Gwałtownie rosnące ceny żywności sprawiły, że przedsiębiorstwa handlujące zbożem odnotowały rekordowe wyniki, wzbudzając obawy o spekulacje na światowych rynkach

Przewiduje się, że popyt będzie przewyższał podaż przynajmniej do 2024 r., działając na korzyść firm agrospożywczych. Jak podaje Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa, ceny żywności skoczyły w tym roku o ponad 20 proc. Według wyliczeń ONZ w najgorszym scenariuszu do 2027 r. wzrosną o dodatkowe 8,5 proc. Z danych zebranych przez Bank Światowy od marca do czerwca 2022 r. wynika, że najbardziej dotkniętym przez kryzys żywnościowy krajem pozostaje Liban. Nominalna inflacja żywności osiągnęła tu 332 proc. Za Libanem uplasowało się Zimbabwe, w którym inflacja żywnościowa wyniosła 255 proc., Wenezuela (155 proc.), Turcja (94 proc.) i Iran (86 proc.).
W konsekwencji cztery firmy, które kontrolą mniej więcej od 70 do 90 proc. światowego handlu zbożem – Archer Daniels Midland Company, Bunge, Cargill i Louis Dreyfus – liczą zyski. Na przykład Cargill odnotował 23-proc. wzrost przychodów do rekordowego poziomu 165 mld dol. w roku liczonym do 31 maja br., a Archer Daniels Midland osiągnął w II kw. tego roku najwyższe zyski w swojej 120-letniej historii. W ubiegłym miesiącu, tuż po ogłoszeniu wyników za II kw., Archer Daniels Midland i Bunge podniosły całoroczne prognozy na 2022 r. Tłumacząc rekordowe wyniki, dyrektor generalny Cargill David MacLennan wskazał w liście do akcjonariuszy, że ostatni rok fiskalny był przepełniony szczególnymi wydarzeniami, które obejmowały „trwającą pandemię COVID, ekstremalne warunki pogodowe, zakłócenia w handlu i inwazję Rosji na Ukrainę”. I to one właśnie, w przeciwieństwie do wielu innych branż, pozytywnie wpłynęły na wyniki rynku żywności.
– Globalne rynki zbóż są jeszcze bardziej skoncentrowane i mniej przejrzyste niż rynki energii, więc istnieje ogromne ryzyko spekulacji – komentował sprawę współprzewodniczący Międzynarodowego Panelu Ekspertów ds. Zrównoważonych Systemów Żywnościowych (IPES-Food) oraz specjalny sprawozdawca ONZ ds. skrajnego ubóstwa i praw człowieka Olivier De Schutter. Tegoroczny skok cen nastąpił pomimo dużych światowych rezerw zboża. – Zabrakło przejrzystości ze strony firm, by dowiedzieć się, ile ziaren przechowują i zmusić do uwolnienia ich zasobów w odpowiednim czasie – mówił. Jego zdaniem kluczowe jest więc rozbicie monopoli, które kontrolują łańcuchy żywnościowe. – Garstka firm odpowiada za światowe rynki nasion i nawozów, genetykę zwierząt, światowy handel zbożem i sprzedaż detaliczną żywności. Osiągają ogromne zyski kosztem rolników, konsumentów i środowiska – twierdzi De Schutter.
Brytyjski „The Guardian” dotarł także do niepublikowanej dotąd analizy, z której wynika, że niektóre firmy spożywcze podnosiły w ostatnim czasie swoje marże. Dokument wykazał, że Archers Daniels Midland zwiększył ją do 4,46 proc. w I kw. tego roku z 3,65 proc. w tym samym kwartale w 2021 r. Marża Cargill wzrosła z 2,5 proc. w zeszłym roku do 3,2 proc. w tym roku.
Jednym z rozwiązań, które miałyby zabezpieczyć rynek przed takim obrotem spraw, mógłby być windfall tax, czyli podatek od nadmiarowych zysków. Takich, które nie są wynikiem normalnej działalności przedsiębiorstw, ale czynników od nich niezależnych, w tym klęsk żywiołowych, pandemii czy sytuacji geopolitycznej. Do takiego rozwiązania już w czerwcu wzywała m.in. Oxfam, organizacja pozarządowa zajmująca się pomocą humanitarną. „Grupa G7 musi dążyć do wprowadzenia podatku od nadmiarowych zysków korporacyjnych, w tym od tych, które czerpią ogromne korzyści z rosnących cen żywności i energii. Dochody z tego tytułu mogą być wykorzystane na finansowanie walki z głodem na świecie oraz na przeciwdziałanie zmianom klimatycznym” – napisała w apelu. Nowe badania Oxfam pokazują, że 90-proc. podatek od nadmiernych zysków największych korporacji w państwach G7 w czasie pandemii mógłby wygenerować prawie 430 mld dol. Dzięki temu możliwe byłoby sfinansowanie braków we wszystkich istniejących programach humanitarnych i realizacja 10-letniego planu zakończenia głodu. Jednocześnie umożliwiłoby to zebranie wystarczającej kwoty na jednorazową wypłatę ponad 3 tys. dol. dla najbiedniejszych 10 proc. populacji państw G7.
Inne organizacje, jak międzynarodowa sieć zajmujących się rozwojem organizacji charytatywnych Bond, wskazują, że zamiast podatku rządy mogłyby rozważyć wprowadzenie limitów cenowych lub ściślejszych regulacji handlu towarami. W tym tygodniu na taki ruch zdecydowała się francuska sieć supermarketów Carrefour, zamrażając ceny 100 produktów codziennego użytku – od sardynek w puszce po ryż i płyn do mycia naczyń – do 30 listopada br. Posunięcie to jest następstwem nacisków ze strony rządu prezydenta Emmanuela Macrona, by biznes zrobił więcej w celu ograniczenia rosnących cen. W maju podobną decyzję podjął Leclerc, inny francuski koncern spożywczy. Dane opublikowane w tym miesiącu wskazują, że inflacja we Francji wzrosła w lipcu do 6,8 proc. To najwyższy wynik od czasu, kiedy Paryż zaczął na początku lat 90. stosować metodologię Unii Europejskiej do obliczania tych danych. ©℗