W niedzielnej drugiej turze wyborów prezydenckich z Recepem Tayyipem Erdoganem - obecną głową państwa - zmierzy się lider Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) Kemal Kilicdaroglu. Zwracający uwagę na podobieństwo fizyczne i styl przemawiania zwolennicy porównują go z Mahatmą Gandhim; podczas swojej kariery biurokraty został też przez media - podkreślające jego dokładność - określony "urzędnikiem roku".

Kemal Kilicdaroglu urodził się 17 grudnia 1948 roku we wsi w położonej na wschodzie kraju prowincji Tunceli. Polityk należy do stanowiącej w Turcji mniejszość religijną społeczności alewickiej. W młodości chciał zostać nauczycielem - szkołę średnią ukończył jako najlepszy w swojej klasie. Studiował ekonomię i finanse na Uniwersytecie w Ankarze, po czym podjął pracę w ministerstwie skarbu i finansów.

W 1994 roku turecka prasa, doceniając jego staranność i oddanie pracy, nadała mu przydomek "urzędnika roku". Polityką zajął się w 2002 roku, kiedy z ramienia CHP wszedł do Wielkiego Zgromadzenia Narodowego (parlamentu) Turcji. W 2010 roku stanął na czele CHP; za jego rządów ugrupowanie stało się bardziej liberalne i inkluzywne. Kilicdaroglu bywał jednak w partii krytykowany za takie posunięcia, jak przyjęcie w jej szeregi kurdyjskiego aktywisty czy związkowca, co miało "rozmyć" tradycyjne kemalistyczne wartości CHP.

Kilicdaroglu jest jednym z najczęściej atakowanych fizycznie polityków w Turcji - niektórzy twierdzą, że ofiarą takich ataków pada zdecydowanie najczęściej. Uniknął m.in. próby linczu w Ankarze, przeżył atak zbrojny przeprowadzony przez Partię Pracujących Kurdystanu (PKK) oraz inny zorganizowany przez tzw. Państwo Islamskie.

Jednym z ważniejszych punktów zwrotnych w jego karierze był marsz zorganizowany w proteście wobec skazania na 25 lat więzienia Enisa Berberoglu - posła CHP - za rzekome ujawnienie tajemnic państwowych. Kilicdaroglu poprowadził 420-kilometrowy "Marsz Sprawiedliwości" z Ankary do Stambułu, by zwrócić uwagę na podupadające w kraju demokrację i rządy prawa. W trakcie 25-dniowego marszu jego uczestników wielokrotnie atakowano - słownie i fizycznie - i to właśnie wówczas do Kilicdaroglu przylgnął przydomek "tureckiego Gandhiego".

"Turecki Gandhi" otworzył kierowaną przez siebie partię na różnorodne światopoglądy; w 2020 roku zrezygnował na przykład z tradycyjnego w CHP sprzeciwu wobec noszenia przez kobiety islamskich chust. Kandydata opozycji popierają partie reprezentujące szerokie spektrum polityczne - od lewicy do islamistów - których łączyć wydaje się jedynie sprzeciw wobec Erdogana. Wybór Kilicdaroglu na kandydata na prezydenta poprzedził spór pomiędzy dwiema największymi partiami sojuszu, zakończony ostatecznie zatwierdzeniem jego kandydatury. Nawet zwolennicy opozycji zarzucają mu "nieumiejętność wygrywania" i brak charyzmy.

Jego głównym postulatem przed majowymi wyborami jest przywrócenie w Turcji systemu parlamentarnego porzuconego na rzecz prezydenckiego przez Recepa Tayyipa Erdogana. Kandydat na prezydenta chce też powrotu do "bardziej tradycyjnej" polityki gospodarczej, zbliżenia z Zachodem i NATO, odesłania do ojczyzn uchodźców z Syrii i imigrantów z innych krajów oraz zabronienia nabywania nieruchomości przez cudzoziemców.

Kilicdaroglu jest wspierany przez ugrupowania antyimigranckie i nacjonalistyczne oraz partię prokurdyjską. Szczególnie w trakcie kampanii przed turą drugą skupił się na tematach bliskich wyborcom zorientowanym nacjonalistycznie.

Lider CHP i wspierające go środowisko chcą również kontynuacji pośredniczenia i utrzymywania relacji zarówno z Ukrainą, jak i Rosją. Kilicdaroglu mówi jednak o przeniesieniu tych rozmów na poziom instytucjonalny oraz o podkreślaniu podczas rozmów z Kremlem przynależności Turcji do NATO. Polityk zobowiązał się też do przedłużenia wynegocjowanej przez Ankarę umowy umożliwiającej eksport ukraińskiego zboża.Z Ankary Jakub Bawołek (PAP)jbw/ sp/