- Twierdzenie polskiego MSZ, że reforma UE jest niepotrzebna, świadczy o oderwaniu od nastrojów większości państw - mówi Katarzyna Pisarska, szefowa Warsaw Security Forum.

Uczestnicząc w dyskusji na temat reformy Unii Europejskiej w Berlinie, miała pani wrażenie, że tym razem naprawdę mamy do czynienia z tzw. momentem traktatowym?
ikona lupy />
Katarzyna Pisarska, szefowa Warsaw Security Forum / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe

Francja i Niemcy chciałyby, żeby ten moment traktatowy nadszedł, ale to wynika ze zrozumienia, że UE musi się rozszerzyć. W Paryżu i Berlinie panuje przekonanie, że kolejne rozszerzenie – które w najbliższej dekadzie może dotyczyć nawet sześciu, siedmiu państw – samo w sobie powoduje tak duże wyzwania instytucjonalne dla Unii, że bez kompleksowej reformy traktatowej może się okazać niemożliwe albo bardzo trudne. Podstawowym celem konferencji, którą organizowała minister spraw zagranicznych RFN Annalena Baerbock, było więc powiązanie tych dwóch spraw. Co znamienne, Baerbock zaprosiła do Niemiec wszystkich ministrów spraw zagranicznych państw kandydujących: był minister Dmytro Kułeba z Ukrainy oraz, co ciekawe, minister spraw zagranicznych Turcji Hakan Fidan, który pierwszy raz pojawił się na takim spotkaniu, co pokazuje, że Niemcy nie zamykają Ankarze drogi do rozszerzenia. Były państwa bałkańskie, które narzekały, że proces rozszerzenia tak długo trwa i nie jest równy dla wszystkich. Jeżeli chodzi o same reformy, to dwie rzeczy są priorytetowe dla Niemców i Francuzów, ale myślę, że nie tylko dla nich. Pierwsza to umocnienie przestrzegania przez państwa członkowskie zasady rządów prawa. Druga kwestia to postulat zdjęcia możliwości blokowania decyzji z obszaru polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. W 80 proc. kwestii, którymi zajmuje się UE, głosowanie większością kwalifikowaną istnieje od lat 80. XX w., ale pozostają ważne kwestie, w których każde państwo ma prawo weta.

Jednomyślność to bezpiecznik dla mniejszych państw.

To temat najbardziej nośny, bo zrozumiały, chociaż dotyczy niewielkiej części decyzji. Weźmy sankcje wobec Rosji: co sześć miesięcy spotyka się Rada i głosuje za odnowieniem obowiązujących sankcji albo przyjęciem kolejnego pakietu. Wystarczy jedno państwo, jak Węgry, które powiedziałoby „nie”, i wtedy wszystkie sankcje przestają obowiązywać. W tych obszarach, w których jest możliwe zastosowanie weta, z perspektywy Polski jest to najczęściej niekorzystne. Polska i UE, wbrew pozorom, w obszarze polityki zagranicznej doświadczyły dużej konwergencji. Jesteśmy w głównym nurcie europejskiej polityki zagranicznej, a nie na jej obrzeżach, jak Węgry. 10–15 lat temu nasze stanowiska na temat Rosji były zupełnie odmienne, niewyobrażalne było, że UE mogłaby wprowadzić sankcje na Rosję, a dzisiaj wszystkie państwa (z wyjątkiem Węgier) mówią wspólnym głosem, jeśli chodzi o politykę wobec Moskwy.

Na razie ciągle rozmawiamy o propozycjach Francji i Niemiec, które nie są nawet elementem formalnego procesu zmiany traktatu. Czy w ramach tej dyskusji nasz region jest w ogóle słyszalny?

Odwróciłabym pytanie: czy z naszej strony padły już jakieś propozycje, do których nasi zachodni partnerzy mogliby się odnieść? Moje doświadczenie jest takie, że w Unii jest ogromny głód głosu naszego regionu, w tym przede wszystkim Polski. Fakt, że dwa największe i najstarsze państwa UE wychodzą z propozycjami – zresztą nieformalnymi, bo proponowanymi na razie przez think tanki z Berlina i Paryża – nie oznacza, że to wyraz dominacji francusko-niemieckiej, a raczej pokaz skutecznej realizacji polityki europejskiej. Po naszej stronie nie brak przecież w tym obszarze kompetencji, a raczej woli politycznej, która przekłada się na sprawczość. Jeżeli naszym stanowiskiem – jak usłyszałam w Berlinie ze strony polskiego MSZ – jest to, że reforma jest zupełnie niepotrzebna i najpierw rozszerzymy UE, a potem ją zreformujemy, to robimy to w oderwaniu od nastrojów większości państw unijnych.

A nie chodzi o to, że dyskusje o reformie traktatowej są tylko pretekstem, by opóźnić rozszerzenie?

Ministrowie z państw kandydujących dziękowali minister Baerbock za zaangażowanie w proces rozszerzenia. Kanclerz Olaf Scholz jest z innej partii, ale widziałam autentyczną chęć przyspieszenia rozszerzenia, co dwa, trzy lata temu wydawało się niemożliwe. Inwazja Rosji na Ukrainę zmieniła sposób myślenia europejskich elit. Jest zrozumienie, że to geopolityczny wymóg i wielka szansa, ale też zobowiązanie wobec kontynentu. Pytanie, czy jesteśmy na to przygotowani. Nie możemy tylko oczekiwać, by Ukraina czy Czarnogóra odrabiały prace domowe, by na końcu okazało się, że to my nie jesteśmy gotowi na rozszerzenie. ©℗

Rozmawiał Mateusz Roszak