkować w Afryce. Oczywiście do tego potrzeba wsparcia administracji publicznej czy programów finansujących, które mógłby wziąć na siebie choćby BGK. Chciałbym, żebyśmy dostrzegli, że biznes w Kenii czy Etiopii to nie tylko zakup kawy czy kwiatów. Niestety my ciągle patrzymy na Afrykańczyków bardziej jak na klientów czy konsumentów, a nie równoważnych partnerów biznesowych. Brakuje nam długofalowego podejścia i budowania trwałej polsko-afrykańskiej współpracy gospodarczej.
Jak Polska jest postrzegana w Afryce Wschodniej?
Myślę, że Polska nie jest rozpoznawalna. Być może sferycznie, punktowo, w poszczególnych wąskich środowiskach – tak. Obecność prezydenta Dudy przebiła się do mediów w Kenii, Rwandzie czy Tanzanii, co też należy zapisać jako plus tej misji, bo rozpoznawalność naszego kraju wzrosła. Natomiast nie wydaje mi się, żeby w społeczeństwie Afryki Wschodniej przebijał się do świadomości „brand Poland”.Moje doświadczenia są takie, że jak się przedstawiam, skąd jestem, to rozmówcom na myśl od razu przychodzi słowo „Holland”. Na polu marketingu i budowania rozpoznawalności narodowej mamy jeszcze wiele do zrobienia. Pomaga nam natomiast fakt, że jesteśmy krajem UE, bo to dla Afrykańczyków symbol jakości. W Ugandzie chętniej kupuje się używaną odzież z Unii niż nową z Chin. Starsze pokolenie pamięta też Polskę jako kraj bloku komunistycznego, który był siłą dekolonizującą i popierającą dążenia niepodległościowe krajów afrykańskich.