Bunt Jewgienija Prigożyna potrwał równo 24 godziny, po których i Kreml, i reszta świata zastanawiają się, czego właściwie byliśmy świadkami.

Wygląda na to, że przegrali wszyscy: Jewgienij Prigożyn ma zostać wygnany na Białoruś, przez co straci najpewniej kontrolę przynajmniej nad tą częścią Grupy Wagnera, która bierze udział w walkach na froncie ukraińskim. Reżim Władimira Putina okazał zaś największą słabość w swojej historii, najpierw gdy pozwolił uzbrojonej kolumnie wagnerowców przejść kilkaset kilometrów w stronę Moskwy i nie napotkać znaczącego oporu, a następnie gdy wycofał się z ogłoszonego ustami prezydenta zarzutu zdrady państwa. W sobotniej awanturze są jednak najpewniej elementy, które na razie nie wyszły na światło dzienne.

– Zapytacie mnie na pewno, co się stanie z Prigożynem. Postępowanie karne w jego sprawie zostanie umorzone, a on sam wycofa się na Białoruś. A jeśli pytacie, jaką Prigożyn ma gwarancję, że zdoła się wycofać, to jest to słowo prezydenta Rosji – powiedział w sobotę wieczorem rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow i dodał, że także najemnicy z Grupy Wagnera, którzy wzięli udział w marszu na Moskwę, unikną odpowiedzialności, „biorąc pod uwagę ich zasługi na froncie”. – Alaksandr Ryhorawicz od dawna, od ok. 20 lat zna Prigożyna. To była jego osobista propozycja, którą uzgodnił z prezydentem Putinem – podkreślił Pieskow. Wadzim Hihin, jeden z najważniejszych ideologów białoruskiego reżimu, dowodził na antenie programu „Sołowjow Live”, że dyktator odbył z Prigożynem „męską, trudną rozmowę”, której fragmenty nie nadają się do cytowania. Sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ołeksij Daniłow nie wykluczył przy tym, że Łukaszenka może odegrać pewną rolę także w przyszłych rozmowach rosyjsko-ukraińskich. „Prawdziwa grupa rosyjskich negocjatorów już istnieje, choć na razie pozostaje w cieniu” – napisał na Facebooku.

Nie wiadomo, w jakiej roli „kucharz Putina” będzie przebywać na Białorusi ani co się stanie z wagnerowcami. Pretekstem do ich konfliktu z armią był ogłoszony zamiar przejścia najemników do 1 lipca na oficjalne kontrakty z resortem obrony, co odebrałoby Prigożynowi kontrolę nad organizacją. Wcześniej sztab generalny i resort, kierowane odpowiednio przez gen. Walerija Gierasimowa i ministra Siergieja Szojgu, wprowadziły do Grupy Wagnera swoich ludzi na czele z gen. Michaiłem Mizincewem, który został zastępcą dowódcy jednostki nazywanej prywatną firmą wojskową, choć pozbawionej oficjalnej rejestracji. Pieskow komentował, że bojownicy Wagnera wrócą do swoich miejsc dyslokacji, „a część, jeśli zechce, podpisze kontrakty”. Nie wiadomo na razie, czy należy tę wypowiedź interpretować jako wycofanie się z obowiązkowego zawarcia kontraktów z wagnerowcami, bo Pieskow nie sprecyzował, co stanie się z żołnierzami, którzy nie zechcą zawrzeć takich umów. Niejasne też, co się stanie z wielotysięcznymi oddziałami Wagnera stacjonującymi w Afryce i pilnującymi eksploatacji zasobów, na których opiera się państwowo-prywatny biznes Prigożyna.

