Podczas wojny na Ukrainie węgierskie władze nieudolnie próbują grać w dobrego i złego policjanta.

Pierwszym ma być prezydent Katalin Novák, która ponad miesiąc temu w Warszawie – w czasie szczytu Bukareszteńskiej Dziewiątki (B9) – podpisała krytyczną wobec Rosji deklarację. Przed tygodniem w Turcji mówiła z kolei o tym, że rosyjskie oddziały powinny opuścić Ukrainę (nie precyzując, czy chodziło jej również o Krym, Donbas i Zaporoże).

Novák wyraźnie chce się odróżnić od nurtu dominującego w węgierskiej polityce. Jednak z uwagi na pozycję ustrojową nie należy przeceniać formułowanych przez nią sądów. Jej działania to przede wszystkim narracje oraz iluzja postępowości i otwarcia. Nawet gdyby realnie chciała wykonać jakiś ruch, ograniczać ją będzie pozycja ustrojowa. Prezydent na Węgrzech to przede wszystkim celebra. Do tego nie jest wyłaniany w wyborach powszechnych, tylko przez Zgromadzenie Narodowe, które kontroluje Viktor Orbán.

Również frankofońskie pasje Novák nie zmienią tego, że premier pozostaje kieszonkowym autokratą z ambicjami rewizjonistycznymi i działającym w logice koncertu mocarstw oraz stref wpływów promowanej przez Kreml.

Według informacji węgierskich mediów Katalin Novák 21 kwietnia odwiedzi ukraiński Obwód Zakarpacki, by spotkać się z tamtejszą mniejszością węgierską. Z kolei szef MSZ Péter Szijjártó był w weekend w Łodzi na szczycie B9, na który ostentacyjnie się spóźnił. Nawet jednak bez tego gestu jest jasne, że obecność w tym formacie Węgier jest symboliczna. Jak wynika z naszych informacji, w związku z jawnie prorosyjską polityką Budapesztu rozpatrywana była nawet opcja oficjalnego pozbycia się ich z V4 (Grupy Wyszehradzkiej) i powołania wraz z pozostałymi państwami B9 (w tym wypadku już B8) – Grupy Wyszogrodzkiej. Przez moment badano nawet, czy w mieście położonym nad Wisłą, w połowie drogi między Warszawą a Płockiem, istnieje infrastruktura konieczna do przeprowadzenia symbolicznego szczytu inaugurującego nowy format. Ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu. Po stronie polskiej pozostał jednak całkowity brak zaufania do „bratanka”. – Ile można słuchać wyświechtanych argumentów o konieczności zabezpieczenia interesów energetycznych Węgier, które mają uzasadniać prorosyjskość? Każdy ma jakieś interesy i musi je zabezpieczyć, ale niekoniecznie robi to w tak żałosny sposób – mówi rozmówca z polskich kręgów dyplomatycznych. Granicą bólu dla Warszawy była jednak wizyta Szijjártó w Mińsku w połowie lutego 2023 r. Szef węgierskiego MSZ lądował w białoruskiej stolicy zaledwie kilka dni po tym, jak marionetkowy sąd Alaksandra Łukaszenki wydał wyrok ośmiu lat więzienia na dziennikarza i wiceprzewodniczącego Związku Polaków na Białorusi Andrzeja Poczobuta. Na początku można było się jeszcze łudzić, że Węgier wykonuje jakąś delikatną misję. Nadzieje okazały się jednak płonne. Szijjártó poleciał do Mińska, aby krytykować Zachód za jego politykę wobec Ukrainy. Jak pisaliśmy w DGP, nie poinformował również polskiego MSZ o tym wyjeździe, wskutek czego stracił resztki szacunku w Warszawie.

Z kolei w ostatni piątek Orbán udzielił wywiadu publicznemu radiu Kossuth. Stwierdził, że Węgry wezmą udział w unijnych zakupach amunicji, jednak… przekażą ją własnym żołnierzom, a nie wyślą Ukrainie. Kiedy przed kilkunastoma dniami unijni liderzy zatwierdzali zakupy broni dla Ukrainy w ramach Europejskiego Instrumentu na Rzecz Pokoju, Węgry nie zablokowały tej pomocy, ale od razu zapewniły, że nie będą dostarczały jej Ukrainie. Szef węgierskiej dyplomacji stwierdził, że jego kraj poprosi o swoją część wkładu w Europejski Instrument na Rzecz Pokoju – tj. 10 mln euro, by wesprzeć tą kwotą „stabilność w regionie Bałkanów Zachodnich” oraz zmniejszenie presji migracyjnej na tym odcinku.

Równocześnie Fidesz zaczął prowadzić bezprecedensową kampanię straszenia trzecią wojną światową, czym jeszcze bardziej wpisuje się w propagandę Kremla. Orbán powiedział, że jest to zagrożenie realne, a w weekend szef frakcji Máté Kocsis dodał, że „jeśli dojdzie do wojny światowej, to wówczas będzie to wojna atomowa”. W domyśle ewentualną odpowiedzialność ponoszą wszyscy przywódcy, którzy opowiadają się za kontynuacją militarnego wsparcia Ukrainy. Węgry odgrywają również rolę doskonałego adwokata Kremla w krytyce sankcji unijnych, mówiąc, że doprowadziły one nie – jak przekonuje polska prawica – do putinflacji, ale do „inflacji sankcyjnej”.

Europa Środkowa, a przede wszystkim Polska, – dotarła z Węgrami do ściany. Budapeszt swoją polityką skutecznie osłabia odstraszanie Rosji i zmniejsza odporność na zagrożenia. Niewykluczone, że nadszedł moment decyzji w kwestii dalszej współpracy z Węgrami. I czas rzeczywistego powrotu do przeformowania Grupy Wyszehradzkiej w Wyszogrodzką. Już bez kremlowskiej agentury. ©℗