W ostatnich tygodniach uwagę do Bałkanów przykuła kolejna awantura wokół Kosowa, dotycząca próby rozpowszechnienia na cały kraj, a więc także na rejony zamieszkane przez Serbów, kosowskich tablic rejestracyjnych. Na ulicach powstały barykady, spór podsycała medialna histeria z wojennymi analogiami, w jego rozwiązanie angażowały się Stany Zjednoczone i Unia Europejska. Od początku było jasne, że wojny z tego nie będzie, ale tym, co może niepokoić, są widoczne po serbskiej stronie przejawy rusyfikacji debatypublicznej.

Idea „russkiego miru”, rosyjskiego świata, który poza Rosją ma obejmować wszystkie prawosławne narody wschodniosłowiańskie i uzasadniać imperialne podboje Kremla, znajduje coraz wyraźniejszej odbicie w Serbii. „Srpski svet”, lansowany m.in. przez historyka Aleksandara Rakovicia, także wiąże się z postulatem rewizji granic, aby pod panowaniem Belgradu znalazły się prawosławne ziemie należące do państw sąsiednich (oraz, rzecz jasna, odbite Kosowo). 9 stycznia Raković gościł na antenie RTRS, telewizji publicznej bośniackiej Republiki Serbskiej (RS). Tego dnia RS hucznie obchodziła Dzień Republiki, który z punktu widzenia federalnej Bośni i Hercegowiny sam w sobie jest nielegalny. Upamiętnia secesję bośniackich Serbów, która w 1992 r. zapoczątkowała wojnę w BiH. Radović dowodził, że Serbia może osiągnąć „normalność” tylko pod warunkiem zjednoczenia z RS i Czarnogórą w jednopaństwo.
– W 2023 r. przybliżymy się do tego celu. Gdzieś zrobimy duże kroki, a gdzieś mniejsze. Bądźmy cierpliwi – dowodził. I dodawał, że BiH jest państwem sztucznym, którego przeznaczeniem jest aksamitny rozwód na wzór Czechosłowacji. Z kolei Czarno góra oddzieliła się tylko czasowo, gdyż odrębny naród czarnogórski nie istnieje. Identyczne tezy w odniesieniu do Ukraińców (i Białorusinów) lansował Władimir Putin na lata przed ubiegłoroczną inwazją. Raković nie jest w tym odosobniony. Politycy na czele z prezydentem i liderem obozu rządzącego Aleksandarem Vučiciem robią z Serbii oblężoną twierdzę, na którą czyha całe zło tego świata, zwłaszcza zachodniego. Vučić skarży się na fizyczne ataki na Serbów od BiH po Kosowo. – W Badnji dan (odpowiednik Wigilii – red.) zaatakowano serbskie dzieci i nikogo to nie obeszło, ani EULEX (unijna policja w Kosowie – red.), ani Amerykanów, Niemców, ani biura ONZ – mówił. I przekonywał, że otoczenie chce, by Serbia została rzucona na kolana. Jeszcze dalej w podobnej retoryce idą prorządowetabloidy.
Dla Vučicia tego typu słowa to przede wszystkim narzędzie polityki wewnętrznej. Rządzący Serbią grają retoryką oblężonej twierdzy, ale nie zależy im na wojnie ani zrywaniu więzów z Zachodem. Vučić wyraźnie odetchnął, gdy w czerwcu 2022 r. nie doszła do skutku planowana wizyta szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa w Belgradzie. Władze wciąż deklarują zainteresowanie przystąpieniem do UE. Jednocześnie Serbia nie przyłączyła się do unijnych sankcji na Rosję, bo – podobnie jak zaprzyjaźniony z Vučiciem węgierski premier Viktor Orbán – lubi się bawić w wielowektorowość i szukanie alternatyw dla związków z Zachodem. Główna różnica między Vučiciem a Władimirem Putinem polega na tym, że Vučić nie chce wojny, a rosyjski prezydent chciał. Ale Vučić ma też kłopotliwych sojuszników, których do radykalizacji działań zachęcają Rosjanie. To w połączeniu z wojowniczą retoryką może sprawić, że w perspektywie lat Bałkany mogą znów zapłonąć. Igranie z ogniem potrafi wymknąć się spodkontroli.
Na pierwszym miejscu listy kłopotliwych sojuszników jest Milorad Dodik, lider bośniackich Serbów, obecnie prezydent RS, a w latach 2018–2022 członek prezydium BiH, trójosobowej głowy państwa. Jako członek prezydium paraliżował jego funkcjonowanie, korzystając z faktu, że decyzje w tym gremium zapadają jednomyślnie. Dodik niejednokrotnie przekraczał granice wyznaczane przez konstytucję i układ z Dayton, flirtując z Rosjanami i rozbudowując zdolności paramilitarne serbskiej części federacji. Jeździł do Moskwy już po 24 lutego 2022 r., konsultował się z Putinem przed jesiennymi wyborami w BiH, a z okazji 9 stycznia odznaczył go orderem za „miłość do RS”. Bośniacki polityk regularnie sygnalizuje zamiar secesji. Rosjanom tylko w to graj. Rosyjskie konta w serwisach społecznościowych rozdmuchują do rangi zabójstwa arcyksięcia Ferdynanda każdy bałkański incydent. Politico.com alarmowało, że w Serbii pojawili się też wagnerowcy. Kreml postara się włożyć nogę w każdą szparę w drzwiach, by prowadzić do eskalacji bałkańskich sporów. Niestety lokalni politycy zostawiają mu coraz więcej takich szpar. ©℗