Jeśli uda się go wprowadzić na ścieżkę legislacyjną, Bruksela będzie musiała ocenić, czy sprzedaż takiego towaru w jednym kraju nie zaburza działania całego wspólnego rynku.

W 2007 r. Jarosław Kaczyński pytał na konferencji prasowych, czy marihuana jest z konopi. 10 lat później weszła w życie nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, która dopuściła w Polsce sprzedaż leków na bazie konopi. Marihuana medyczna jest dziś legalna w większości krajów Unii Europejskiej (do tego grona nie dołączyły dotąd jedynie Łotwa, Węgry, Słowacja, Bułgaria i Rumunia). Natomiast dyskusja o dopuszczeniu palenia jej w celach rekreacyjnych pozostawała do tej pory anemiczna. Może to jednak ulec zmianie pod wpływem Niemiec.
Pod koniec października rząd socjaldemokratów, Zielonych i liberałów przedstawił plan legalizacji marihuany, będący spełnieniem obietnicy złożonej w kampanii wyborczej przez partie koalicyjne. Przewiduje on, że każdy dorosły Niemiec będzie miał prawo kupić i posiadać na własny użytek od 20 g do 30 g marihuany, a także hodować w domu do trzech krzaków konopi indyjskich. Jak zapowiedział na konferencji prasowej minister zdrowia Karl Lauterbach, rząd zamierza też ustanowić ramy prawne dla produkcji i dystrybucji używki. Założenie jest takie, że sprzedaż narkotyku będą prowadzić licencjonowane sklepy, a niewykluczone, że również apteki. Zostaną też wprowadzone progi akcyzowe (podobnie jak w przypadku alkoholu w Polsce) uzależnione od zawartości w produkcie THC (tetrahydrokannabinolu – głównej substancji psychoaktywnej występującej w konopiach). Część dodatkowych wpływów z podatku miałaby być przeznaczona na programy edukacyjne zapobiegające nadużywaniu substancji psychoaktywnych. Minister Lauterbach podkreślił, że choć rządowy plan przewiduje najbardziej liberalne podejście do marihuany w Europie, to jednocześnie będzie to „najbardziej uregulowany rynek w UE”, który z czasem może się stać modelem dla innych krajów. Wedle oficjalnych deklaracji projekt ustawy ma zostać opublikowany do końca tego roku.
Już dziś Niemcy są jednym ze światowych liderów w produkcji marihuany na potrzeby medyczne. Licencję na taką działalność ma nad Renem kilka firm, m.in.: Aurora, Demecan i Tilray, które łącznie dostarczają ok. 80 mln t suszu konopi indyjskich rocznie. Podstawą ich działalności jest licencja udzielona przez organ regulacyjny, czyli Federalny Instytut ds. Leków i Wyrobów Medycznych (BfArM). Preparaty Aurory, oferowane w 10-gramowych lub 5-gramowych opakowaniach, można również kupić w polskich aptekach, choć są dostępne wyłącznie na receptę. Przepisuje się je jako formę wspomagania leczenia m.in.: bólu kości, mięśni i stawów, zaburzeń snu, apetytu czy tych związanych z nadpobudliwością. Oprócz firm produkujących marihuanę medyczną wejściem w nową niszę zainteresowani są nad Renem m.in. producenci olejków CBD. Lars Mueller, prezes firmy SynBiotic, która specjalizuje się w takim asortymencie, powiedział Reutersowi, że rządowy plan to dla jego biznesu „niemal jak wygrana na loterii”.

