Choć migracje wewnętrzne odbywają się teraz z zachodu na wschód, to prognozy demograficzne dla dawnej NRD są znacznie gorsze niż dla RFN.

Choć mur berliński upadł prawie rok wcześniej, to do oficjalnego zjednoczenia Republiki Federalnej Niemiec i Niemieckiej Republiki Demokratycznej doszło 3 października 1990 r. Od tego czasu bogaty zachód przeznaczał niebagatelne pieniądze na podwyższenie poziomu życia na wschodzie – szacunki mówią maksymalnie o 2 bln euro wydanych m.in. na kwestie socjalne. Jednak do dziś widać różnice społeczne między dawnymi krajami związkowymi RFN i NRD. Wymieniać można długo: dawnych Ossis (niem. Ost – wschód) od Wessis (niem. West – zachód) dzielą m.in. sympatie polityczne – na wschodzie znacznie większe poparcie ma radykalnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec, na zachodzie – lewicujący Zieloni. Na zachodzie jest nieporównanie wyższy poziom otrzymywanych spadków, co świadczy o znaczącej kumulacji kapitału. Aby wyrównać szanse życiowego startu, ostatnio Carsten Schneider (SPD), pełnomocnik rządu ds. wschodnich Niemiec, zaproponował, by wszyscy obywatele, kończąc 18 lat, otrzymywali po 20 tys. euro, a wydatek ten miałby zostać sfinansowany właśnie z podatków od spadku. Wydaje się jednak, że szanse na wprowadzenie tego rozwiązania w najbliższej przyszłości nie są duże.

84,5 mln tylu ludzi mieszka obecnie w Niemczech

16 proc. taką część ludności stanowią cudzoziemcy w zachodnich landach

7 proc. taką część ludności stanowią cudzoziemcy we wschodnich landach

Różnice między landami widać także w trendach demograficznych. O ile przez lata migracja wewnętrzna była ukierunkowana ze wschodu na zachód, o tyle od 2017 r. to się zmieniło. Zachód Niemiec wciąż jednak wybierają migranci z innych krajów – jak właśnie podał niemiecki urząd statystyczny Destatis. W tym sensie dawna NRD przypomina Polskę i dla dużej części migrantów stanowi tylko przystanek w drodze na zachód.

Ma to wpływ na prognozy liczby ludności w wieku produkcyjnym, których na zachodzie jest obecnie 51,4 mln, a na wschodzie 7,2 mln. Jednak przewidywania Destatis mówią, że za dwie dekady liczba ludzi w wieku 18–64 na wschodzie (nie licząc Berlina) zmniejszy się minimalnie o 560 tys., a maksymalnie aż o 1,2 mln, co oznacza spadek od 8 proc. do 16 proc. Jeśli duża imigracja się utrzyma, to ten spadek na zachodzie będzie wynosić zaledwie 680 tys., ale to tylko 2 proc. obecnie tam pracujących. Z kolei gdy migracja będzie niewielka, to spadek będzie wynosił 11 proc. Za to w Berlinie, największym mieście Niemiec, nawet bez imigracji zmiany liczby pracujących praktycznie nie będzie, a przy dużej liczbie nowych mieszkańców jeszcze wzrośnie o 14 proc.

Imigracja ma w tych prognozach kluczowe znaczenie, ponieważ współczynnik dzietności dla kobiet ze wschodu i tych z zachodu jest prawie taki sami (1,43 i 1,48 w 2022 r.). By liczba ludności nie malała, musi to być co najmniej 2,1.

Różnica w rozłożeniu napływu obywateli z innych krajów objawia się także w tym, że w ostatnich latach na zachodzie ludzi przybywa zarówno w miastach, jak i na wsi, a na wschodzie tylko w dużych miastach. Do rosyjskiej agresji na Ukrainę, która zaburzyła te trendy, na zachodzie mieszkańców przybywało, a na wschodzie ubywało. Za to odsetek cudzoziemców w populacji na zachodzie to aż 16 proc., a na wschodzie 7 proc. Nie zmienia to faktu, że w całym kraju Niemcy mierzą się ze starzeniem społeczeństwa. Ci na wschodzie mają średnio obecnie 47,2 roku, ci na zachodzie 44,2 – za to Berlińczycy są najmłodsi i mają średnio 42,4 roku. Ten trend będzie się pogłębiał. ©℗