Jeśli nie liczyć dywersantów i szpiegów, pierwszymi rosyjskimi żołnierzami, którzy pojawili się 24 lutego pod Kijowem, byli spadochroniarze z 45 Brygady Sił Specjalnych z Kubinki (jedyna brygada specnazu niepodlegająca wywiadowi wojskowemu) i 331 Gwardyjskiego Pułku Desantowo-Szturmowego z Kostromy. Obie jednostki należą do elity sił zbrojnych. Dla żołnierzy 45 brygady ukraińska stolica nie jest miastem obcym. 9 maja 2010 r. maszerowali Chreszczatykiem podczas parady z okazji Dnia Zwycięstwa, zorganizowanej przez prezydenta Wiktora Janukowycza. Ramię w ramię z żołnierzami Samodzielnego Pułku Prezydenckiego im. Bohdana Chmielnickiego, który odpowiada za bezpieczeństwo głowy państwa i jego rodziny. Jednostki, która od 24 lutego niemal cały czas towarzyszy Wołodymyrowi Zełenskiemu.
Jeśli nie liczyć dywersantów i szpiegów, pierwszymi rosyjskimi żołnierzami, którzy pojawili się 24 lutego pod Kijowem, byli spadochroniarze z 45 Brygady Sił Specjalnych z Kubinki (jedyna brygada specnazu niepodlegająca wywiadowi wojskowemu) i 331 Gwardyjskiego Pułku Desantowo-Szturmowego z Kostromy. Obie jednostki należą do elity sił zbrojnych. Dla żołnierzy 45 brygady ukraińska stolica nie jest miastem obcym. 9 maja 2010 r. maszerowali Chreszczatykiem podczas parady z okazji Dnia Zwycięstwa, zorganizowanej przez prezydenta Wiktora Janukowycza. Ramię w ramię z żołnierzami Samodzielnego Pułku Prezydenckiego im. Bohdana Chmielnickiego, który odpowiada za bezpieczeństwo głowy państwa i jego rodziny. Jednostki, która od 24 lutego niemal cały czas towarzyszy Wołodymyrowi Zełenskiemu.
W lutym 2022 r. „45” i „331” miały opanować położone na północnych przedmieściach Kijowa lotnisko w Hostomlu, na którym później miały wylądować samoloty transportowe ił-76 z desantem do zdobycia stolicy. Na nagraniach z kamer na hełmach słychać, jak dowódca jednej z kompanii krzyczy do żołnierzy, żeby nie strzelać do cywili. Później widać, jak spadochroniarze wieszają rosyjską flagę na wieży kontroli lotów. Mniej więcej w tym momencie kończy się historia błyskotliwych sukcesów Rosjan i umiarkowanego stosunku do ludności cywilnej. Wojna błyskawiczna hamuje. Hostomel raz jest w rękach Ukraińców, później odbijają go Rosjanie – i tak do końca marca. Na początku tego samego miesiąca świat obiegają zdjęcia martwych rosyjskich spadochroniarzy leżących na ulicach Hostomla. Ginie dowódca „331”, płk Siergiej Suchariew. Upada mit niezwyciężonej Rosji i niepokonanego desantu. Dwie najlepsze jednostki ponoszą klęskę.
Krótko po lądowaniu w Hostomlu z Białorusi pod Kijów rusza wielki konwój wojskowy. Zatrzymuje się na przedpolach stolicy. I tam utyka. Żołnierze nie mają latryn. Wypróżniają się w krzakach. Nie ma pryszniców, regularnych dostaw paliwa i żywności. Po Kijowie krąży żart, że Władimir Putin kazał łapać ukraińskie koktajle Mołotowa i przelewać z nich paliwo do czołgów. Świat przygląda się temu z niedowierzaniem. Sami Ukraińcy nie bardzo wierzą w to, co widzą. Później jest tylko gorzej. Rosjanie na przełomie marca i kwietnia wycofują się spod Kijowa, pod koniec kwietnia zostają wyparci spod Charkowa, potem tracą Wyspę Wężową i tym samym kontrolę nad wodami wokół niej, zasobnymi w gaz i ropę. Trzymają Chersoń, w którym nie są w stanie przeprowadzić referendum „niepodległościowego”. Równają z ziemią Mariupol i przejeżdżają walcem artyleryjskim przez obwód ługański i część donieckiego. Jedyne, co im wychodzi, to masowy ostrzał i powolne powiększanie terytorium separatystycznych parapaństw. Nie ma planu, co z tym zrobić dalej ani jak to wykorzystać, poza tym, że jest to jakaś forma wprowadzania komórek nowotworowych na Ukrainę.
Po pół roku wojny nikt nie wygrał – i nikt nie przegrał. W zderzeniu kartonowej, niedoskonałej demokracji, jaką jest Ukraina, z tekturowym imperium, jakim jest Rosja, Kreml ma więcej zasobów, ale też ponosi większe koszty. 331 pułk od lutego do końca czerwca stracił – według potwierdzonych przez BBC danych, niepodawanych przez ukraiński resort obrony – co najmniej 80 żołnierzy. W okresie całej wojny afgańskiej 1979–1989 ta sama elitarna jednostka straciła 56 osób. Skalę strat w szeregach najlepszych można przenieść na cały kontyngent, który bierze udział w inwazji. Ukraina płaci równie wysoką cenę, ale walczy u siebie i wie, o co się bije. Rosja nie wierzy w nic i na dłuższą metę tej wojny nie będzie w stanie wygrać. Możliwe, że luty 2022 r. był ostatnim momentem, w którym Putin mógł się pokusić o próbę podbicia Ukrainy. Po pół roku widać, że drugiej szansy nie będzie. Nie będzie parady na Chreszczatyku. Pozostaną hańba i upokorzenie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama