Parlament Europejski najpewniej przyjmie dziś raport Gwendoline Delbos-Corfield stwierdzający istnienie ryzyka poważnego naruszenia przez Węgry wartości, na których opiera się Unia.

Tezy stawiane w dokumencie autorstwa euro posłanki francuskich Zielonych Gwendoline Delbos-Corfield są niemal tożsame z tymi, które pojawiają się w dokumentach od 2013 r. Chodzi o wątpliwości co do tego, czy Węgry respektują unijne wartości traktatowe związane z systemem konstytucyjnym i wyborczym, niezależnością sądownictwa i innych instytucji, prawami sędziów, ochroną prywatności oraz danych, wolnością wypowiedzi, nauki, religii, zrzeszania się, prawem do równego traktowania, w tym mniejszości romskiej i żydowskiej. Do tego szerokiego katalogu dodano problemy z wolnością mediów, patologiczną wręcz korupcję, nepotyzm i niewłaściwe finansowanie partii politycznych. Mowa także o nadużywaniu instytucji stanu zagrożenia i zarządzania państwem w drodze rozporządzeń zamiast ustaw. Delbos-Corfield wytyka rządowi Viktora Orbána także odrzucenie prymatu prawa unijnego nad krajowym.
Dzisiejsze głosowanie poprzedziła wczorajsza ponadgodzinna debata na temat raportu. Tym razem w dyskusji nie wzięli udziału przedstawiciele węgierskich władz, ponieważ – jak twierdzi Bertalan Havasi, rzecznik Orbána – nikt ich na nią nie zaprosił. Euro posłanka sprawozdawczyni tłumaczyła, że Węgry nie mogą już być nazywane państwem demokratycznym, lecz półdemokratycznym bądź o reżimie hybrydowym. Dodawała, że taki kraj nie może zasiadać w Radzie Unii Europejskiej, której akty prawne dotyczą najważniejszych kwestii unijnych. Stąd Parlament Europejski ma wezwać Komisję Europejską do jeszcze ostrzejszych kroków wobec Budapesztu, czyli do wprowadzenia sankcji, których najdalej idącym przejawem może być odebranie prawa głosu w Radzie.
Według ustaleń „Népszavy” KE ma zaproponować Radzie UE wprowadzenie sankcji – na razie finansowych – już w najbliższą niedzielę. By Rada mogła stwierdzić poważne i stałe naruszenie przez Węgry wartości unijnych, potrzebna byłaby jednomyślność, której na pewno nie będzie. Po stronie Budapesztu na pewno stanie Warszawa. Rada zresztą najpewniej nie będzie się spieszyć z głosowaniem. Chodzi także o to, aby nie psuć atmosfery negocjacji z rządem Orbána, w którym poczyniono zasadnicze postępy. Budapeszt zgodził się tymczasem na stworzenie niezależnej instytucji nadzorującej walkę z korupcją oraz zbudowanie nowego systemu zamówień publicznych. Nie ma jednak na razie mowy o dalszych ustępstwach.
Już w niedzielę Komisja Europejska może zarekomendować nałożenie sankcji na Budapeszt
Wiceszef Komisji Europejskiej Didier Reynders podkreślał jednak, że KE jest gotowa do utrzymania dialogu z Węgrami. Wyraził także nadzieję, że w ramach toczących się przeciwko Budapesztowi postępowań rząd będzie się starał wprowadzić rozwiązania, które odpowiedzą na zarzuty. Eurodeputowani uznali jednak, że od czterech lat, czyli od momentu uruchomienia mechanizmu praworządności przewidzianego przez art. 7 Traktatu o UE, sytuacja na Węgrzech uległa dalszemu pogorszeniu. W kwietniu Bruksela sięgnęła też po mechanizm umożliwiający zablokowanie wypłaty środków unijnych za naruszenie praworządności. Wczorajsza debata toczyła się jednak w ramach procedury przewidzianej przez art. 7.
Komisja Europejska z jednej strony chce porozumieć się z Węgrami, jednak z racji presji politycznej Parlamentu Europejskiego nie może tego uczynić od razu, by nie doprowadzić do zerwania dialogu. Nawet w trakcie debaty podkreślano, że Węgry i Węgrzy potrzebują unijnych środków, a ich zawieszenie uderzy także w instytucje demokratyczne, jak samorządy czy organizacje społeczne. Stąd powrócił temat bezpośredniego transferu środków do instytucji aplikujących o nie, z pominięciem rządu. Stanowisko władz węgierskich, oczekiwane w najbliższym czasie, z pewnością będzie ostre, jednak samo będzie musiało być utrzymane w tonie, który nie przekreśli pracy urzędników, w tym ministra Tibora Navracsicsa, negocjującego przyjęcie przez Unię Krajowego Planu Odbudowy. ©℗