W Sofii toczy się bezpardonowa polityczna rywalizacja, której odsłoną był najprawdopodobniej sfingowany zamach na prokuratora generalnego, który zlecić miał… on sam.

Poniedziałek, 1 maja. W stronę bułgarskiej stolicy zmierza opancerzony samochód z Iwanem Geszewem, prokuratorem generalnym. Nagle dochodzi do wybuchu... PAP donosi, że w wyniku eksplozji powstał lej o średnicy 3 m i o głębokości 30–40 cm. Według świadków zdarzenia, na których powołał się portal telewizji bTV, słup ognia sięgał nawet 5 m wysokości. Pierwsze plotki dotyczące zamachu mówiły o ładunku o sile 3 kg trotylu.

Dodatkowej dramaturgii wydarzeniu dodawał fakt, że Geszew miał podróżować z dziećmi. Cytując za bułgarskim radiem wypowiedź jego zastępcy: „Tylko jeden zbieg okoliczności uratował zarówno prokuratora generalnego, jak i jego rodzinę oraz wiele innych osób, które w tym czasie przejeżdżały tą drogą. Tylko jeden zbieg okoliczności naprawdę zapobiegł śmierci”. Wypowiedź Borysława Sarafowa pojawiła się niespełna pięć godzin po… no właśnie, po czym? Wypadku? Zamachu? Nazajutrz po „incydencie” europejska prokuratura generalna wydała oświadczenie, w którym potępiła atak na bułgarskiego prokuratora. Laura Codruţa Kövesi napisała też, że „życzy panu Geszewowi i jego rodzinie powrotu do zdrowia po tym traumatycznym incydencie”.

Co ciekawe, już kilkadziesiąt godzin po „incydencie” doniesienia zastępcy Geszewa okazały się nieprawdziwe. Dzieci prokuratora generalnego były zupełnie gdzie indziej. Sarafow tłumaczył, że źle zrozumiał swojego szefa, który w trakcie rozmowy z nim wyraził obawy o dzieci.

Media zaczęły określać incydent „wypadkiem”. Ostatecznie zdewaluował go minister spraw wewnętrznych Iwan Demerdżiew. Odpowiadając w parlamencie na pytania posłów koalicji Kontynuujemy Zmianę – Demokratyczna Bułgaria (PP-DB), powiedział, że osobiście widział uszkodzony przez eksplozję samochód. Jak to określił: „Jest na nim niewielkie uszkodzenie, które jest wynikiem przebicia reflektora przez odłamek”. Innych śladów brak. Jak wskazał, rodzaj użytego ładunku wybuchowego nie pozwolił fali uderzeniowej na przedostanie się do przedziału pasażerskiego. Minister dodał także, że pojazd, którym przemieszczał się prokurator, jest opancerzony lepiej aniżeli samochód prezydencki.

– To zdarzenie najprawdopodobniej było inscenizacją i to dość żenującą – mówi wprost Jakub Pieńkowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Kiedy pytam, jak mogło do tego dojść, tłumaczy, że Geszew poczuł się zagrożony na urzędzie, a w związku z tym postanowił pokazać, że ktoś czyha na jego życie. To by dowodziło, że jest nieustępliwy i niezależny.

– Geszew kreuje się na walczącego szeryfa, na którego polują przeciwnicy polityczni i powiązany z nimi półświatek – komentuje Jakub Bielamowicz z Instytutu Nowej Europy. – Tymczasem jest on bez wątpienia jedną z najczarniejszych (spośród naprawdę wielu czarnych) postaci bułgarskiego życia politycznego – dodaje.

Szara eminencja

Wokół bułgarskiego prokuratora generalnego od dawna pojawiało się coraz więcej wątpliwości. – Geszew od początku był emanacją rządów GERB i DPS. Mówiąc wprost, ukrywał niektóre przekręty władzy – twierdzi Pieńkowski. Politycznymi patronami prokuratora byli Bojko Metodiew Borisow z partii GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii), wchodzącej w skład jednej z największych grup w Parlamencie Europejskim – Europejskiej Partii Ludowej, a także Delan Peewski, lider reprezentującego mniejszość turecką Ruchu na rzecz Praw i Swobód (DPS). Jak wskazuje Jakub Bielamowicz, w powszechnym odczuciu Iwan Geszew właśnie ich miał ochraniać przed wymiarem sprawiedliwości.

Nominację na prokuratora generalnego otrzymał w 2019 r. na siedmioletnią kadencję (formalnie dobiegnie ona końca w 2026 r.) z rąk prezydenta. Jednak urzędnik wyłaniany jest przez Najwyższą Radę Sądownictwa (może go też odwołać). Jest to organ konstytucyjny, w skład którego wchodzi 25 członków – jedenastu wybiera parlament (Zgromadzenie Narodowe), sześciu sędziowie, czterech prokuratorzy i jednego sędziowie śledczy. Trzy pozostałe stanowiska zajmują z urzędu prokurator generalny i prezesi Naczelnego Sądu Kasacyjnego oraz Naczelnego Sądu Administracyjnego.

