Nowe dowody podają w wątpliwość relacje greckiej straży przybrzeżnej dotyczące katastrofy statku migrantów, w którym zginęły prawdopodobnie setki osób. Analiza ruchu innych statków w okolicy sugeruje, że statek nie poruszał się przez co najmniej siedem godzin, zanim się wywrócił. Straż twierdzi natomiast, że w tych godzinach łódź była na kursie do Włoch i nie potrzebowała ratunku - podała w niedzielę BBC.

Greckie władze nadal nie ustosunkowały się do doniesień BBC - podała telewizja. W obliczu zarzutów, że w sprawie wypadku Ateny powinny zrobić więcej, do zbadania sprawy wezwało ONZ. Greccy urzędnicy utrzymują, że osoby ze statku powiedziały, że nie chciały pomocy i nie groziło im niebezpieczeństwo aż do chwili, gdy ich łódź zatonęła.

Dane otrzymane od platformy analiz morskich MarineTraffic wskazały, że godziny aktywności na małym, konkretnym obszarze, na którym później zatonęła łódź migrantów, podają w wątpliwość oficjalne twierdzenie, że nie miała ona problemów z nawigacją.

Pomiędzy 19:40 a 22:40, jak pierwotnie twierdzili greccy urzędnicy, łódź utrzymywała "stały kurs i prędkość". Zbliżenie, które sami później opublikowali, sugeruje jednak, że w czasie tym łódź migrantów stała w miejscu.

Grecy informowali, że łódź zmierzała bezpiecznie w kierunku Włoch, dlatego straż nie podjęła wobec niej żadnych działań. O godz. 23:00 - z kilkuset osobami na pokładzie - łódź zatonęła.

Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji (IOM) oceniła, że w wypadku mogły utonąć nawet setki ludzi . "To jedna z najbardziej śmiercionośnych tragedii na Morzu Śródziemnym od dekady" - oświadczyła IOM.

Rzecznik greckiego rządu Ilias Siakantaris powiedział w środę, że według niepotwierdzonych informacji na pokładzie łodzi znajdowało się 750 osób. (PAP)

jbw/ mms/