Mimo postawionych zarzutów Trump ma żelazne poparcie większości wyborców republikańskich, choć nie przyciąga już takich tłumów jak kiedyś.

Pomni szturmu sympatyków Donalda Trumpa na Kapitol z 6 stycznia 2021 r. Amerykanie szykowali się na najgorsze. Istniały obawy, że wysłuchaniu po raz pierwszy w historii przez byłego prezydenta USA zarzutów federalnych znów mogą towarzyszyć zamieszki. Szef policji w Miami Manuel Morales mówił, że służby we florydzkim mieście są gotowe na manifestację liczącą 5–50 tys. osób oraz poważne zakłócenia porządku. Tymczasem w największym mieście na Florydzie zgromadziło się maksymalnie kilka tysięcy trumpistów. Było spokojnie i obyło się bez większych ekscesów.

Nastroje spolaryzowanego społeczeństwa starał się tonować sąd federalny w Miami. Dziennikarzom nie pozwolono na filmowanie, robienie zdjęć czy chociażby nagrywanie dźwięku na posiedzeniu. W sądzie, w którym Trump nie przyznał się do żadnego z 37 stawianych zarzutów, nie wydano nawet zgody na używanie telefonów komórkowych. A jeszcze przed długą wtorkową nocą w Stanach Zjednoczonych nie brakowało ostrych komentarzy ze strony prominentnych prawicowych polityków. Kari Lake, popularna była gwiazda telewizyjna z Arizony, a teraz zagorzała trumpistka, grzmiała kilka dni temu: „Ludzie, jesteśmy w stanie wojny!”. – Jeśli chcecie dopaść prezydenta Trumpa, będziecie musieli pokonać mnie oraz 75 mln takich osób jak ja. A powiem wam, że większość z nas ma zezwolenie na broń – mówiła na weekendowej konwencji partyjnej w Georgii. Wtórował jej Andy Briggs, republikański kongresmen, który na Twitterze odwoływał się do biblijnej zasady „oko za oko”. Liberalne media za oceanem takie wypowiedzi i wpisy interpretowały jednoznacznie jako podżeganie do przemocy.

Jednak związani z lewą stroną amerykańskiej sceny politycznej eksperci monitorujący w USA skrajną prawicę uspakajają, że na razie nie widać oznak wyjątkowej mobilizacji wśród radykałów. – Jedną z najbardziej uderzających rzeczy związanych z 6 stycznia 2021 r. było dzielenie się w internecie mapami budynków, danych obszarów czy tras ewakuacyjnych. Teraz tego nie obserwujemy – mówił cytowany przez portal radia NPR Benjamin Decker, szef ośrodka śledczego Memetica. Zdaniem ekspertów po 2020 r. radykalne grupy, na czele z antylewicową Proud Boys, zmieniły nieco pole działalności z ogólnokrajowego na bardziej lokalny, angażując się w spory kulturowe i polityczne na poziomie szkół, bibliotek czy urzędów.

Faktem jest, że po przegranych wyborach prezydenckich w 2020 r. Trump potrafił mobilizować swoich sympatyków do marszów w Waszyngtonie, w których uczestniczyły dziesiątki tysięcy ludzi. Po traumatycznym dla Amerykanów 6 stycznia 2021 r. nie zdecydował się jednak na zorganizowanie „marszu miliona”, a z dostępnością biletów na jego wiece w wyborach przed rokiem nie było większego problemu. Jednak chociaż trumpistów na ulicach czy wiecach nie jest tak dużo, jak kilka lat temu, Nowojorczyk i tak ma za sobą rzeszę wiernych fanów. We wszystkich badaniach opinii publicznej pozostaje zdecydowanym faworytem do uzyskania republikańskiej nominacji w wyborach prezydenckich, niezależnie od zbierających się nad nim czarnych chmur.

Głośny sondaż stacji CBS News z ostatnich dni wykazuje, że aż 76 proc. republikańskich wyborców uważa, że federalne zarzuty wobec Trumpa są motywowane politycznie, a jedynie 12 proc. stoi na stanowisku, że przechowywanie przez niego poufnych dokumentów w Mar-a-Lago mogło stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa USA (część dokumentów dotyczyła wywiadu, wojska czy zagranicznych sojuszników). Aż 14 proc. głosujących na GOP uważa, że federalny akt oskarżenia spowoduje, iż byłego prezydenta zaczną postrzegać w lepszym świetle (7 proc. w gorszym, dla 61 proc. nie ma to żadnego znaczenia dla oceny eksprezydenta).

Kontrowersje prawne i utrzymujące się zainteresowanie mediów zdają się więc napędzać Trumpa, który z prokuratorskich oskarżeń robi główny motyw kampanii. O swojej sytuacji mówi na wiecach i spotkaniach z partyjnymi sponsorami, w e-mailach do zwolenników oferuje ceramiczne kubki z własnym zdjęciem stylizowanym na takie z policyjnej kartoteki. Walczy przy tym o wysoką stawkę; jeśli przegra wybory, to oskarżycielom prawdopodobnie uda się ostatecznie udowodnić, że złamał przepisy ustawy o szpiegostwie, a to niemal na pewno będzie oznaczać karę więzienia. To z kolei na nowo mocno wzburzy jego sympatyków, może nawet bardziej niż przegrane wybory czy dwukrotne wszczynanie przez Kongres procedury im- peachmentu. ©℗