W 2019 r. większość w tym organie miały GERB i DPS, dlatego w społecznym postrzeganiu Geszew jest prokuratorem właśnie tych partii. Gdy w 2020 r. przez Bułgarię przetaczały się antyrządowe demonstracje w odpowiedzi na ujawnioną serię skandali korupcyjnych z udziałem prokuratury i wielu polityków, opinia publiczna miała dwa żądania – dymisji szefów rządu i prokuratury. Ten pierwszy ustąpił w związku z porażką wyborczą w kwietniu 2021 r.

Iwan Geszew przez długi czas uchodził za człowieka wszechmocnego. Co zatem musiało się wydarzyć, by stopień jego desperacji osiągnął poziom, w którym prawdopodobnie sfingował zamach na siebie? Stracił grunt pod nogami. Tezę, że nie było żadnego zamachu, w pewnym stopniu potwierdził już minister spraw wewnętrznych w czasie przywołanego wystąpienia parlamentarnego. Poinformował wtedy, że izraelski ekspert, który badał miejsce zdarzenia i sam samochód, dotarł do Bułgarii… na 90 minut przed zdarzeniem. Iwan Demerdżiew dorzucił, że „niczego nie sugeruje. Takie są fakty. Muszą zostać wyjaśnione do końca i każdy musi wyciągnąć własne wnioski”.

Bardzo ciekawą postacią w całej układance jest zastępca prokuratora generalnego Borysław Sarafow. Był uważany za jego najbliższego współpracownika. Dzień po wybuchu mówił, że opinia izraelskiego eksperta ds. terroryzmu pokrywała się z wnioskami wynikającymi ze śledztwa bułgarskiej prokuratury – celem miało być spowodowanie śmierci Geszewa. Ta teza (podobnie jak ta o narażeniu dzieci) została kilkadziesiąt godzin później obalona przez ministra spraw wewnętrznych. W związku z tym posłowie z ugrupowania Kontynuujemy Zmianę i Demokratyczna Bułgaria domagali się dymisji Sarafowa, do której jednak nie doszło. Tymczasem to właśnie zastępca prokuratora generalnego nagle zmienił front i stał się najsurowszym krytykiem Geszewa. Co więcej, w połowie maja złożył w miejskiej prokuraturze w Sofii doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstw przez swojego byłego sojusznika. Przygotowane przez niego doniesienie zawiera m.in. opis, jak Geszew wywierał wpływ na prokuratora, który prowadził śledztwo w sprawie tzw. Barcelonagate. Jak podawało bułgarskie radio, Sarafow powiadomił o sprawie także Najwyższa Radę Sądownictwa, aby sprawdziła, czy Geszew jako prokurator popełnił delikt dyscyplinarny. Moment ten otworzył nowy rozdział w wojnie na górze – na poziomie elit politycznych i związanych ze środowiskiem wymiaru sprawiedliwości.

Piąte wyboru w Bułgarii

2 kwietnia w Bułgarii odbyły się piąte w ciągu dwóch lat wybory parlamentarne. Od kwietnia 2021 r. elity polityczne nie były w stanie porozumieć się na tyle, aby sformować większościowy gabinet, a różnice w poparciu pomiędzy przeciwstawnymi obozami politycznymi pozostawały na tyle niewielkie, że żadna ze stron nie była w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. W związku z tym władzę sprawował powołany przez prezydenta Rumena Radewa rząd techniczny z Gyłybem Donewem na czele.

Po jednej stronie znajduje się GERB Bojka Borisowa, po drugiej zaś koalicja złożona z ugrupowań Kontynuujemy Zmianę, której liderem jest Kirył Petkow (premier w latach 2021–2022) i Demokratyczna Bułgaria (w której dominującą rolę odgrywa Christo Iwanow).

Kiedy w wyniku kolejnych wyborów parlamentarnych znów nie udało się wyłonić odpowiedniej większości, Bułgarii po raz kolejny zagroził polityczny klincz i sytuacja, w której prezydent przekazywałby mandat utworzenia rządu kolejnym osobom aż do momentu, w którym mógłby rozpisać – szóste z rzędu – wybory.

