Ten pakiet, wraz z poprzednim, obejmuje połączone zdolności manewrowe z artylerią wspierającą. Odpowiada to co najmniej dwóm połączonym brygadom manewrowym lub sześciu batalionom piechoty, dziesięciu batalionom piechoty zmotoryzowanej i czterem batalionom artylerii – zapowiedział po piątkowym spotkaniu grupy państw wspierających Ukrainę w niemieckiej bazie w Ramstein szef połączonych sztabów Stanów Zjednoczonych gen. Mark Milley. Tylko ta ostatnia transza pomocy ma wartość ok. 2,5 mld dol. i znajdą się w niej m.in. systemy obrony przeciwlotniczej Avenger czy 90 transporterów kołowych Stryker.
Ale także europejscy sojusznicy zadeklarowali dalsze wsparcie. W ubiegłym tygodniu Szwedzi zapowiedzieli dostawę ok. 50 wozów bojowych CV90 i cieszących się doskonałą opinią systemów artyleryjskich Archer, Brytyjczycy czołgów Challenger 2, Duńczycy prawie 20 zestawów artyleryjskich Caesar, Łotysze śmigłowców, Estończycy artylerii i amunicji 155 mm. Niemcy potwierdzili to, co obiecywali wcześniej, czyli przekazanie ok. 40 wozów Marder i dodatkowo zestawy przeciwlotnicze Gepard.
– Przedstawiłem nasze polskie wsparcie polegające na tym, że będziemy w stanie zarówno wyposażyć, jak i wyszkolić żołnierzy ukraińskich do końca marca w skali do poziomu brygady – zapowiedział z kolei polski minister obrony Mariusz Błaszczak. Jeśli zsumuje się uzbrojenie zadeklarowane przez wszystkich sojuszników, to Ukraińcy w najbliższych tygodniach powinni otrzymać sprzęt dla co najmniej czterech brygad. – Podczas ofensywy Rosjan w marcu czy podczas jesiennej ofensywy na Charkowszczyźnie Ukraińcy zdobyli dużo sprzętu od najeźdźców. Teraz już to się praktycznie nie zdarza, dlatego tak bardzo potrzebują sprzętu z Zachodu – wyjaśnia Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”. Warto podkreślić, że kilka tygodni temu gen. Wałerij Załużny, naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy, powiedział w wywiadzie dla „The Economist”, że potrzebuje 300 czołgów, 600–700 bojowych wozów piechoty i 500 dział, aby pokonać Rosjan.
O ile teraz zadeklarowano przekazanie praktycznie połowy wymaganych wozów i części dział, to wciąż nie doszło do przełomu w kwestii zachodnich czołgów. Polska, a później Finlandia już wcześniej zapowiedziały, że chętnie przekażą wyprodukowane za Odrą czołgi Leopard, a do tej koalicji włączyli się m.in. Czesi i Słowacy. Oczekiwania były takie, że dołączą również Niemcy. Tak się nie stało. – Jestem przekonany, że decyzja o dostarczeniu leopardów Ukrainie zapadnie wkrótce. Administracja prezydenta Bidena ewidentnie dała na to zielone światło – komentuje dr Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – Dlatego dziwi mnie, że Niemcy jeszcze próbują to blokować. Polityczne straty są ogromne i żadnego zysku. Berlin nie kupi sobie w ten sposób miejsca przy stole negocjacyjnym. Zasłanianie się sojusznikami, co czyni rząd Olafa Scholza, tylko ich irytuje. Zwłaszcza że Format Ramstein to nie jest NATO, tu nie jest potrzebna jednomyślność – dodaje dyplomata.
Niezrozumiała jest komunikacja Niemców, u których w czwartek doszło do zmiany na stanowisku ministra obrony. Po mającej wiele wpadek Christine Lambrecht resort przejął Boris Pistorius, który po spotkaniu w Ramstein stwierdził, że decyzja odnośnie do czołgów jeszcze nie zapadła, ale może zapaść za tydzień, za dwa albo jutro. I wtedy trzeba być na nią gotowym, dlatego on zleca… sprawdzenie, ile czołgów Leopard jest w zasobach Bundeswehry i niemieckiego przemysłu.
Mimo opieszałości naszych zachodnich sąsiadów już słychać o tym, że rozpoczyna się szkolenie Ukraińców na czołgach Leopard. Realistyczne założenie jest takie, że te wozy trafią do Ukrainy w ciągu kilku tygodni. Publicznie amerykańscy urzędnicy wstrzymują się przed bezpośrednią krytyką rządu Olafa Scholza za utrzymujący się brak zgody Niemiec na transfer czołgów Leopard 2. Jednocześnie Waszyngton komunikuje, że wojna wchodzi w decydującą fazę, a Ukraińcy w ciągu najbliższych miesięcy mają spore szanse na odbicie terytoriów okupowanych obecnie przez Rosjan, w czym mają pomóc nowe pakiety pomocy z USA oraz innych krajów zachodnich. Szef Pentagonu gen. Lloyd Austin stwierdził nawet w Ramstein, że strona rosyjska ma problemy, jeśli chodzi o zapasy amunicji.
Amerykanie w ostatnich tygodniach wyraźnie stawiają na odważniejszą niż dotychczas linię. Opierając się na źródłach w administracji, „New York Times” pisał, że w Waszyngtonie topnieje obawa przed rosyjską odpowiedzią nuklearną w reakcji na zachodnią pomoc.
Równocześnie wzrasta wola do dostarczenia wsparcia, które zwiększyłoby szanse Ukrainy na skuteczne odbicie Krymu. A w tym do tej pory administracja nie była monolitem.
Byłaby to realizacja polityki, o którą od miesięcy apeluje John Herbst, blisko związany z obecną władzą ambasador USA w Kijowie z czasów pomarańczowej rewolucji. „Administracja Bidena musi oświadczyć, że jej celem jest pomoc Ukrainie w doprowadzeniu do tego, by rosyjska obecność w tym kraju była nie do utrzymania” – przekonywał niedawno w ramach Atlantic Council i dodawał, że sposobem ku temu jest zapewnienie Kijowowi artylerii, pocisków i dronów o zasięgu do 300 km, czołgów i samolotów F-16. Tak, by Ukraina przecięła rosyjski most lądowy na Krym i zmusiła Rosjan do wycofania się z południowej Ukrainy. ©℗