Nawet 10 mln Ukraińców może po wojnie potrzebować pomocy psychologicznej – mówią szacunki rządowe.

Powojenna trauma w szczególnym stopniu dotyka ofiary przemocy seksualnej ze strony rosyjskich żołnierzy. Jak mówi DGP zajmująca się tego typu sprawami prawniczka Łarysa Denysenko, dotychczas ukraińscy śledczy skierowali do sądów 286 tego typu spraw. Zapadły dwa wyroki zaoczne. Rząd przy udziale partnerów międzynarodowych wdraża programy, które mają uczulić lekarzy rodzinnych na problemy psychologiczne wywołane podobnymi traumami.

– Niełatwo doprowadzić taką sprawę do sądu. Trudności wywołuje choćby zgodna z kodeksem postępowania karnego identyfikacja sprawców – mówi Denysenko. W sukurs przychodzą nowe technologie. Bywa, że okupanci kradną ofiarom telefony komórkowe. Ukraińscy operatorzy pomagają je lokalizować, co czasem pozwala ustalić jednostkę, której żołnierze popełnili zbrodnię. Wówczas przy użyciu technik stosowanych przez dziennikarzy śledczych, w tym dogłębnego przeszukania rosyjskich serwisów społecznościowych, da się znaleźć konkretnego sprawcę.

Chodzi także o to, by uniknąć powtórzenia skandalu, za który w ubiegłym roku zapłaciła posadą rzeczniczka praw obywatelskich Ludmyła Denisowa. Urzędniczka pochopnie ogłaszała szczegóły zbrodni wojennych, w tym o charakterze seksualnym, których zgłoszenia spływały na specjalnie utworzony telefon zaufania. Część z nich się nie potwierdziła, co naraziło na szwank politykę informacyjną Ukrainy, ale też obniżyło zaufanie do osób, które w przyszłości zdecydowały się opowiedzieć o swoich przeżyciach. Denisowa w atmosferze skandalu została przez parlament odwołana ze stanowiska. Przy okazji złamano prawo, które zakazuje dymisjowania rzecznika praw obywatelskich w trakcie obowiązywania stanu wojennego.

Ukraińscy prawnicy skarżą się na niejednoznaczne zapisy kodeksu karnego. Dotychczas zbrodnie polegające na stosowaniu przemocy seksualnej wobec ludności cywilnej są sądzone zgodnie z art. 438 k.k. Przepis ten jednak nie mówi o nich wprost, a dotyczą „okrutnego traktowania jeńców wojennych albo ludności cywilnej”, za co grozi od 8 do 12 lat pozbawienia wolności, a jeśli zbrodnia zakończyła się śmiercią ofiary – karą 10–15 lat bądź dożywocia. Niektórych sędziów trzeba jednak dodatkowo przekonywać, że gwałty bądź molestowanie seksualne spełniają kodeksową definicję.

Może zabraknąć specjalistów zajmujących się traumami

Denysenko dodaje, że po wojnie społeczeństwo i system sprawiedliwości będą musiały poradzić sobie z dużo bardziej skomplikowanymi przypadkami. Jak mówi prawniczka, zna przypadki sprzedaży żon okupantom w niewolę seksualną czy świadomego wystawiania na pastwę żołnierzy wroga najsłabszych sąsiadek, np. alkoholiczek. Denysenko podkreśla, że w warunkach okupacji nie ma mowy, by jakikolwiek kontakt seksualny z okupantem uznać za dobrowolny. – Zdarzały się przypadki, gdy kobiety „godziły się” na to, próbując chronić własne dzieci – wskazuje. Prawniczka opowiada, że same kobiety padają niejednokrotnie ofiarami społecznego potępienia. Pojawiają się argumenty, że ofiara sama była sobie winna, bo wcześniej uśmiechnęła się do sprawców albo zgodziła się poczęstować ich papierosami.

Stąd potrzeba uczulenia mediów, by lepiej ukrywały tożsamość ofiar tego typu przestępstw i nie goniły za sensacyjnymi szczegółami zbrodni. – Przemoc seksualna to nie serial z Netflixa, tymczasem zdarzało się, że dziennikarze telewizyjni zamazywali tylko twarz ofiary, a nie zniekształcali jej głosu albo podawali szczegóły pozwalające na identyfikację rozmówczyń przez otoczenie, np. informując, że chodzi o matkę bliźniaczek z konkretnej miejscowości. Na szczęście ukraińscy dziennikarze lepiej to rozumieją niż jeszcze w kwietniu czy maju 2022 r. Kwestia doświadczenia – wskazuje Denysenko.

Iryna Mykyczak, do niedawna wiceminister zdrowia, a obecnie dyrektorka w rządowym Koordynacyjnym Centrum Zdrowia Psychicznego (KCPZ), zapewnia w rozmowie z DGP, że państwo przygotowuje się na zwiększenie zakresu opieki nad ofiarami przemocy seksualnej. – W ramach Narodowej Służby Zdrowia Ukrainy powstał specjalny program szkoleń lekarzy, które mają pomóc im konsultować i udzielać pomocy ofiarom przemocy seksualnej. KCPZ korzysta ze wsparcia wicepremier ds. integracji europejskiej Olhy Stefaniszyny, która koordynuje współpracę z międzynarodowymi partnerami w tym zakresie – mówi Mykyczak. – Chcielibyśmy, by nasi fachowcy przyswoili sobie nawyki rozmowy z ludźmi, którzy potencjalnie mogli paść ofiarami tego typu przemocy, ale nie zdecydowali się dotychczas na opowiedzenie o niej – dodaje.

NSZU przy współpracy ze Światową Organizacją Zdrowia (WHO) uruchomiła specjalną mapę online, która pozwala na szybkie znalezienie terminu u psychologa lub psychiatry w dowolnej gminie na terenie kraju. Obecnie w systemie jest 8200 lekarzy z 3300 zakładów. – Docelowo nawykami wsparcia psychologicznego powinien dysponować każdy lekarz rodzinny. Po wojnie zabraknie nam specjalistów, by mogli się zająć każdym potrzebującym – zauważa Alisa Ładyk-Bryzhałowa z kijowskiego oddziału WHO. Organizacja dotychczas pomogła przeszkolić 200 trenerów, którzy mają uczyć takich nawyków lekarzy pierwszego kontaktu. Szkolenia są dostępne zarówno online, jak i w trybie stacjonarnym. ©℗