Mieszkańcy obawiają się powrotu wojny w bogatym w złoża ropy naftowej kraju. Rośnie liczba ofiar trwającej fali przemocy.

Nad Libią krąży widmo eskalacji konfliktu zbrojnego. W starciach w stołecznym Trypolisie zginęły w weekend 32 osoby, a ponad 150 zostało rannych. To najpoważniejsze walki od ponad dwóch lat. Starcia toczyły się między grupami zbrojnymi lojalnymi wobec premiera Abd al-Hamida ad-Dubajby a milicjami, które wspierają konkurencyjną administrację Fathiego Baszaghi. Podjęta w weekend przez Baszaghę próba przejęcia władzy w Trypolisie była drugą od maja, kiedy to wkroczył na kilka godzin do stolicy. Niepowodzenie w obaleniu ad-Dubajby pokazuje, że rząd w Trypolisie wciąż może liczyć na koalicję wojskową zdolną do zwalczania swoich wrogów.
Libia jest pogrążona w walkach od powstania z 2011 r., w wyniku którego został obalony wieloletni dyktator kraju Mu’ammar al-Kaddafi. Od tego czasu państwo jest podzielone między rywalizujące ze sobą rządy oraz kontrolowane przez nie bojówki. Na czele uznawanej przez społeczność międzynarodową administracji stoi premier ad-Dubajba, który rezyduje w położonym na zachodzie Trypolisie. Parlament ma natomiast siedzibę w Bengazi na wschodzie kraju. Kontrolowany jest przez przywódcę konkurencyjnej milicji Chalifę Haftara, a kierownictwo polityczne sprawuje tam wspierany przez niego Baszagha.
Naród cieszył się krótkim okresem spokoju w 2021 r., kiedy w wyniku prowadzonego przez ONZ procesu pokojowego władzę w Trypolisie objął ad-Dubajba. Jednak napięcia między rywalizującymi ze sobą frakcjami zaczęły szybko narastać, skupiając się wokół dyskusji nad sposobem wyboru kolejnego przywódcy Libii. Wybory, które miały się odbyć w grudniu ubiegłego roku, zostały odłożone na bliżej nieokreślony czas. Misja ONZ w Libii w ciągu ostatnich dwóch lat nie zdołała nakłonić parlamentu i Wysokiej Rady Państwa w Trypolisie do uzgodnienia ram prawnych dla elekcji.
Ad-Dubajba ogłosił w nich swój start. Analitycy przekonują jednak, że biorąc pod uwagę słabą pozycję opozycji, prawdopodobnie będzie próbował skonsolidować władzę. Premier wezwał co prawda do przeprowadzenia głosowania, ale nie powiedział, jakie kroki podejmie, by do nich doszło.
– Nie oddamy tego kraju w ręce złoczyńców – komentował. Walki, do których doszło w weekend, określił mianem zamachu stanu. Wielu Libijczyków obawia się, że niezależnie od tego, jak potoczą się negocjacje, nastąpi po nich kolejny wybuch przemocy. Wolfram Lacher z think tanku SWP Berlin przekonuje, że niechęć zachodnich rządów zarówno wobec Dubajby, jak i Baszaghi wróży niestabilność. – Bo w zasadzie oznacza, że ktokolwiek przejmie władzę w Trypolisie, będzie akceptowany na arenie międzynarodowej – komentował.
Sprawę komplikuje kwestia bogatych złóż ropy naftowej. Państwowe przedsiębiorstwo National Oil Corporation (NOC) było w przeszłości celem walk o wpływy. Rywalizujące grupy wielokrotnie wstrzymywały wydobycie, próbując w ten sposób wywierać presję na rząd w Trypolisie. Na mocy umów międzynarodowych wszystkie dochody ze sprzedaży zagranicznej trafiają bowiem do banku centralnego. Siły sprzymierzone z Haftarem, którego władza obejmuje znaczną część terytorium, na którym znajdują się główne pola naftowe i terminale eksportowe, były odpowiedzialne za największe przestoje w produkcji. Ostatni z nich, który zmniejszył eksport o mniej więcej połowę, zakończył się, gdy ad-Dubajba zastąpił w lipcu szefa NOC sprzymierzeńcem Haftara.
Posunięcie to niektórzy uznali za próbę przeciągnięcia wschodniego dowódcy na swoją stronę i uczynienia go bardziej otwartym na polityczne układy.
Wydobycie ropy naftowej plasuje się obecnie na poziomie 1,3 mln baryłek dziennie. Analitycy zauważają, że to właśnie ropa z Libii pomogła sprowadzić światowe ceny surowca do poziomu poniżej 100 dol. za baryłkę na początku sierpnia. Niektórzy twierdzą, że w związku z tym może być on nie tylko kluczem do przywrócenia równowagi na międzynarodowych rynkach, ale także sposobem na zapewnienie trwałej stabilności politycznej w kraju.