Uznanie narkotykowych karteli za organizacje terrorystyczne i interwencje wojsk USA w Meksyku – tak republikanie chcą sobie poradzić z kryzysem opioidowym.

Po głośnym medialnie porwaniu w Meksyku czterech obywateli Stanów Zjednoczonych republikanie powrócili do postulatu siłowego poradzenia sobie przez USA z problemem meksykańskich karteli narkotykowych. W ich zamiarze ma to nie tylko ukrócić proceder porwań, lecz przede wszystkim ograniczyć produkcję i napływ fentanylu, syntetycznego opioidu, po którego przedawkowaniu rocznie umiera, według szacunków, niemal 70 tys. Amerykanów. Do Stanów Zjednoczonych ten silnie uzależniający środek przeciwbólowy przerzucają przez granice właśnie kartele, za centrum laboratoryjne uznawana jest zaś Sinaloa, matecznik grupy przestępczej o tej samej nazwie. Tylko w jednym lutowym rajdzie w tym stanie armia Meksyku przejęła pół miliona tabletek fentanylu.

Rząd Meksyku już przyznawał oficjalnie, że w kraju jest nielegalnie produkowany fentanyl, ale poza pomocą wywiadowczą i służb granicznych nie chce innej współpracy z USA na tym polu. Republikanie uważają przy tym, że wyzwanie związane z kartelami przerasta państwo meksykańskie. W Kongresie znajduje się projekt ustawy, który przewiduje uznanie karteli za organizacje terrorystyczne. Gdyby został przegłosowany, mogłoby to prowadzić do bezpośredniego użycia armii USA na terytorium Meksyku. O coś takiego apelują m.in. senator Lindsey Graham czy były prokurator generalny William Barr. Ten drugi w Fox News mówił, że rząd w Meksyku jest zakładnikiem grup przestępczych, z którymi Waszyngton powinien „obchodzić się jak z tzw. Państwem Islamskim (IS)”. Jeszcze dalej poszedł republikański kongresmen James Comer, który ocenił, że Stany Zjednoczone powinny ustanowić „stałą obecność wojskową” na południe od swojej granicy.

Takie apele po prawej stronie amerykańskiej sceny politycznej pojawiają się regularnie. Pod koniec 2019 r. republikanie, a także ówczesny prezydent USA Donald Trump, grozili wysłaniem wojsk do Meksyku po zabiciu przez kartel La Línea dziewięciu osób z podwójnym obywatelstwem. Comer twierdzi nawet, że Trump wydał rozkaz zbombardowania laboratoriów i innych centrów grup przestępczych, ale wojsko odmówiło jego wykonania. Nie przedstawił jednak wiarygodnych dowodów, tak by można było twierdzić, że jest to prawda.

Zgodnie z przewidywaniami odważne propozycje republikanów wzbudziły zaniepokojenie w Mexico City. Prezydent Andrés Manuel López Obrador uznał je za „zniewagę dla Meksyku i brak szacunku dla naszej niepodległości i suwerenności”. Na konferencji prasowej zapewniał, że jego rząd „nie pozwoli żadnemu zagranicznemu rządowi na wojskową interwencję”. Za główną przyczynę kryzysu opioidowego w USA uznał problemy społeczne. Bezpośrednio ostrzegł też republikanów, że jeśli będą próbowali realizować swoje pomysły, to zaapeluje do wyborców meksykańskiego pochodzenia w Stanach Zjednoczonych, by nie głosowali na tę partię.

Sprawa granicy, w tym – oprócz przerzutu narkotyków – rekordowej za Joego Bidena liczby nielegalnych migrantów próbujących dostać się do USA, jest dla Partii Republikańskiej jednym z głównych punktów krytyki demokratycznej administracji. W odniesieniu do migracji Biały Dom ogłosił niedawno, że zamierza zaostrzyć przepisy w stylu Donalda Trumpa, tak by nie udzielać prawa do ubiegania się o azyl w USA dziesiątkom tysięcy migrantów, którzy wpierw nie szukali go w innych państwach na ich szlaku. Co do bezpośredniego użycia sił zbrojnych w Meksyku Biały Dom nie chce udzielać szerszego komentarza, a prawdopodobieństwo, że Biden zdecyduje się na taki krok, wydaje się minimalne. ©℗