Mimo masowych ulicznych protestów i sprzeciwu Joego Bidena Kneset przegłosował pierwszą część kontrowersyjnych reform sądowniczych.

Sześć miesięcy ulicznych protestów oraz krytyka ze strony sojuszniczego Waszyngtonu i części wojskowych nie powstrzymują premiera Binjamina Netanjahu. W poniedziałek w 120-osobowym Knesecie, gdzie koalicja „Bibiego” może liczyć na 64 głosy, przegłosowano pierwszą część ustaw sądowych ograniczających prawo Sądu Najwyższego do uchylania decyzji rządu. Nie powiodły się negocjacje ostatniej szansy, a także mediacje między rządem a opozycją, które prowadził prezydent Izraela Jicchak Herzog. Głosowanie przebiegało w nerwowej atmosferze, z demonstrantami próbującymi blokować dostęp do Knesetu i okrzykami ze strony parlamentarzystów opozycji o „rozrywaniu kraju na kawałki”, „wrogach Izraela” oraz „rządzie destrukcji”. Po fiasku w negocjacjach lider opozycji Ja’ir Lapid oświadczył, że nie ma szans na porozumienie, „które zachowałoby demokrację”.

O ochronie wartości demokratycznych mówią obie strony, a ciągnący się miesiącami spór odzwierciedla bolesny i rosnący podział w izraelskim społeczeństwie między tymi, którzy dążą do państwa bardziej świeckiego (opozycja pod wodzą m.in. Lapida), a frakcjami bardziej religijnymi oraz nacjonalistycznymi (koalicja Netanjahu, który w grudniu wrócił na fotel szefa rządu i jest najdłużej urzędującym premierem w historii Izraela). W weekend, mimo upałów przekraczających 30 st. C, w Tel Awiwie, Jerozolimie, Hajfie, Beer Szewie oraz innych izraelskich miastach przeciwko rządowym planom reform protestowało nawet ok. 250 tys. ludzi, a niektóre szacunki mówią nawet o 500 tys. Ta druga liczba byłaby imponującym wynikiem, który oznaczałby, że manifestował mniej więcej co 20. Izraelczyk.

Demonstranci swoje zaniepokojenie wyrażają nie tylko z powodu chęci ograniczenia uprawnień Sądu Najwyższego, lecz także pomysłów Netanjahu, by zwiększyć rolę rządu przy mianowaniu sędziów.

Protestujący oraz opozycja mają silnego sojusznika – Stany Zjednoczone. Na niedługo przed głosowaniem w Knesecie głos w sprawie reform, wprost się do nich odnosząc, zabrał Joe Biden, do czego od miesięcy wzywały go największe liberalne amerykańskie tytuły, jak „New York Times” czy „Washington Post”. – Z perspektywy przyjaciół Izraela w USA wygląda, że obecna propozycja reformy wymiaru sądownictwa przynosi więcej podziałów, a nie mniej. Biorąc pod uwagę zakres zagrożeń oraz wyzwań, które stoją obecnie przed Izraelem, nie ma sensu, by izraelscy przywódcy zajmowali się tą sprawą. Powinni koncentrować się na łączeniu ludzi i szukaniu porozumienia – głosi oświadczenie przywódcy USA przekazane przez Biały Dom portalowi Axios. Podobny komunikat wystosował Departament Stanu, który zaapelował o „zasadnicze zmiany przy możliwie jak najszerszym poparciu”.

Biden już wcześniej, choć nie tak bezpośrednio, publicznie sygnalizował swoje niezadowolenie. Publicznie mówił, że Izrael „znalazł się w trudnym położeniu” i że ma nadzieję, iż „Bibi” „się wycofa”. W niedawnej rozmowie telefonicznej z Netanjahu ostrzegał premiera Izraela, że zaniepokojenie procedowanymi reformami wykracza w Waszyngtonie poza Biały Dom i sięga także innych ośrodków władzy. Z pewnością jest tak w Pentagonie, przedstawiciele amerykańskiego resortu obrony biją w prasie na alarm – polityczny kryzys w Izraelu może poważnie odbić się na gotowości wojska i skłonić Iran czy Hezbollah do militarnych prowokacji wobec państwa żydowskiego. A to może doprowadzić później do szerszej niepożądanej eskalacji.

Dotychczas odejściem z wojska izraelskiego, jeśli reformy zostaną wprowadzone w życie, zagroziło ok. 10 tys. rezerwistów. Wśród nich jest ponad 1 tys. pilotów sił powietrznych, a także członkowie wywiadu oraz jednostek specjalnych. W weekend grupa 15 m.in. byłych wysokich rangą wojskowych oraz szefów agencji wywiadowczych oskarżyła Netanjahu o powodowanie „poważnych szkód” dla bezpieczeństwa kraju. Sytuacja stała się na tyle napięta, że szef sztabu izraelskiej armii Herzi Halevi wystosował do wojskowych apel, by nie porzucali służby. – Nikt nie ma prawa mówić, że nie będzie dalej służył. Wzywam rezerwistów, także w te trudne dni, by oddzielili cywilne protesty od obowiązków w obszarze bezpieczeństwa. Wezwania, by nie stawiać się na służbie, szkodzą izraelskiej armii i jej gotowości bojowej – prosił. W liście do żołnierzy stwierdził też, że „bez zjednoczonej armii nie będziemy już w stanie pozostać w regionie”.

Amerykanie liczą jednak, że mimo wyniku poniedziałkowego głosowania ostatecznie uda się doprowadzić do „osiągnięcia szerokiego konsensusu”, o którym mówił w marcu Netanjahu, gdy ogłaszał przesunięcie prac nad kontrowersyjną reformą. Jedną z poważniejszych propozycji wystosował ostatnio Herzog, który w ubiegłym tygodniu przemawiał w amerykańskim Kongresie i który w niedzielę wrócił do Izraela. Zgodnie z jego planem Sąd Najwyższy utraciłby jedynie część uprawnień, ale rząd nie mógłby m.in. zwalniać prokuratora generalnego. Sama możliwość wprowadzania zmian w systemie sądownictwa miałaby też zostać zawieszona na okres co najmniej sześciu miesięcy.

Prezydencka propozycja nie została jednak przyjęta przez rząd, nie podoba się także liderom ulicznych protestów, którzy chcą szerszego wycofania się Netanjahu z jego reform. Które, jeśli zostaną w pełni przegłosowane, mogą sparaliżować kraj – Histadrut, największy zawodowy związek w Izraelu, groził wcześniej przy takim obrocie spraw strajkiem generalnym. ©℗