Pierwszą zapowiedzią buntu była wypowiedź Prigożyna z piątku, w której podważył podstawowe założenia rosyjskiej propagandy tłumaczącej przyczyny inwazji na Ukrainę. – Wołodymyr Zełenski, kiedy został prezydentem, był gotów na dowolne układy. Wszystko, co trzeba było zrobić, to zleźć z Olimpu i się dogadać – przekonywał. Tego samego dnia wieczorem kurator Grupy Wagnera poskarżył się, że rosyjska armia ostrzelała jego bazę na okupowanych terenach Ukrainy. W odpowiedzi wagnerowcy zajęli sztab w Rostowie nad Donem i zapowiedzieli marsz sprawiedliwości na Moskwę. Początkowo Prigożyn domagał się „oddania mu” Gierasimowa i Szojgu. Takie żądania przedstawił podczas pertraktacji z przedstawicielami resortu obrony i sztabu, wiceministrem Junus-biekiem Jewkurowem, doświadczonym w walce ze zbrojnym podziemiem byłym prezydentem północnokaukaskiej Inguszetii, oraz gen. Władimirem Aleksiejewem, zastępcą Gierasimowa. – Chłopaki giną, bo przerabiacie ich na mięso. Bez amunicji, bez myśli, bez jakichkolwiek planów. Zwykłe stare klauny – mówił Prigożyn podczas rokowań. – Przyszliśmy tu po to, by zakończyć hańbę kraju, w którym żyjemy – dodawał, zgodnie z używaną od dawna narracją o tym, że dowódcy nie są w stanie zapewnić wojskom walczącym z Ukrainą wystarczającej ilości amunicji i brak im kompetencji, by zapewnić Rosji zwycięstwo.

Ta linia krytyki oddaje nastroje przynajmniej części wojskowych, nieszanujących Szojgu za to, że minister sam nigdy w wojsku nie służył, a do resortu obrony trafił z ministerstwa sytuacji nadzwyczajnych, odpowiedzialnego głównie za walkę ze skutkami klęsk żywiołowych. W sobotę rano Putin wystąpił z orędziem do narodu, w którym nazwał buntowników zdrajcami, wezwał do jedności i dowodził, że wagnerowcy próbują wbić Rosji nóż w plecy, co może doprowadzić do chaosu porównywalnego z 1917 r. Prigożyna nie wymienił z imienia i nazwiska, co dotychczas rezerwował do największych wrogów osobistych, choćby więzionego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Po przemówieniu Putina część polityków utrzymujących dobre relacje z Prigożynem, wśród nich szef kolaboracyjnej administracji z Doniecka Denys Puszylin, zaczęła publicznie deklarować lojalność wobec prezydenta. Z kolei na wagnerowskich kanałach na Telegramie pojawiła się informacja, że „wkrótce będziemy mieli nowego prezydenta”.

Wagnerowcy podczas zajmowania Rostowa nad Donem i później, w trakcie marszu na Moskwę, strącili sześć śmigłowców i samolot, co było lepszym wynikiem niż jakikolwiek osiągnięty w ciągu doby przez Ukraińców. Marsz kolumny, która nie napotkała na drodze znaczącego oporu, a wręcz była witana z entuzjazmem przez część ludności, został wstrzymany w obwodzie lipieckim, 200 km przez Moskwą, gdy obie strony ogłosiły porozumienie. Obwód tulski, który pozostawał do przejścia, jako jedyny nie podjął wcześniej żadnych środków ostrożności, co skłoniło zwolenników tezy o inscenizacji awantury do dowodzenia, że taki finał był planowany od początku. „Washington Post” sugerował wczoraj, że Kreml co najmniej 24 godziny wcześniej wiedział o planowanym buncie. Rosyjska opozycja nie podjęła żadnych konkretnych działań, choć jeden z jej liderów, Michaił Chodorkowski, wezwał do taktycznego sojuszu z Prigożynem. „To bandyta i zbrodniarz wojenny, ale jego bunt jest unikalną możliwością. Drugiej takiej długo nie będzie” – napisał na Twitterze były oligarcha. ©℗

Wagnerowcy w ciągu doby strącili sześć śmigłowców i samolot – Ukraińcom nigdy się to nie udało