Odciążyć palaczy i sądy

Przedstawiając założenia projektu liberalizacji, minister Lauterbach tłumaczył, że dotychczasowa surowa polityka nie przełożyła się na spadek konsumpcji narkotyków. Jego zdaniem legalizacja marihuany pozwoli lepiej monitorować rynek substancji psychoaktywnych i skuteczniej przeciwdziałać uzależnieniom. A do tego zapewni nowy strumień dochodów budżetowych. Według resortu zdrowia biznes konopny przyniesie państwowej kasie dodatkowe 4,7 mld euro rocznie. W grę wchodzą nie tylko wpływy z podatków, lecz także oszczędności związane np. z odciążeniem organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości od spraw o posiadanie i handel marihuaną. Ponadto rząd planuje umorzyć trwające postępowania karne dotyczące miękkich narkotyków (o ile zarzut odnosi się do czynu o niskiej społecznej szkodliwości). Kolejnym argumentem niemieckiego rządu za liberalizacją dostępu jest likwidacja czarnego rynku. Ministerstwo Zdrowia szacuje, że w ubiegłym roku marihuanę paliło w kraju ok. 4 mln osób, z czego jedna czwarta to 18–24-latkowie. Nie wszyscy za naszą zachodnią granicą są entuzjastycznie nastawieni do legalizacji. Na przykład władze Bawarii obawiają się najazdu narkoturystów, którzy stali się zmorą włodarzy Amsterdamu. Z kolei Niemieckie Stowarzyszenie Farmaceutów ostrzega, że liberalizacja doprowadzi do wzrostu przypadków nadużywania narkotyku. Nie podoba mu się także, że wymogi dla uzyskania licencji na produkcję preparatów dla celów rekreacyjnych będą niższe niż w przypadku tych o działaniu medycznym.
Urszula Zielińska, posłanka Zielonych, która pełni funkcję sekretarza parlamentarnego zespołu ds. legalizacji marihuany, uważa, że niemiecki plan jest umiarkowany i racjonalny. – Kolejne kraje coraz bardziej liberalnie podchodzą do marihuany. Oprócz Niemiec legalizację rozważają też Stany Zjednoczonych i Czechy. W Polsce na razie udało nam się obalić pewne mity – np. że używka ta powinna być traktowana tak samo jak twarde narkotyki – mówi Zielińska. Jako zaletę legalizacji wskazuje kontrolę państwa nad obrotem marihuaną, dodatkowe wpływy do budżetu i ograniczenie działania mafii narkotykowych. Podkreśla też, że Niemcy jako największa gospodarka Europy mogą dać przykład reszcie krajów.

