Maciej Pawłowski, ekspert Instytutu Nowej Europy ds. polityki śródziemnomorskiej
Udaremnienie wyborów jest konsekwencją rywalizacji trzech głównych kandydatów: kontrolującego wschód kraju gen. Chalify Haftara, urzędującego premiera Abd al-Hamida ad-Dubajby i Sajf al-Islama al-Kaddafiego, syna obalonego w 2011 r. dyktatora. Każdy z nich wykorzystywał wpływy w sądownictwie i administracji, by uniemożliwić start w wyborach pozostałym dwóm. Na przełomie listopada i grudnia w odpowiedzi na złożone skargi unieważniano ich kandydatury. Haftara ze względu na pełnienie służby wojskowej, Kaddafiego juniora z powodu bycia ściganym przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości za zbrodnie wojenne, a ad-Dubajby za złamanie złożonej w marcu obietnicy o niekandydowaniu na urząd prezydenta. Na początku grudnia sądy II instancji cofnęły wszystkie te decyzje. W konsekwencji ostateczna lista kandydatów została opublikowana dopiero 22 grudnia, co nie pozwalało na przeprowadzenie dwutygodniowej kampanii.
Kontrowersje budzi też przeforsowana przez parlament ordynacja. Przewodniczący obradującej na wschodzie kraju Izby Reprezentantów Akila Salih ogłosił jej uchwalenie bez uprzedniej debaty nad treścią, a nawet bez zaprezentowania parlamentarzystom ostatecznego kształtu przepisów. Krytycy twierdzą, że faworyzują one Haftara. Jest to jednak trudne do stwierdzenia, gdyż treść ordynacji nie została opublikowana. Prowadzenie kampanii było również utrudnione z powodu manifestacji lokalnych bojówek, do których doszło w tygodniu przedwyborczym. 21 grudnia blokowały one drogi dojazdowe do Trypolisu. Tego rodzaju incydenty uniemożliwiły kandydatom swobodne przemieszczanie się po kraju i organizację spotkań z wyborcami.
Odłożenie głosowania wywołało jednak oburzenie społeczeństwa. Podczas tworzenia spisu wyborców chęć zagłosowania w wyborach zadeklarowało 2,8 mln osób, czyli większość dorosłej populacji, wiążąc z elekcją nadzieje na trwały pokój i demokratyzację. Dlatego decyzja Krajowej Najwyższej Komisji Wyborczej wzbudziła powszechne oburzenie, wyrażane podczas demonstracji i spotkań z przedstawicielami ONZ. Opinia publiczna ma duże znaczenie dla stron konfliktu. Masowe ogólnokrajowe demonstracje, wywołane brakiem benzyny, doprowadziły do podpisania zawieszenia broni 23 października 2020 r.
Możliwie jak najszybszego przeprowadzenia wyborów domagają się też państwa uczestniczące w procesie pokojowym. 24 grudnia Francja, Niemcy, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Włochy wydały wspólne oświadczenie z żądaniem pilnego wyznaczenia nowej daty głosowania oraz przedłużenia mandatu powołanego w marcu 2021 r. rządu tymczasowego premiera ad-Dubajby. 25 grudnia powinien on przestać być uznawany przez obydwie izby parlamentu – zarówno przez tę obradującą w Trypolisie i reprezentującą zachód kraju, jak i tę z Tobruku, złożoną z delegatów ze wschodu. Prawidłowe przeprowadzenie procesu wyborczego może wymagać przedłużenia mandatu ad-Dubajby o pół roku albo nawet rok.
Wybory prezydenckie byłyby kamieniem milowym na drodze do unifikacji kraju, demokratyzacji i zapewnienia trwałego pokoju. Jednak ich pochopne przeprowadzenie z pominięciem procedur i ducha demokracji może doprowadzić do zaburzenia procesu pokojowego. Podobna sytuacja miała miejsce w 2012 r. po obaleniu Mu’ammara al-Kaddafiego wskutek zbrojnego powstania wspartego interwencją Sojuszu Północnoatlantyckiego. Wyłoniony wówczas parlament i rząd nie były w stanie opanować sytuacji. W konsekwencji w 2013 r. wybuchła kolejna wojna między szeregiem lokalnych bojówek, oddziałami dowodzonymi przez polityków świeckich i duchownych i bojownikami Państwa Islamskiego.
