Zapowiedzi doradcy prezydenta USA w sprawie gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy to dobre wiadomości dla Kijowa. Jake Sullivan mówi, że temat zostanie podniesiony podczas szczytu NATO w Wilnie. Sam model – jak przekonuje – ma nawiązywać do gwarancji udzielanych przez USA dla Izraela. Porównanie do modelu bliskowschodniego nie jest przypadkowe. Ma sugerować niepodważalność i trwałość inicjatywy.

Nie ma to jednak zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Po szczycie NATO Kijów rzeczywiście będzie najpewniej podpisywał z poszczególnymi krajami Paktu umowy o dostawach sprzętu i wsparciu na wypadek ponownego ataku Rosji. Nie znajdzie się jednak nigdy w sytuacji, w której znalazł się Izrael. Nie tylko z tego powodu, że to nie Ukraina, lecz Rosja ma broń atomową (w przypadku blisko wschodnim to zagrożony przez sąsiadów Izrael dysponuje tego typu potencjałem).

Istnieje również przepaść pomiędzy tym, co państwo żydowskie wnosi do polityki bezpieczeństwa USA w skali globu, a tym, co może zaoferować Ukraina. W końcu to Izrael w wielu wypadkach dostarcza rozwiązań technologicznych, które są wykorzystywane w amerykańskiej zbrojeniówce i siłach zbrojnych, a nie jest państwem klientem, jakim po wojnie stanie się Ukraina. Te różnice można by mnożyć.

Niemniej zapewnienia Sullivana są i tak krokiem do przodu w budowaniu architektury bezpieczeństwa w Europie Wschodniej. Szczyt w Wilnie od historycznej porażki Sojuszu w Bukareszcie w 2008 r. będzie odróżniało przede wszystkim zrozumienie, że ta architektura bez udziału Ukrainy nigdy nie będzie możliwa. Stało się jasne, że polityka nieprowokowania Rosji – promowana przez Niemcy w czasie Bukaresztu i przez wiele lat po nim – nie ma sensu, bo świat Zachodu ma do czynienia z dyktaturą, w której DNA wpisana jest ekspansja i zarządzaniem strachem. Jedynym długoterminowym rozwiązaniem jest zdecydowane osłabienie tej dyktatury w wyniku konfrontacji i nakreślenie czerwonych linii, po których przekroczeniu następuje nieuniknione uderzenie. Rosjanie znają ten model i go szanują. Gdy w 2018 r. próbowali zaatakować przy użyciu Grupy Wagnera i syryjskich milicji kontrolowane przez siły USA i antyasadowską partyzantkę instalacje naftowe pod Dajr az-Zaur, spadł na nich grad pocisków kierowanych wystrzelonych przez amerykańskie lotnictwo. Rosjanie po tym wydarzeniu grzecznie pozbierali ciała i się zawinęli. Drugi raz nie powtórzyli tego samego błędu. W przypadku Ukrainy musi być podobnie. Każda kolejna agresja powinna spotkać się z natychmiastową odpowiedzią i łaskawym pozwoleniem na pozbieranie ciał.

W tym kontekście groźne są jednak przedwileńskie dyskusje w amerykańskim świecie analitycznym na temat tego, jak definiować „kolejną agresję”? Czy będzie nią naruszenie ostrzałem moździerzowym linii rozgraniczenia, na której zatrzyma się ukraińska kontrofensywa? Czy dopiero ponowna inwazja z innego kierunku? W interesie Polski jest doprowadzenie do tego, by ta definicja była jak najwęższa i jak najmniej wieloznaczna. Dobrze by również było, gdyby nie przenikała ona w okolice art. 5 i nie spowodowała, że przyjęcie w przyszłości do NATO Ukrainy zaowocuje redefinicją casus foederis. Z punktu widzenia Polski na szczycie Sojuszu optymalne będzie przyjęcie spójnego modelu gwarancji bezpieczeństwa dla Kijowa na czas przed akcesją.

I jasna deklaracja, że Ukraina stanie się pełnoprawnym członkiem NATO w przewidywalnej perspektywie plus czytelny plan na tę akcesję. Mimo to – nawet jeśli „może to chwilę potrwać” jak przekonuje Joe Biden – warto, aby integracja Ukrainy z NATO nie odbywała się na dostosowanych do jej sytuacji warunkach, tylko na zasadach „w miarę” uniwersalnych, na których do Sojuszu weszły państwa takie jak Polska, Litwa czy Rumunia a ostatnio Finlandia. W wariancie pesymistycznym Ukraina może zakończyć wojnę bez pełnego odwojowania swojego terytorium zdefiniowanego w granicach sprzed 2014 r. A jeśli tak, to linia styczności jej wojsk z wojskami rosyjskimi będzie linią rozgraniczenia, a nie granicą państwową. Ważne, aby podejmując wówczas decyzje o przyjęciu Ukrainy do NATO, nie rozmyć pojęcia tego, czym jest atak na członka Paktu. I przekroczenie jakich granic lub linii to casus foederis (przypadek sojuszu). ©℗