- Władze musiały coś obiecać Prigożynowi, choć dowiemy się o tym nie dziś czy jutro, ale najwcześniej za kilka tygodni - mówi Igor Griecki, rosyjski politolog, Międzynarodowe Centrum Obrony i Bezpieczeństwa w Tallinnie.

ikona lupy />
Igor Griecki, rosyjski politolog, Międzynarodowe Centrum Obrony i Bezpieczeństwa w Tallinnie / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe
Co to właściwie było? Prawdziwy bunt, inscenizacja czy też bunt, który od początku zakładał porozumienie się?

To był realny bunt wojskowy, choć wymierzony nie w prezydenta Władimira Putina, ale w ministra obrony Siergieja Szojgu i szefa sztabu generalnego Walerija Gierasimowa. Jewgienij Prigożyn ostatecznie pokazał, że Kreml utracił monopol na przemoc, a pionowa struktura władzy jest niedostatecznie stabilna. Jego najemnicy przeszli 600 km i nie napotkali znaczącego oporu. Gdyby doszli do Moskwy, konflikt miałby wszelkie szanse na trwanie dłuższy czas. Tym samym kurator wagnerowców rozpoczął karierę polityczną. W tej sytuacji jednak to nie od niego będzie zależeć, jak długo ta kariera potrwa. Skoro zgodził się wyjechać do Mińska, a najemnicy mają jednak podpisywać kontrakty z resortem obrony, to znaczy, że to Putin chciał odebrać mu kontrolę nad wagnerowcami, a nie Szojgu. Bunt postawił Putina przed wyborem: albo Prigożyn, albo Szojgu. To chyba pierwszy taki przypadek w historii putinizmu. Otoczenie prezydenta zawsze podkreślało, że Putin swoich nie porzuca. I tak rzeczywiście było, nawet w przypadku silnie naruszających zasady gry albo zaliczających znaczące porażki Putin zwykle przesuwał ich horyzontalnie. Można wspomnieć ministra obrony Anatolija Sierdiukowa, którego reformy okazały się bardzo niepopularne. Wobec jego zastępców wszczęto postępowania karne, ale jego samego wysłano na menedżera do korporacji Rostiech. Teraz Putin musiał wybierać.

Co się stanie z Szojgu i Gierasimowem? Prigożyn żądał ich usunięcia.

Obserwacja ich losów będzie bardzo ciekawa. Nie wykluczyłbym decyzji kadrowych. Władze musiały przecież coś obiecać Prigożynowi, choć dowiemy się o tym nie dziś czy jutro, ale najwcześniej za kilka tygodni. Kreml będzie się starał uniknąć wrażenia, że robi cokolwiek pod dyktando buntowników. Sam bunt był już wystarczająco silnym ciosem wobec systemu. Prigożyn pokazał, że grupa kilku tysięcy dobrze zorganizowanych i doświadczonych ludzi może wziąć pod kontrolę południowe dowództwo w Rostowie nad Donem, dojść niemal do Moskwy, strącić po drodze kilka śmigłowców i nic im się za to nie stanie. Wszyscy to widzieli. W elitach regionalnych i otoczeniu Putina pojawi się popyt na tworzenie prywatnych armii. Wyobrażam sobie, że po zmianie władzy pojawią się między nimi konflikty.

W Grupie Wagnera roi się od ludzi z wojska w rodzaju zastępcy dowódcy gen. Michaiła Mizincewa. Jakim cudem Prigożyn zdołał się zbuntować bez wiedzy generalicji?

Prigożyn nie zdecydowałby się na taką awanturę bez wsparcia części generałów. Na pewno ma sojuszników w resorcie. To żaden sekret, że za klęski, choćby pod Charkowem i Chersoniem, za zatopienie krążownika „Moskwa” wielu dowódców obwinia Szojgu, który nie jest zawodowym wojskowym, więc dla znacznej części elity mundurowej nie jest swój. W innych strukturach też musi mieć sympatyków. Zajmowanie się tym, czym się zajmuje Grupa Wagnera w Afryce, bez zgody Federalnej Służby Bezpieczeństwa byłoby niemożliwe.

