- To, co obserwowaliśmy w Gazie przez ostatnie dziesięciolecia, było straszne. Teraz jesteśmy świadkami gorszego - mówi Gabriel Naumann przedstawiciel biura Lekarzy bez Granic w Jerozolimie.

Pracuje pan w Jerozolimie. Jak wygląda sytuacja na miejscu?
ikona lupy />
Gabriel Naumann przedstawiciel biura Lekarzy bez Granic w Jerozolimie / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

W tej chwili wciąż jest cicho. Przynajmniej w porównaniu ze Strefą Gazy.

A jak wygląda sytuacja na Zachodnim Brzegu?

Niestety pogarsza się. Z oczywistych przyczyn uwaga świata jest skupiona na Gazie. Ale tylko w ubiegłym tygodniu na Zachodnim Brzegu zabito 50 osób. Rannych są setki.

Spodziewa się pan zaostrzenia sytuacji poza Strefą Gazy?

Wolałbym nie spekulować na ten temat. W tej chwili martwię się humanitarnymi skutkami tej wojny. Nie możemy jednak wykluczyć wzrostu przemocy. W końcu to jedyne, co ostatnio obserwujemy. Musimy być więc przygotowani na wszystko.

Jak wygląda obecnie kontakt ze współpracownikami Lekarzy bez Granic, którzy są w Gazie?

To zależy. Czasami dostajemy od nich wiadomości kilka razy w ciągu dnia. Co do zasady komunikacja jest jednak utrudniona. Również z powodu całkowitego oblężenia Gazy przez władze izraelskie. Odcięto ją od dostaw prądu, wody i żywności. Nie dociera tam żadna pomoc humanitarna. Dlatego apelujemy, by blokada została zniesiona. Przecież na oddziałach intensywnej terapii leżą ludzie pod respiratorami. Mamy dzieci na oddziałach neonatologicznych. Bez prądu wiele podtrzymujących życie urządzeń przestanie działać.

O jakich potrzebach mówią współpracownicy ze Strefy Gazy, kiedy już uda się nawiązać kontakt?

Z tego, co od nich słyszymy, wynika, że szpitale już od jakiegoś czasu są na skraju upadku. W kilku z nich zaraz zabraknie prądu. Jest bardzo duży niedobór artykułów medycznych. W kilku szpitalach na północy nie ma już wody. Potrzeb jest wiele. To, co obserwowaliśmy przez ostatnie dziesięciolecia, było straszne. Ale to, czego jesteśmy świadkami teraz, jest gorsze. Obawiamy się tragicznej w skutkach katastrofy humanitarnej.

Lekarze, którzy pracują teraz w Gazie, to lokalni współpracownicy? Są wśród nich obcokrajowcy?

Mamy zarówno pracowników palestyńskich, jak i obcokrajowców. Wszyscy są uwięzieni w Strefie. Niektórzy zostali rozdzieleni, ewakuowali się do szpitali na południu Gazy.

W szpitalach są jakieś schrony? Miejsca, w których można się ukryć przed atakiem?

Zacznijmy od tego, że szpitale nie powinny być celem ataków. Tak samo jak karetki i pracownicy systemu ochrony zdrowia muszą być chronieni. Cywile też. Nie wiem, czy w tej chwili w szpitalach jest jakaś bezpieczna przestrzeń, która mogłaby uchronić ludzi przed nalotem. W Strefie Gazy jest kilka szkół prowadzonych przez Agencję Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA), w których są przyjmowani uchodźcy. Tylko że zapasy – m.in. żywności – zaczynają się w nich kończyć.

Nie wiadomo, ile ta wojna potrwa. I czy do Strefy Gazy zostanie wpuszczona pomoc humanitarna. Czy jest pan jednak w stanie oszacować, jakie będą potrzeby humanitarne po zakończeniu walk?

Pytanie, czy po tej wojnie Strefa Gazy będzie w ogóle istnieć. Jesteśmy świadkami bezprecedensowej eskalacji przemocy. Ona nie ustaje. Potrzeby będą tak duże, że na ten moment trudno jest to sobie wyobrazić. Ludzie będą potrzebować skomplikowanych operacji. Osoby cierpiące na choroby przewlekłe będą potrzebować leków. Niektórzy pacjenci będą musieli przechodzić dializy. Tym również trzeba się zająć. W tej chwili nie wiemy nawet, co dzieje się z placówkami, które świadczą usługi onkologiczne… Spektrum potrzeb jest bardzo szerokie. Dlatego tę eskalację przemocy trzeba zatrzymać. Ludzie muszą położyć jej kres.

Połowa mieszkańców Strefy Gazy to dzieci. Co się z nimi teraz dzieje?

W szpitalach mamy zarówno dzieci starsze, jak i noworodki. Czy wyobraża sobie pani, w jakim stanie jest ich zdrowie psychiczne? To młodzi ludzie, którzy jeszcze przed wojną dorastali w niezwykle brutalnym środowisku. A teraz ponownie są świadkami przemocy. Kilkaset zostało już zabitych. Statystyki wciąż rosną. To przerażające. Liczba dzieci zabitych w Gazie przekroczyła już liczbę dzieci zabitych podczas wojny w Ukrainie. Nie chodzi o to, by dokonywać jakichkolwiek porównań, ale pokazać skalę problemu.

We wtorek wieczorem w wyniku pożaru, który wybuchł po ostrzale, spłonął szpital Al-Ahli w mieście Gaza. Zginęło co najmniej 500 osób. Jak wygląda sytuacja w innych placówkach medycznych?

W Strefie jest ok. 15 dużych szpitali. Istnieje oczywiście wiele innych klinik medycznych. Co najmniej 30 placówek zostało zaatakowanych w pierwszych dniach wojny. Trudno nadążyć za statystykami. Poziom zniszczeń jest niezwykle wysoki, a brak komunikacji wewnątrz Strefy i poza nią sprawia, że liczby te są prawdopodobnie niedoszacowane. ©℗

Rozmawiała Karolina Wójcicka