Cannabis Social Clubs

Większość Europejczyków kojarzy miękkie narkotyki z Holandią. W obiegowej opinii to właśnie tam po raz pierwszy zalegalizowano marihuanę. Nic bardziej mylnego. W rzeczywistości Holandia zdekryminalizowała posiadanie małych ilości narkotyku (do 5 g) oraz dopuściła uprawę w domu sadzonek na własny użytek. Palenie marihuany jest oficjalnie tolerowane przez władze, lecz polityka ta nie wynika z żadnej specjalnej ustawy. Mimo że w Amsterdamie pełno jest coffee shopów, które sprzedają marihuanę, haszysz czy sadzonki konopi indyjskich, ich działalność jest nie tyle sankcjonowana przez prawo, ile przez obyczaj i praktykę. Pozwolenie na zakup używek mają wyłącznie rezydenci stolicy – i warunek ten jest coraz bardziej restrykcyjnie przestrzegany. Powód to rosnące niezadowolenie mieszkańców, że miasto każdego roku zalewają masy turystów spragnionych nowych doznań psychicznych. Jak wynika z analiz ośrodka badawczego Breuer&Intraval, 100 ze 166 coffee shopów w Amsterdamie funkcjonuje wyłącznie na potrzeby cudzoziemców. Na początku października burmistrz stolicy Femke Halsema zaproponowała nawet, by zakazać im wstępu do punktów sprzedaży marihuany, lecz pomysł ten odrzucili radni miejscy. Zdaniem Halsemy wzrost narkoturystyki jest tak znaczący, że wkrótce coffee shopy będą nabywać marihuanę od grup przestępczych, by zaspokoić potrzeby przyjezdnych (w Holandii nie można legalnie uprawiać konopi w celach komercyjnych – pochodzą one z importu).
Jedynym państwem członkowskim Unii Europejskiej, który zalegalizował marihuanę na własny użytek, jest Malta. Od połowy grudnia 2021 r. pełnoletni obywatele kraju mogą posiadać do 7 g tego narkotyku i uprawiać w domu do czterech krzaków konopi indyjskich. Za posiadanie większej ilości (do 28 g) grozi im jedynie mandat w wysokości od 50 do 100 euro. Ponadto osoby nieletnie przyłapane z używką muszą się stawić przed specjalną komisją, której zadaniem jest opracowanie „planu opieki” nad nimi. Z kolei dorosły, który pali marihuanę w obecności dziecka, musi się liczyć z ryzykiem mandatu w wysokości od 300 do 500 euro.
Rząd Malty, uzasadniając decyzję o liberalizacji, podkreślał, że nowe przepisy nie zachęcają do używania narkotyków, lecz jedynie zmierzają do uregulowania rynku i łagodniejszego traktowania palaczy marihuany. – Twarde podejście było nieproporcjonalne, niesprawiedliwe i przysparzało wiele cierpienia ludziom, którzy prowadzą przykładne życie – mówił minister ds. badań naukowych i innowacji Owen Bonnici.
Nie oznacza to, że marihuanę można kupić na Malcie w coffee shopie czy aptece. Uprawą i dystrybucją narkotyku zajmują się specjalne stowarzyszenia, tzw. Cannabis Social Clubs, liczące nie więcej niż 500 członków. Każdy Maltańczyk, który zapisze się do takiej kooperatywy, ma prawo kupić maksymalnie 7 g narkotyku dziennie i 50 g w miesiącu.
O ile większość państw UE jasno zakazuje posiadania i uprawy marihuany, o tyle w niektórych z nich kwestie te nie są precyzyjnie uregulowane. Portugalia w 2001 r. zdekryminalizowała posiadanie wszystkich narkotyków na własny użytek – w przypadku marihuany jest to 25 g – jednak jej sprzedaż wciąż jest nielegalna i może się wiązać z konsekwencjami prawnymi. Z kolei w Hiszpanii jest dopuszczalna uprawa na własny użytek, lecz przepisy nie precyzują liczby krzaków, które może mieć w domu obywatel. – Wszystkie te rozwiązania prawne są bardzo niedoskonałe. Część państw próbuje mieć ciastko i zjeść ciastko. Z jednej strony chcą działać zgodnie z prawem międzynarodowym i zobowiązaniami np. wynikającymi z członkostwa w ONZ, z drugiej odpowiadać na postulaty obywateli. To powoduje tylko chaos – uważa prezes stowarzyszenia Wolne Konopie Andrzej Dołecki.
W Polsce sprawa liberalizacji przepisów o posiadaniu marihuany wraca co pewien czas na sejmową agendę, ale wszystkie trzy dotychczasowe projekty ustaw opracowane przez parlamentarny zespół ds. legalizacji zostały odrzucone w pierwszym czytaniu. Posłowie proponowali m.in. możliwość legalnej uprawy marihuany medycznej, dopuszczenie posiadania do 5 g marihuany i czterech krzaków konopi na własny użytek oraz możliwość prowadzenia licencjonowanej uprawy w celach komercyjnych.