W miarę trwania konfliktu doszło do konsolidacji władzy na wschodzie i zachodzie kraju. W 2014 r. w Tobruku ukonstytuował się alternatywny parlament zwany Izbą Reprezentantów, stanowiący próbę demokratycznej legitymizacji władzy gen. Haftara. Z kolei w 2015 r. w wyniku działań ONZ w Trypolisie utworzono rząd jedności narodowej z Fajizem as-Sarradżem na czele. Po pokonaniu Państwa Islamskiego wojska ze wschodu i zachodu kraju zaczęły walczyć między sobą o władzę nad Libią. W wyniku protestów ulicznych i pata na froncie w październiku 2020 r. podpisano zawieszenie broni, a w marcu 2021 r. powołano do życia rząd tymczasowy.
Wybory prezydenckie miały doprowadzić do wyłonienia lidera, który dokończy proces pokojowy. Następnym krokiem miały być wybory parlamentarne, w wyniku których zamiast osobnych izb na wschodzie i zachodzie obradowałby wspólny organ ustawodawczy. W dalszej kolejności miało dojść do połączenia sił zbrojnych i lokalnych bojówek w jednolitą armię i policję. W obecnej sytuacji konieczna może się okazać korekta tego procesu. Wybory parlamentarne, które pierwotnie miały się odbyć 24 stycznia, zostały przełożone na luty. Ich przeprowadzenie jest bardziej prawdopodobne, ponieważ lista kandydatów została opublikowana już 2 grudnia. Po drugie specyfika wyborów parlamentarnych powoduje, że mimo utrudnień w prowadzeniu ogólnokrajowej kampanii przez partie zachodnie na wschodzie i vice versa istnieje szansa na uzyskanie minimum reprezentatywności. Z kolei rząd ad-Dubajby, który okazał się sprawnym administratorem, mógłby z powodzeniem kontynuować misję do wyborów prezydenckich, stopniowo podporządkowując sobie kolejne oddziały lokalne i negocjując z Haftarem połączenie wojsk.
Libia posiada jedne z największych zasobów ropy naftowej na świecie, a także ogromny potencjał realizacji inwestycji infrastrukturalnych w ramach powojennej odbudowy. Jest to też ostatni kraj na środkowośródziemnomorskim szlaku migracyjnym prowadzącym z Afryki do Włoch. Ponadto ze względu na swoją względną zamożność i niewielką populację (6 mln) kraj ten przed 2011 r. stanowił atrakcyjny rynek pracy dla obywateli sąsiednich państw, przede wszystkim Egipcjan. Z tego powodu Libia stała się areną rywalizacji regionalnych mocarstw. Rząd w Trypolisie uzyskał poparcie Kataru, Turcji i Włoch. Wojska gen. Haftara z kolei wspierały Arabia Saudyjska, Egipt, Francja, Jordania, Rosja i Zjednoczone Emiraty Arabskie.
Powstanie rządu as-Sarradża pozwoliło Rzymowi na podpisanie z nim w 2017 r. umowy migracyjnej. Dzięki niej liczba osób próbujących w sposób nieuregulowany dotrzeć do UE szlakiem środkowośródziemnomorskim zmalała z 320 tys. w latach 2014–2015 do 50 tys. w latach 2017–2018. Z kolei zapewnienie pokoju i jednolitej władzy na terenie całego kraju pozwoliłoby na pełne przywrócenie importu do Unii Europejskiej ropy ze złóż położonych we wschodniej części kraju, co zmniejszyłoby skalę aktualnego kryzysu energetycznego. Z drugiej strony impas w procesie pokojowym ułatwia tureckim i rosyjskim najemnikom przedłużanie pobytu w Libii. Procesu tego jednak nie należy sztucznie przyspieszać. Libia jest beczką prochu i pochopne ruchy mogą doprowadzić do kolejnego tragicznego w skutkach wybuchu.