Sojusznicy Teheranu są dziś lepiej uzbrojeni i wyszkoleni niż kilka lat temu. Na razie zaangażowanie w wojnę Izraela z Hamasem uzależniają od rozwoju sytuacji w Strefie Gazy.

Wymiana ognia na granicy izraelsko-libańskiej podsyca obawy o eskalację konfliktu między państwem żydowskim a wspieranym przez Iran Hezbollahem, który działa w Libanie zarówno jako partia polityczna, jak i bojówka. Przed takim scenariuszem ministra obrony Izraela Jo’awa Gallanta ostrzegał w sobotę sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych Lloyd Austin. Powołujący się na źródła w amerykańskiej i izraelskiej administracji, portal Axios pisze, że niektórzy współpracownicy prezydenta Joego Bidena obawiają się, że Izrael próbuje sprowokować Hezbollah i stworzyć pretekst do szerszej wojny w Libanie. Takiej, która mogłaby wciągnąć w konflikt USA i inne państwa, ale i potencjalnie uratować pozycję Binjamina Netanjahu. Izraelscy urzędnicy zaprzeczają takim twierdzeniom.

Iran – największy wróg Izraela – prawdopodobnie uzależni wykorzystanie swoich partnerów w regionie, którzy działają w ramach tzw. osi oporu, od postępów państwa żydowskiego w ofensywie przeciwko Hamasowi w Strefie Gazy. Dotychczas miało zginąć tam co najmniej 11 tys. osób – wynika z danych administracji palestyńskiej w enklawie. Około 40 proc. to dzieci. Wiarygodności tych danych nie sposób zweryfikować.

Irańskie Siły Quds, część Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC), służą jako główny punkt kontaktu z regionalnymi organizacjami paramilitarnymi, które działają przede wszystkim w słabych i podzielonych państwach. Zapewniają im szkolenia, broń i fundusze na promowanie irańskich celów regionalnych.

Teheran postrzega atak Hamasu na Izrael jako początek dłuższej konfrontacji. Jak twierdzą wyżsi rangą dowódcy IRGC, „operacja palestyńska jest początkiem ruchu osi oporu mającego na celu zniszczenie Izraela”. Nawet gdy walki między Izraelem a Hamasem ustaną, Teheran może więc przygotowywać się do kolejnych eskalacji z różnych frontów. A wspierane przez niego bojówki są dziś silniejsze niż jeszcze kilka lat temu. Wystarczy spojrzeć na Hezbollah, który ekspert think tanku Atlantic Council Nicholas Blanford określił niedawno mianem „starszego brata małego Hamasu”. W wyniku izraelskiej inwazji na Liban Hezbollah stoczył w 2006 r. 34-dniową wojnę z Izraelem. Dziś szacuje się, że ma od 20 tys. do 50 tys. bojowników oraz arsenał dronów, broni strzeleckiej, artylerii, czołgów i coraz bardziej wyrafinowanych precyzyjnych pocisków rakietowych.

Przywódca Hezbollahu Hasan Nasr Allah ostrzegł w sobotę, że Hezbollah „ulepszył” swoje ataki, używając nowej broni, i zdywersyfikował swoje cele wewnątrz Izraela. Libański dziennik „L’Orient Journal” pisze, że na wzmocnienie potencjału militarnego bojówki po 2006 r. wpływ miała w szczególności jego interwencja w Syrii. Hezbollah walczył tam u boku syryjskiego reżimu. Umożliwiło to Nasr Allahowi m.in. poprawę umiejętności prowadzenia wojny miejskiej. „Doświadczenie to może zostać wykorzystane w potencjalnej wojnie z Izraelem, w szczególności poprzez infiltrację osiedli w Galilei” – czytamy w „L’Orient Journal”. W Syrii Hezbollah miał również nauczyć się obsługi dronów.

Z perspektywy Izraela ruch libański jest tylko jednym z wielu zagrożeń.

Już pod koniec października jemeńskie ugrupowanie Huti oświadczyło, że wystrzeliło „dużą liczbę” dronów i pocisków balistycznych w kierunku państwa żydowskiego po tym, jak izraelskie wojsko stwierdziło, że zestrzeliło zbliżający się „cel powietrzny” w pobliżu miasta Ejlat nad Morzem Czerwonym.

Jemeńscy analitycy twierdzą, że ataki te wskazują na rosnące możliwości Huti. Po nieudanej próbie pokonania grupy przez koalicję wojskową pod wodzą Saudyjczyków Huti zarządzają obecnie większością północnego Jemenu. Stali się jednocześnie ważnym ramieniem osi oporu. Farea Al-Muslimi z think tanku Chatham House tłumaczył, że w 2015 r., kiedy rozpoczęła się interwencja wojskowa Saudyjczyków w Jemenie, Huti nie mieli możliwości prowadzania ataków za pośrednictwem dronów. W kolejnych latach – przy wsparciu Iranu – tę zdolność jednak zwiększyli.

Dywersyfikacja źródeł ataków na Izrael jest kluczową strategią osi oporu. ©℗