W przeddzień rozpoczęcia szczytu NATO w Wilnie, równolegle do trwającej na froncie kontrofensywy, trwała batalia o szczegóły oferty Sojuszu dla Ukrainy. Kijów, mając u boku sojuszników z państw wschodniej flanki, ale także z Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch, do końca walczył o rozpoczęcie procedury akcesyjnej, nawet gdyby samo wejście do Sojuszu nie miało nastąpić przed zakończeniem wojny. Do grona sceptyków należeli tymczasem Amerykanie i Niemcy. Wołodymyr Zełenski w ostatniej chwili ma podjąć decyzję, czy w ogóle udać się na Litwę. – Nie chcę jechać do Wilna dla zabawy. Musimy otrzymać konkretne gwarancje bezpieczeństwa, dopóki nie jesteśmy w NATO – mówił prezydent Ukrainy.

Wołodymyr Zełenski zapowiadał, że jeśli ambicje Ukrainy nie zostaną zaspokojone, nie pojawi się na szczycie w Wilnie. W ostatnich tygodniach doszło do paradoksalnego odwrócenia ról. Do największych zwolenników otwarcia drzwi, oprócz Brytyjczyków i państw wschodniej flanki NATO, należą Francuzi. Amerykanie odpowiadają, że Ukraina nie jest na to gotowa. – Ze strony prezydenta to nie jest tylko gra. On naprawdę nie chce jechać do Wilna. Przeciwnego zdania jest duża część gabinetu, na czele z Olhą Stefaniszyną, wicepremier ds. integracji euroatlantyckiej – mówi DGP osoba zbliżona do ukraińskiego rządu. Według opublikowanego wczoraj sondażu KMIS 89 proc. Ukraińców popiera akcesję.

– Nie chcę jechać do Wilna dla zabawy. Ukraina musi otrzymać konkretne gwarancje bezpieczeństwa, dopóki nie jest w NATO. Tylko pod tym warunkiem nasze spotkanie będzie miało sens – mówił prezydent Ukrainy w niedzielnej rozmowie z ABC News. Opozycja ustami byłej wicepremier Iwanny Kłympusz-Cyncadze krytykuje „politykę szantażu”. – Mamy inne, lepsze argumenty – wskazuje. Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg zapowiadał trzy decyzje dotyczące Ukrainy. Liderzy mają zaakceptować długoterminowy program dostaw broni i innego wsparcia, wzmocnić więzy polityczne poprzez powołanie Rady Ukraina–NATO (to już pewne; pierwsze posiedzenie zaplanowano na środę) oraz „potwierdzić, że Ukraina zostanie członkiem NATO, i zaprezentować wspólne stanowisko, jak ją do tego zbliżyć”. Jak mówi przedstawiciel polskich władz, Kijów może liczyć na odpowiednik art. 4 Traktatu północnoatlantyckiego, zgodnie z którym „strony będą się wspólnie konsultowały, ilekroć, zdaniem którejkolwiek z nich, zagrożone będą integralność terytorialna, niezależność polityczna lub bezpieczeństwo którejkolwiek ze stron”. – Chcieliśmy nadania prawa do konsultacji szerszej kategorii państw sąsiadujących z Sojuszem, ale to się nie udało – mówi.

Akcesja bez MAP

– Z psychologicznego punktu widzenia uzależnienie odpowiedzi na pytanie „jechać czy nie?” od efektów szczytu jest słuszne. Z drugiej strony nie można nie pojechać na szczyt – mówił DGP Ołeksandr Mereżko, szef parlamentarnej komisji spraw zagranicznych. Akcenty w wypowiedziach Zełenskiego zmieniały się z biegiem czasu. Początkowo warunkował obecność zaproszeniem do akcesji, teraz wspomina o gwarancjach. Nikt w Kijowie nie ma złudzeń, że Ukraina szybko zostanie członkiem NATO. Gra toczy się jednak także o inne postulaty – gwarancje, dostawy broni i systematyczne zacieśnianie związków z Sojuszem. – Społeczeństwo oczekuje, że w Wilnie podadzą nam konkretną datę przystąpienia, dadzą gwarancje bezpieczeństwa, a w wypadku kolejnego ataku Rosji staną razem z nami do walki. To tak nie działa – komentuje politolog Ołeh Saakian. – Ważniejszy jest rozwój długoterminowych programów w dziedzinie uzbrojenia, szkoleń czy cyberbezpieczeństwa, które uwzględniałyby też finansowanie – dodaje. – Dostawy broni nie są związane z rozmowami akcesyjnymi. Dlatego czekam na Wilno z większym spokojem niż większość kolegów – mówi Ołeh Dunda, poseł rządzącego Sługi Narodu.

Wczoraj szef MSZ Ukrainy Dmytro Kułeba ogłosił, że sojusznicy osiągnęli kompromis co do wycofania się z warunku uprzedniego nadania i wykonania Planu Działań na rzecz Członkostwa (MAP). „Ta decyzja skróci drogę do NATO” – napisał. Odmowa przyznania MAP Gruzji i Ukrainie na szczycie w Bukareszcie w 2008 r., ze względu na sprzeciw Francji i Niemiec, zachęciła Rosję do zaatakowania Gruzji, a po sześciu latach – aneksji Krymu i rozpętania wojny o Donbas. W Bukareszcie zapisano, że NATO prowadzi politykę otwartych drzwi i Ukraina któregoś dnia będzie mogła przystąpić do Sojuszu. Teraz Kijów wykorzystał w negocjacjach precedens fińsko-szwedzki. W reakcji na wojnę rosyjsko-ukraińską rozmowy z oboma krajami zostały sfinalizowane bez MAP. Finlandia już jest członkiem NATO, Szwecja czeka na zgodę Turcji i Węgier. „Pytanie, czy MAP zostanie po prostu usunięty z algorytmu wejścia do NATO, czy też zaproszą nas do rozmów o członkostwie” – pisze Mychajło Samuś z Centrum Badań nad Armią, Konwersją i Rozbrojeniem.

