Rosyjski watażka stworzył na kontynencie dobrze zorganizowaną sieć osobistych powiązań z przedstawicielami elit biznesowych, medialnych i wojskowych.

Tydzień temu Jewgienij Prigożyn opublikował na powiązanych z Grupą Wagnera kanałach na Telegramie nagranie. Szef organizacji stał na pustyni z karabinem w rękach. I sugerował, że przebywa w Afryce. Było to pierwsze takie wystąpienie od czerwcowego buntu. – Prowadzimy tu operacje zwiadowcze i sprawiamy, że pozycja Rosji na wszystkich kontynentach jest coraz silniejsza, a Afryka jeszcze bardziej wyzwolona – mówił.

Ale już kilka dni później Prigożyn miał znaleźć się na pokładzie samolotu, który rozbił się w obwodzie twerskim (jego śmierć nie została jeszcze potwierdzona przez państwa Zachodu). Wywołując jednocześnie pytania o przyszłość grupy najemników na kontynencie.

W państwach, w których wagnerowcy byli obecni – przede wszystkim w Mali i Republice Środkowoafrykańskiej (RŚA) – oficjalnej reakcji na płynące z Rosji doniesienia zabrakło. Państwowe telewizje nie informowały o zdarzeniu. Niektóre media przeklejały jedynie pojawiające się w przestrzeni publicznej depesze. – Widać duży niepokój w kręgu tamtejszych elit rządzących. Czują, że mogą wyjść na tym zamieszaniu źle – mówi nam dr Jędrzej Czerep z Polskiego Instytutu Spraw Między narodowych. Kraje te postawiły bowiem wszystko na jedną – wagnerowską – kartę, rezygnując w ostatnich latach ze współpracy z innymi partnerami. Tylko w 2022 r. z Mali wycofali się Francuzi.

Wcześniej opuścili też RŚA.

Alternatywą jest pogłębienie współpracy z władzami na Kremlu. Jednak płynne przejęcie kontroli nad działalnością organizacji dowodzonej przez byłego oficera rosyjskiego wywiadu Dmitrija Utkina, który także miał zginąć w katastrofie samolotu, nie będzie proste. Choć perspektywa stosunkowo wysokich zarobków może być dla bojowników i specjalistów związanych dotychczas z Grupą Wagnera kusząca, to kluczowa pozostaje również lojalność wobec Prigożyna. A w Afryce, mówi Czerep, pracowali jego najlepsi ludzie. Zarówno bojownicy, jak i cywile, którzy kierowali poszczególnymi biznesami. Nie zaś – jak w przypadku kremlowskich wojsk w Ukrainie – traktowani jak mięso armatnie byli więźniowie.

Poza tym śmierć watażki może osłabić pozycję Władimira Putina na kontynencie. „Kucharz Putina” stworzył dobrze zorganizowaną sieć osobistych i zakulisowych powiązań z członkami elit biznesowych, medialnych czy wojskowych w Afryce. – On się tam poruszał jak ryba w wodzie – opowiada analityk PISM. Dodając, że Rosjanie będą więc musieli zaczynać niemal od zera.

Biorąc na siebie jawną odpowiedzialność za operacje Wagnera w Afryce, Kreml podjąłby przedsięwzięcie wysokiego ryzyka. Choćby dlatego, że gdy w 2018 r. wojska amerykańskie zabiły kilkuset bojowników Prigożyna w starciu z prosyryjskimi siłami rządowymi o pole naftowe we wschodniej Syrii, Kreml mógł wyprzeć się powiązań z wagnerowcami. Unikając jednocześnie starcia dyplomatycznego. Teraz byłoby to znacznie trudniejsze.

Mohammed Hassan, analityk w think tanku Middle East Institute, tłumaczy nam, że w Syrii działalność Grupy Wagnera zmieniła się już po nieudanym marszu na Moskwę. – Obecne tam oddziały rosyjskie przy wsparciu sił irańskich otoczyły Grupę Wagnera i aresztowały jej członków. Zwłaszcza tych, którzy odmówili przyłączenia się do wojsk rosyjskich – opowiada.

Wagnerowcy są więc dziś w kraju Baszara al Asada podzieleni na dwie kategorie. Tych, którzy dołączyli do oddziałów kremlowskich, a także osoby aresztowane i przeniesione do rosyjskiej bazy lotniczej Humajmim w prowincji Latakia. – Innymi słowy Grupa Wagnera w swojej pierwotnej formule już w Syrii nie działa – tłumaczy Hassan.

Ekspert podkreśla, że śmierć Prigożyna nie będzie miała na Damaszek dużego wpływu. – Syryjski rząd polegał przede wszystkim na wsparciu wojskowym i politycznym Kremla, nie zaś Grupy Wagnera – wskazuje. A Anna Borszczewska, badaczka w ośrodku The Washington Institute for Near East Policy, dodaje w rozmowie z DGP, że obecni w Syrii wagnerowcy już wcześniej byli zależni od rosyjskiego ministerstwa obrony. Szczególnie w zakresie logistyki i przemieszczania ciężkiego sprzętu. – Ważniejszą kwestią jest to, czy członkowie rosyjskiego rządu utrzymają teraz dostęp do pól naftowych w Syrii. Tak długo, jak ktoś powiązany z Kremlem zachowa te wpływy, Rosja utrzyma strategiczne powiązania w kraju – przekonuje. Grupa Wagnera sprawowała bowiem ochronę nad polem naftowym al-Shaer. Ale Zachód twierdzi, że jest również właścicielem Evro Polis – firmy, która otrzymuje 25 proc. zysków ze sprzedaży ropy produkowanej na kilku syryjskich polach.

Choć po nieudanym puczu Prigożyna pojawiały się próby zastąpienia wagnerowców w Afryce organizacją ściślej związaną z rosyjskim Głównym Zarządem Wywiadowczym – PMC Redut – sytuacja na kontynencie może rozwinąć się inaczej niż w Syrii. Między innymi dlatego, że rynek ochroniarski jest tam wyjątkowo rozwinięty. – Spodziewam się, że duża część personelu przejdzie na wolny rynek, tworząc własne, niezależne grupy – stwierdza Czerep. ©℗