Ciche zmiany

Na poziomie międzynarodowym najważniejsze zasady polityki dotyczącej substancji psychoaktywnych powstają w ONZ, a konkretnie w Komisji ds. Środków Odurzających (CND), która odpowiada nie tylko za wypracowywanie wspólnych standardów i rekomendacji, lecz także za nadzór nad popytem i podażą narkotyków na świecie. Jednym z zadań CND jest w szczególności aktualizacja listy substancji objętych kontrolą na mocy jednolitej konwencji o środkach odurzających z 1961 r., zgodnie z którą 40 państw sygnatariuszy zobowiązało się walczyć z przestępczością narkotykową (dziś stronami tej umowy jest 186 krajów). Lista ta składa się z czterech wykazów narkotyków podzielonych ze względu na uzależniający potencjał i szkodliwość efektów. Jeszcze dwa lata temu marihuana znajdowała się w tej samej kategorii co heroina i inne groźne opioidy. W grudniu 2020 r. CND – na podstawie rekomendacji Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) – zagłosowała za usunięciem jej z wykazu najgroźniejszych substancji. Zwolennicy liberalizacji polityki narkotykowej, którzy od dawna przekonywali, że lista ONZ nie nadąża za wynikami badań i jest przestarzała, wyrażali nadzieję, że decyzja ta stanie się silnym bodźcem dla wysiłków na rzecz legalizacji marihuany. Obecnie jest ona sklasyfikowana w wykazie I, zawierającym substancje, których wykorzystywanie jest dozwolone do celów medycznych i naukowych.
Za egzekwowanie postanowień konwencji z 1961 r. odpowiada Międzynarodowy Organ Kontroli Środków Odurzających (INCB). W razie wątpliwości w kwestii polityki narkotykowej danego państwa może zażądać od niego wyjaśnień i zaproponować środki zaradcze. A jeśli nie uda się osiągnąć porozumienia – zgłosić przypadek naruszenia zobowiązań międzynarodowych do Komisji ds. Środków Odurzających i Rady Gospodarczo-Społecznej. Konwencja nie jest jednak precyzyjna w kwestii sankcji, więc najczęściej kończy się na krytyce. Jeśli dany kraj nie przestrzega zobowiązań w obszarze polityki narkotykowej, to jego działania mogą też zostać negatywnie ocenione przez INCB w jej cyklicznych raportach.
Władze Bawarii obawiają się najazdu narkoturystów, którzy stali się zmorą włodarzy Amsterdamu. Jak wynika z analiz ośrodka Breuer & Intraval, 100 ze 166 coffee shopów w tym mieście funkcjonuje wyłącznie na potrzeby cudzoziemców
Jak dotąd na legalizację marihuany do celów rekreacyjnych zdecydowało się dwóch sygnatariuszy konwencji: Urugwaj w 2017 r. i Kanada w 2018 r. INCB krytycznie odniósł się do tych ruchów. W odpowiedzi na zmiany polityki przez Canberrę oświadczył, że jest to niezgodne z zobowiązaniami wynikającymi z konwencji z 1961 r. „Rząd Kanady przyczynił się do osłabienia międzynarodowych ram prawnej kontroli narkotyków i podważenia międzynarodowego porządku opartego na zasadach” – czytamy w oświadczeniu INCB. Organ nie zdecydował się jednak wyciągnąć żadnych konsekwencji. Czy był to sygnał dla innych państw, że INCB i ONZ będą przymykać oko na liberalizację dostępu do miękkich narkotyków? Lider stowarzyszenia Wolne Konopie uważa, że tak. Jego zdaniem, skoro Niemcy chcą zalegalizować konopie indyjskie, to znaczy, że mają do tego przygotowany grunt. – ONZ zachowuje się dość dziwnie, po prostu w ogóle nie wypowiada się na ten temat. Podejrzewam, że trwają jakieś zakulisowe rozmowy. Niemcy to potężna gospodarka i nie przeprowadzają takich zmian w chaotyczny sposób – mówi Dołecki.

Bruksela w oczekiwaniu

Nieco bardziej skomplikowana wydaje się legalizacja marihuany w świetle prawa UE. Komisja Europejska podkreśla, że obszar ochrony zdrowia i regulacje dotyczące używania substancji psychoaktywnych należą do kompetencji państw członkowskich. Ale jeśli niemiecki plan liberalizacji wkroczy na ścieżkę legislacyjną, Bruksela będzie musiała się zainteresować marihuaną jako towarem, który będzie sprzedawany na wspólnym rynku. Pytana o propozycje Berlina rzeczniczka KE Anitta Hipper odpowiada na razie wymijająco, że to wciąż jedynie pomysły.
O ile Berlin najprawdopodobniej nie będzie musiał zasięgać opinii Komisji w sprawie liberalizacji zasad posiadania, o tyle kwestia produkcji i dystrybucji używki może już wymagać oceny z punktu widzenia prawa unijnego. Zgodnie ze swobodą przepływu towarów i usług niemiecka marihuana teoretycznie mogłaby być wywożona do innych krajów UE, w których jej posiadanie i sprzedaż są wciąż nielegalne. To zaś wiązałoby się z ryzykiem rozwoju czarnego rynku. Dopuszczenie w jednym kraju produkcji i handlu towarem, który pozostaje zakazany na terenie pozostałych państw członkowskich, mogłoby być uznane za naruszenie unijnych reguł. Bruksela podkreśla, że dopiero gdy Niemcy przyślą jej gotowy projekt ustawy, oceni, czy przepisy liberalizujące dostęp do marihuany wpływają na obrót towarami w całej UE, czy też rodzą konsekwencje gospodarcze wyłącznie w Niemczech i nie mają znaczenia dla funkcjonowania wspólnego rynku. ©℗