W Bukareszcie za przyznaniem MAP Ukrainie opowiadały się Stany Zjednoczone, a także Polska, Rumunia i kraje bałtyckie. Tym razem Amerykanie znaleźli się w grupie sceptyków, za to o ambitne decyzje apeluje Francja. „Financial Times” napisał, że Waszyngton wspólnie z Berlinem sprzeciwiają się nie tylko zaproszeniu Kijowa do rozmów, ale wręcz próbują rozwodnić sformułowanie mówiące o poparciu dla członkostwa. Stefaniszyna we wczorajszej rozmowie z „Jewropejśką prawdą” mówiła, że zaproszenie Ukrainy popiera cała Bukareszteńska Dziewiątka (państwa bałtyckie, wyszehradzkie, Bułgaria i Rumunia), Dania, Norwegia i Włochy, a liderem tej grupy jest Francja. Do tego można doliczyć Wielką Brytanię i Turcję, której prezydent Recep Tayyip Erdoğan zadeklarował takie wsparcie podczas piątkowego spotkania z Zełenskim. – Europa przez 60 lat opierała bezpieczeństwo na amerykańskiej obecności i nie chciała płacić za to rachunków. Teraz zrozumiała, że jej bezpieczeństwo zależy od niej samej. W traktacie są tylko dwa kryteria akcesyjne. Ukraina oba spełniła – mówi DGP poseł Andrij Osadczuk.

Kłyczko kontra Tyson

Nasz rozmówca, który specjalizuje się w prawie międzynarodowym, odsyła do art. 10 traktatu, zgodnie z którym zaproszenie do akcesji może otrzymać każdy, kto „jest w stanie realizować zasady traktatu i wnosić wkład do bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego”. Saakian sarkastycznie komentuje, że jeśli ktoś na Zachodzie oczekuje, by Ukraina spełniła dodatkowe kryteria, musi poczekać kilka lat, zanim Kijów zdoła się cofnąć do albańskiego poziomu armii czy węgierskiego poziomu demokracji. – Nasz wkład jest oczywisty. Armia jako jedyna ma doświadczenie wojny z Rosją i staje się wzorem dla armii natowskich – mówi Osadczuk. – Natomiast nie chcę nawet słyszeć o zapisie, zgodnie z którym mielibyśmy zostać członkiem NATO od razu po wojnie. To zachęci Rosję, by ją przeciągać w nieskończoność. Kreml musi wiedzieć, że klamka zapadła. Wielka wojna to zarazem wielki test na przywództwo – dodaje.

Jeden z naszych rozmówców mówi, że Ukrainie zaszkodziły czerwcowe konsultacje w Kopenhadze, w których uczestniczyli przedstawiciele państw pozaeuropejskich. – Władze twierdzą, że rozmowy rozpoczęto z ich inicjatywy i dotyczą głównie realizacji tzw. formuły pokoju Zełenskiego, wyrażającej interesy Ukrainy, ale tak naprawdę naciskali na to Amerykanie. Dało to argument sceptykom, że skoro po trwającej kontrofensywie może dojść do rozmów pokojowych, to z zaproszeniem do akcesji nie ma co się spieszyć – dowodzi. Polski w Kopenhadze zabrakło, ale proces miał dalszy ciąg. 5 lipca Andrij Jermak, szef biura prezydenta Zełenskiego, przyjął 25 amba sadorów, w tym Bartosza Cichockiego. Wśród dyplomatów byli reprezentanci Chin, Brazylii i Południowej Afryki, a więc państw, które zachowują wobec Rosji życzliwą neutralność. Jermak zapowiedział, że spotkania w tym formacie będą kontynuowane.

– Im dłużej trwa wojna, tym lepiej widać rozbieżność interesów. Amerykanie zachowują się jak Wołodymyr Kłyczko w ringu. Chcą stopniowo osłabiać Rosję przez pełne 10 rund. My potrzebujemy nokautu à la Mike Tyson, bo każdy miesiąc to kolejni polegli i hektary przeorane tak, że przez dekady nie będą zdatne do zagospodarowania. To Amerykanie mają czas. My nie – mówi jeden z ukraińskich polityków. – Jeśli Wilno skończy się ogólnymi zapewnieniami o wsparciu dla Ukrainy, okaże się porażką, bo Rosja otrzyma prawo weta w sprawie rozszerzenia. W takim wypadku Zełenski faktycznie nie powinien jechać – mówi Serhij Sydorenko, założyciel „Jewropejśkiej prawdy”. Saakian ma więcej optymizmu. – Efekty Wilna nas ucieszą, a przyjazd Zełenskiego będzie odwlekany do ostatniej chwili, bo to niezły argument przetargowy – mówi. ©℗