Prigożyn ma sojuszników politycznych?

Naturalnie. Jest lider Sprawiedliwej Rosji Siergiej Mironow. Kiedy zaczął się bunt, na kontach miejskich administracji oraz w serwisach związanych z nimi, zwłaszcza w południowej Rosji, ludzie od razu zaczęli pisać, że Prigożyn to nasz człowiek, walczy o sprawiedliwość, zmaga się z zasiedziałymi urzędnikami, którzy rozkradają budżety i przez których sytuacja na froncie jest taka, a nie inna. W obwodzie rostowskim czy Kraju Krasnodarskim jego działania były szeroko wspierane. Kiedy wyjeżdżał z Rostowa nad Donem, ludzie bili mu brawo. To mógł być jego pierwszy, ale i ostatni dzień kariery politycznej.

Putin może mu wybaczyć?

To dobre pytanie, bo rozpoczynając swój „marsz sprawiedliwości”, Prigożyn przebił monopol państwa w przestrzeni informacyjnej. Media kontrolowane przez Prigożyna zostały szybko zablokowane, by jego narracja nie przebiła się do ludności, ale kiedy zaczął podchodzić pod Woroneż, nie dało się już go ignorować. A gdy Putin wygłosił w sobotę rano przemówienie, ludzie zaczęli się interesować, co się dzieje. Właśnie w tym momencie Prigożyn stał się pełnoprawnym politykiem, zaledwie trzecim po Putinie i Aleksieju Nawalnym. Putin tymczasem nie znosi konkurencji. Kiedy ktoś staje się autentycznie popularny albo wpływowy, on go likwiduje. Nawalny jest tego najlepszym przykładem. Ale w świetle kamer nie da się usunąć Prigożyna, bo to specjalista Kremla od czarnej roboty. Wszystko, co robił, było nielegalne. Samo powołanie prywatnej firmy wojskowej jest niezgodne z prawem, a on przecież dodatkowo werbował więźniów. Mógł to robić wyłącznie za zgodą Putina, który tajnymi dekretami, zgodnie z obietnicą dawaną przez Prigożyna, ułaskawiał tych, którzy odsłużyli pół roku w Grupie Wagnera. Natychmiastowa likwidacja Prigożyna byłaby sygnałem, że Putin może unicestwiać nawet swoich. To byłby wstęp do rozłamu elit. Odkąd Prigożyn zaczął marsz na Moskwę, pojawiła się rysa na systemie. Kreml nie mógł już uniknąć strat wizerunkowych. Ceną będzie co najmniej utrata popularności, bo ludzie usłyszeli przekaz Prigożyna i część zaczęła mu ufać. Ponadto Kreml postara się teraz, by Rosjanie zapomnieli o Prigożynie. W oficjalnym polu informacyjnym go nie będzie. Najciekawsze pytanie, co mu obiecał Putin w zamian za rezygnację z marszu na Moskwę.

Wygląda na to, że część Grupy Wagnera, która walczy na froncie ukraińskim, zostanie ostatecznie podporządkowana resortowi obrony. A co z wagnerowcami w Afryce? To fundament biznesowo-wojskowego imperium Prigożyna.

Organizacja zostanie rozbita. Większość pewnie podpisze kontrakty z ministerstwem, jak chciały tego władze, a grupa przejdzie bezpośrednio pod kontrolę Kremla. Część lojalistów zostanie z Prigożynem, ale to już nie będzie to samo. Swoje imperium stracił, a Kreml nie dopuści więcej do powstania nowego.

Jaki wpływ będzie miał bunt na wojnę z Ukrainą?

Już ma, bo wszyscy widzieli, co się stało. Morale żołnierzy i tak było niewysokie. Dlatego Kreml starał się stawiać na żołnierzy zawodowych i ochotników, a nie poborowych, żeby walczący mieli choć minimalną motywację. Prigożyn tymczasem zdesakralizował władzę Putina. Pokazał, że można go zmusić do ugięcia się. ©℗

rozmawiał Michał Potocki