Turcja nie dołączyła do sankcji na rosyjski sektor energetyczny, a od rozpoczęcia przez Władimira Putina inwazji na Ukrainę podwoiła import ropy z Rosji.

Ponad 200 tys. baryłek dziennie – tyle rosyjskiej ropy naftowej sprowadza w tym roku Turcja. Jak utrzymuje Refinitiv, firma analizująca dane rynkowe, to ponad dwa razy więcej niż w 2021 r. Największe tureckie rafinerie zwiększyły import tańszych rosyjskich odmian Ural i Siberian Light kosztem surowca ściąganego wcześniej z Morza Północnego, Iraku czy Afryki Zachodniej. Ropa to element szerszej układanki, bo mimo agresji na Ukrainę handel między Moskwą i Ankarą kwitnie. W II kw. tego roku Turcja znikąd nie sprowadziła tylu towarów, co z Rosji.
Dzięki rosyjskim turystom kwitnie turecka branża turystyczna. Gdy Europa debatuje, czy nie zakazać wydawania Rosjanom wiz turystycznych, Turcja zwiększa liczbę czarterów znad Wołgi. Zgodnie z danymi tamtejszego ministerstwa kultury i turystyki w pierwszych siedmiu miesiącach tego roku nad Bosforem wypoczywało prawie 2,2 mln Rosjan, co oznacza wzrost o 41,5 proc. rok do roku. Wszystko to jest możliwe, bo Turcja jako jedyny członek NATO nie wprowadziła do tej pory poważnych sankcji na Rosję. Według władz w Ankarze taka decyzja byłaby zbyt bolesna dla pogrążonej w kryzysie gospodarki, a także niszcząca dla dwustronnych związków gospodarczych. W 2021 r. Rosja pokrywała prawie połowę tureckiego zapotrzebowania na gaz ziemny. Pomaga też budować pierwszą elektrownię jądrową w Akkuyu.
Tureccy dyplomaci tłumaczą, że są „proukraińscy, ale nie antyrosyjscy” i że takie stawianie sprawy pomaga im w mediacjach między walczącymi stronami. Przekonują, że pozwoliło to Ankarze pomóc przy wynegocjowaniu porozumień dotyczących eksportu zboża z ukraińskich portów morskich. Po niedawnych rozmowach we Lwowie z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim i szefem ONZ António Guterresem prezydent Recep Tayyip Erdoğan powtórzył też, że jego celem jest doprowadzenie do spotkania przywódców Rosji i Ukrainy. Dla zachodnich dyplomatów polityka Ankary jest z jednej strony frustrująca, ale z drugiej strony pojawiają się głosy, że Erdoğan utrzymuje ważne dla całego Sojuszu kanały komunikacji z Moskwą.
Ankarze tanie surowce i zacieśnienie relacji handlowych z Rosją mogą pomóc wyjść z gospodarczych problemów przed wyborami planowanymi na czerwiec 2023 r. – Sytuacja Erdoğana wygląda kiepsko, a może być gorzej. W kilku sondażach jego ugrupowanie ma poparcie mniejsze niż największa partia opozycyjna, mimo kontroli większości mediów i represji – mówi nam Adam Balcer, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Inflacja to oficjalnie 80 proc., ale mówi się, że jest trzycyfrowa, kurs waluty też jest nieprzewidywalny. Erdoğan może stosować różne sztuczki, ale na razie nie wygląda na to, by sytuacja ulegała poprawie – dodaje.
By podreperować gospodarkę dzięki współpracy z Rosją, Erdoğan jest gotowy na szereg ustępstw. Na początku sierpnia zgodził się, by część handlu rozliczać w rublach. Pięć tureckich banków przyjmuje rosyjskie karty płatnicze Mir, alternatywę dla zachodnich, które przestały obsługiwać rosyjskie instytucje finansowe. Równocześnie obawiające się sankcji i utraty reputacji bezpośrednich biznesów z agresorem europejskie firmy wykorzystują Turcję jako bazę do eksportu do Rosji. Budzi to irytację Waszyngtonu. Zastępca sekretarza skarbu USA Wally Adeyemo zauważył, że rosyjskie podmioty używają Turcji do omijania zachodnich sankcji.
Przede wszystkim Zachód nie chce jednak, by Erdoğan zablokował dołączenie Finlandii i Szwecji do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Ankara uzależnia ratyfikację umów akcesyjnych od wdrożenia porozumień zawartych z Helsinkami i Sztokholmem na czerwcowym szczycie Sojuszu w Madrycie. Turcy żądają od obu państw nordyckich, by przestały wspierać organizacje kurdyjskie i ekstradowały niektórych ich przedstawicieli. – Turcy ratyfikują poszerzenie NATO jako ostatnie państwo Sojuszu. Będą uciekać się do szantażu i łączyć sprawę z kampanią wyborczą. Mają przy tym wyraźnie większy problem ze Szwecją niż z Finlandią. Umowę z tą drugą mogą ratyfikować, a pierwsza pewnie będzie musiała czekać – przewiduje Balcer. ©℗