Misję formułowania rządu otrzymał GERB. Po (zwycięskich!) wyborach partia dysponuje jednak zaledwie 69 mandatami w 240-osobowym parlamencie. Rozpoczęły się rozmowy pomiędzy zwaśnionymi stronami – GERB a koalicją Kontynuujemy Zmianę i Demokratyczna Bułgaria. – Rzecz w tym, że obydwa stronnictwa zbudowały swój sukces polityczny, sytuując się w opozycji wobec systemu strukturalnej korupcji zbudowanej przez Bojka Borisowa, więc ich liderzy znaleźli się między młotem a kowadłem – tłumaczy ekspert PISM.

Formalne wejście Kontynuujemy Zmianę i Demokratycznej Bułgarii do koalicji z GERB można byłoby interpretować jako sprzeniewierzenie swoim ideałom politycznym. Gdyby po raz kolejny nie udało się zawiązać koalicji, a w konsekwencji doszłoby do przedterminowych wyborów, zapewne ucierpiałaby frekwencja. Społeczeństwo ma już dość tarć i niestabilności. Na tym konflikcie mogłaby także wzmocnić się jakaś trzecia siła – np. jawnie prorosyjska, antysystemowa, antyunijna, nieimigrancka i antyszczepionkowa partia Odrodzenie.

Rząd (nie)zgody narodowej

Pomysłem na rozwiązanie impasu było zbudowanie wielkiej koalicji. Ta idea pojawiła się jeszcze w czasie wczesnowiosennej kampanii wyborczej. Mówił o niej Bojko Borisow. – Jego oferta opierała się na pewnej zbieżności programowej obejmującej nurt prozachodni i prounijny. Finalnie do zawiązania „zdroworozsądkowej koalicji” doszło w imię w euroatlantyckiej przyszłości Bułgarii – tłumaczy Jakub Pieńkowski.

Koalicjanci nie chcieli jednak Borisowa jako premiera. GERB zaproponował na to stanowisko unijną komisarz ds. badań naukowych i innowacji Mariję Gabriel, która – by objąć tę funkcję – zrezygnowała z zajmowanego stanowiska w UE. Politycy mieli traktować ją jako kogoś oderwanego od bezpośredniej rywalizacji politycznej, bo nie była szerzej znana w Bułgarii. Do Parlamentu Europejskiego (z listy GERB) dostała się w latach 2009, 2014 i 2019. Z kolei od 2017 r. zasiadała w Komisji Europejskiej (najpierw jako komisarz do spraw gospodarki cyfrowej i społeczeństwa).

W końcu udało się podpisać porozumienie koalicyjne, w ramach którego… Gabriel premierem jednak nie będzie. Koalicję tworzyć miały GERB, Kontynuujemy Zmianę i Demokratyczna Bułgaria (które w wyborach startowały razem).

– Umowa koalicyjna bazuje na porozumieniu dotyczącym konieczności przeprowadzenia głębokiej reformy wymiaru sprawiedliwości – tłumaczy Jakub Bielamowicz. Dodaje, iż swój udział w tworzeniu szerokiego porozumienia politycznego miały naciski Unii Europejskiej związane z rozwiązaniem problemów w tym zakresie w ramach nowego, szerokiego rządu „zgody narodowej”, który byłby proeuropejski.

Według ekspertów na tej operacji politycznej najwięcej zyskuje Bojko Borisow, bowiem kreuje się on na architekta tej odpowiedzialnej decyzji. Kompromitują się za to pozostałe dwie partie, które jeszcze przed kilkoma dniami twierdziły, że nigdy nie stworzą rządu z GERB.

Porozumienie polityczne przewiduje, iż przez najbliższe 18 miesięcy stworzona zostanie wielka koalicja, na czele której stać będzie rotacyjny szef rządu. – Przez pierwsze 10 miesięcy premierem będzie przedstawiciel PP-DB Nikołaj Denkow, były minister edukacji i nauki, a jego następcą będzie Gabriel. Była komisarz przez pierwsze trzy kwartały trwania tego układu będzie pełniła urzędy wicepremierki oraz szefowej dyplomacji – tłumaczy Bielamowicz.

Porozumienie „politycznej mafii”

Moment, w którym rozpoczęto bardziej zinstytucjonalizowane rozmowy na temat powołania koalicji, jest ściśle związany z rozpoczęciem „wojny na górze”. – Aktorami tego sporu są prokurator generalny Iwan Geszew, jego pierwotny mocodawca Bojko Borisow, zastępca Geszewa Borislaw Sarafow oraz blok reformatorsko-liberalny – tłumaczy ekspert.

Uderzenie w prokuratora generalnego wynika niemal wprost z politycznej logiki zawiązywania koalicji. Obydwie partie, które dotychczas biły w GERB, od dawna sprzeciwiały się Geszewowi. W ciągu kilku dni sytuacja się zmieniła i jego odejścia domagają się już praktycznie wszyscy.

