Opozycjoniści poprosili o zdjęcie sankcji z oligarchy. Ujawnił to inny dysydent z zemsty za ujawnienie własnych interesów robionych z moskiewskim ratuszem

Burza wybuchła, gdy Aleksiej Wieniediktow, szef zamkniętego po inwazji na Ukrainę radia Echo Moskwy, upublicznił listy opozycjonistów do przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen i szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella. Dysydenci prosili o zdjęcie sankcji z oligarchy Michaiła Fridmana, właściciela Alfa -Banku, którego w 2019 r. „The Times” określił mianem najbogatszego mieszkańca Londynu, i jego trzech wspólników. Wieniediktow uczynił to z zemsty za to, że Fundacja Walki z Korupcją (FBK) Aleksieja Nawalnego opisała granty, które otrzymywał od władz stolicy.

Prośba o zdjęcie sankcji z właściciela Alfa -Banku

Pod listem z października 2022 r. podpisali się m.in. szef FBK Leonid Wołkow, założycielki kanału Dożd Natalja Sindiejewa i Wiera Kriczewska, opozycyjny ekonomista Władisław Inoziemcew i centroprawicowy polityk Leonid Gozman. Sygnatariusze przekonują, że Fridman był znanym z liberalnych poglądów przyjacielem zamordowanego w 2015 r. Borisa Niemcowa, jednej z czołowych postaci opozycji, a Alfa-Bank był uważany za „najbardziej prozachodnią strukturę biznesową” w Rosji. Fridman został objęty unijnymi i brytyjskimi sankcjami po rozpoczęciu inwazji, ale Amerykanie nie wpisali go na własne czarne listy. Oligarcha wyjechał z Rosji od razu 24 lutego 2022 r. i deklarował sprzeciw wobec wojny, choć Władimira Putina wprost nie skrytykował. – Dystans między panem Putinem a kimkolwiek innym jest podobny do dystansu między Ziemią a kosmosem. Powiedzenie mu czegoś antywojennego byłoby równoważne z samobójstwem – przekonywał cytowany przez Bloomberga.

Urodzony we Lwowie Fridman przed 2022 r. przedstawiał się jako mecenas kultury, finansował także ukraińskie imprezy. Zarazem był ściśle związany z otoczeniem Putina, nie tylko ze względu na to, że Alfa-Bank jest największą prywatną instytucją tego typu nad Wołgą. Fridman jeszcze od czasów studenckich przyjaźnił się z twarzą propagandy Władimirem Sołowjowem i Władisławem Surkowem, który przez wiele lat był naczelnym ideologiem reżimu i twórcą koncepcji „suwerennej demokracji”, choć w ostatnich miesiącach popadł w niełaskę i przestał pokazywać się publicznie.

Furtka dla ludzi z otoczenia Putina

Po ujawnieniu listu najszybciej zareagował Wołkow, który zawiesił udział w sprawach związanych z zarządzeniem FBK, poprosił o wybaczenie „tych, których zaufanie naruszył”, i przyznał, że „list był wielkim błędem politycznym”. Przekonywał, że chciał przekonać Zachód, by stworzył furtkę dla ludzi z otoczenia Putina, którzy w zamian za wypowiedzenie mu posłuszeństwa mieliby możliwość uniknięcia sankcji. „Odnosiłem wrażenie, że w tym momencie, na tle porażki putinowskiej armii i rozłamu w rosyjskich elitach, powstała sytuacja krytyczna i że tworząc precedens, można uruchomić reakcję łańcuchową w postaci publicznego potępienia wojny” – napisał. Wśród opozycji pojawiły się oskarżenia, że podpisy nie zostały złożone za darmo. Zainteresowane strony zaprzeczają.

Listy przykryły skandal, który wybuchł wokół ujawnionych przez FBK informacji o Wieniediktowie. Firma szefa Echa Moskwy, liberalnego, ale wpisanego w system radia należącego do Gazpromu i zamkniętego po 24 lutego 2022 r., otrzymała od moskiewskiego ratusza 680 mln rubli (40 mln zł) na druk magazynów poświęconych historii stolicy. ©℗