W odwecie Geszew, który ma możliwość szantażowania polityków głównego nurtu posiadaniem na nich „stosownych dokumentów”, zapowiedział śledztwa przeciwko Borisowowi oraz niedoszłej premier Mariji Gabriel.

W czasie konferencji prasowej po tym, jak zeznawał w sprawie z wniosku jego zastępcy, stwierdził, że „wszechmoc prokuratora generalnego jest mitem”, i dodał, że po zamachu na jego życie media zmusiły go do tłumaczenia „dlaczego nie został zabity”. Zaapelował też do członków Najwyższej Rady Sądownictwa, aby nie próbowali dokonać „zamachu stanu w sądownictwie”. Podkreślił, że w sprawie afery, o której doniósł Sarafow, nie mógł naruszyć swoich obowiązków, ponieważ był w podróży służbowej, a zastępował go… tenże Borislaw Sarafow. Geszew zwrócił również uwagę, że działania przeciwko niemu są atakiem na bułgarski system wymiaru sprawiedliwości.

Prokurator tydzień wcześniej „odmówił złożenia rezygnacji”. W ostatnim czasie co najmniej kilkukrotnie Geszew deklarował, że nie zamierza ustąpić przed upływem swojej kadencji. Stronnictwa, które domagają się jego ustąpienia, określa zaś mianem „politycznej mafii”.

– Fakt, że Geszew awanturuje się z ludźmi, którzy go mianowali, jest być może dobrą rzeczą dla nas, opinii publicznej. Jak wiadomo, to partie polityczne, które sprawują władzę, mianują prokuratora generalnego, on z kolei zaczyna załatwiać dla nich sprawy. Nie inaczej było do niedawna z Iwanem Geszewem – mówił na łamach bułgarskiego serwisu Wolnej Europy prawnik Nikołaj Hadżigenow.

Przytaczany przez to samo źródło Dimitar Markow z Programu Prawa w Centrum Badań nad Demokracją tłumaczył, że jednym z głównych powodów złej sytuacji w wymiarze sprawiedliwości jest to, że w prokuraturze występuje „centralizacja wewnętrzna”. Kiedy wszystko idzie gładko, to system działa, ale kiedy coś nim wstrząśnie, to ta sama centralizacja obraca się przeciwko swojemu liderowi. Nadrzędnym celem reformy powinno więc być jej zlikwidowanie.

Z kolei Hristo Panchugov związany z Nowym Uniwersytetem Bułgarskim wskazuje, że w tej chwili każda partia próbuje udowodnić, że jest „wojownikiem reformy sprawiedliwości” i chce upadku prokuratora generalnego. I pewnie zostanie on złożony w ofierze na ołtarzu normalizacji sytuacji w kraju, która po ponad dwóch latach impasu jest poważna.

Niepewna przyszłość bułgarskiej koalicji

Dziś wiele wskazuje na to, że do zawiązania koalicji na przedstawionych wcześniej zasadach może jednak nie dojść. W ostatni poniedziałek prezydent Rumen Radew co prawda przekazał mandat do sformułowania gabinetu koalicji ugrupowań Kontynuujemy zmianę – Demokratycznej Bułgarii (jej kandydatem na premiera jest Nikołaj Denkow), ale stwierdził, że tak naprawdę… nie powinien tego robić (w domyśle – powinien rozpisać kolejne przedterminowe wybory). Wszystko dlatego, że poseł PP-DB Radostin Wasilew ujawnił nagrania z niejawnego posiedzenia w trybie zdalnym Krajowej Rady partii Kontynuujemy Zmianę, w czasie którego dyskutowano m.in. na temat czystek w służbach oraz wariantów umożliwiających ominięcie przepisów związanych z przystąpieniem Bułgarii do strefy euro. W konsekwencji wycieku partia GERB byłego premiera Borisowa zawiesiła negocjacje koalicyjne. Wasilew stwierdził, że taśmy ujawnił w celu zapobieżenia zdradzie ideałów swojego ugrupowania w razie stworzenia rządu ze „skorumpowanymi politykami z GERB”. Sam lider Kontynuujemy Zmianę Kirył Petkow uznał, że Wasilew jest marionetką w rękach służb.

W ostatnią środę (31 maja) nastąpił kolejny zwrot akcji. Bułgarski portal Dnevnik.bg informował, że negocjacje są jednak wciąż prowadzone. Nikołaj Denkow potwierdził, że przedmiotem rozmów za zamkniętymi drzwiami jest obecnie skład i struktura nowego gabinetu. Do piątku wydarzyć może się właściwie wszystko. Jak to w bułgarskiej polityce. ©℗

Każdy próbuje udowodnić, że jest „wojownikiem reformy sprawiedliwości” i chce upadku prokuratora generalnego. I pewnie zostanie on złożony w ofierze na ołtarzu normalizacji w Bułgarii