W odpowiedzi na wizytę Nancy Pelosi na Tajwanie spodziewam się ze strony Pekinu czegoś spektakularnego, obliczonego na propagandę, ale niezmieniającego status quo – mówi dr Michał Bogusz, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich ds. chińskich.

dr Michał Bogusz, ekspert OSW / Materiały prasowe
Dlaczego do wizyty szefowej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi - osoby numer trzy w amerykańskiej polityce - na Tajwanie dochodzi akurat teraz?
Pelosi miała być na Tajwanie już w kwietniu. Nie pojechała, gdyż zachorowała na COVID-19. Wizyta została przełożona, a teraz Kongres ma przerwę, więc zdecydowała się pojechać na wyspę. Nie powinniśmy doszukiwać się w tym spisków, taki ma kalendarz.
Ale ta wizyta to wielki gest, wręcz historyczny. Pelosi - przy koordynacji z Białym Domem i Departamentem Stanu - odważyła się na nią, wiedząc, jak przyjmą to Chińczycy.
Chińska narracja powtarza, że to osoba numer trzy w amerykańskiej administracji. Ale z punktu widzenia Waszyngtonu jest to wizyta szefowej Izby Reprezentantów, a to właśnie Kongres odpowiada w USA za relacje z Tajwanem, do wizyt kongresmenów na wyspie dochodzi regularnie. Mimo że ostatni raz przewodniczący Izby Reprezentantów był na Tajwanie 25 lat temu, wizyta Pelosi z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych to nie jest coś nadzwyczajnego.
Pekin widzi to nieco inaczej. Czego możemy oczekiwać w najbliższych dniach ze strony Chin?
Przede wszystkim Pekin wpadł w pułapkę własnej propagandy i myślenia, że wszystko ma podwójne czy ukryte znaczenie i nikt nie mówi prawdy. Sądzę, że Chińczycy z kontynentu źle zinterpretowali odwołanie wizyty Pelosi w kwietniu - ich zdaniem COVID-19 był tylko pretekstem, a ich naciski na Waszyngton okazały się skuteczne. Wydawało im się, że jeśli teraz rozpętają głośną retoryczną operację, to Amerykanie znowu się ugną i odwołają wizytę.
Ale tak, ChRL z pewnością będzie musiała w jakiś sposób odpowiedzieć. Spodziewam się czegoś spektakularnego, ale niezmieniającego status quo. Mogą wysłać bardzo liczne siły do naruszenia strefy identyfikacji obrony powietrznej Tajwanu. To nie jest przestrzeń powietrzna samej wyspy, ale przestrzeń wokół, którą Tajwan ustanowił, by identyfikować samoloty, które mogłyby stanowić zagrożenie. Ewentualnie siły ChRL mogą próbować masowego przekraczania mediany, linii wyznaczonej przez Amerykanów w Cieśninie Tajwańskiej, po której przekroczeniu obrona powietrzna wyspy powinna otworzyć ogień. Samoloty lecące z kontynentu kursem na Tajwan po przekroczeniu tej linii - jeśli nie zostaną odpowiednio wcześniej zneutralizowane - mogą wlecieć na tyle głęboko, że mogą skutecznie zaatakować cele na samej wyspie. To linia ostatecznej obrony. Do jej naruszeń dochodzi rzadko i zazwyczaj chwilowo, nigdy kursem na wyspę. Teraz do naruszenia może dojść kursem bezpośrednio na Tajwan i zobaczymy, jak zareaguje obrona przeciwlotnicza.
Możliwe jest też naruszanie przestrzeni powietrznej Tajwanu, ale nie nad samą wyspą, a nad obszarem administrowanym przez nią, czyli wyspy zaraz przy kontynencie, może na wyspach Pratas. Tu mogą wlecieć w przestrzeń w bezpieczny sposób i propagandowo ogłosić, czego to nie dokonali. Większość ludzi na kontynencie to kupi i nie będzie rozumiała, że to nie ma żadnego znaczenia.
Czyli zwiększone jest ryzyko incydentu? Jak wtedy wygląda mechanizm deeskalacji?
Tak, zwiększamy, ale są zachowane kanały komunikacji. Do incydentu może dojść, ale zakładam, że obie strony nie będą chciały, by on eskalował. Powtarzam - prawdopodobnie dojdzie do czegoś spektakularnego, ale niezmieniającego sytuacji w Cieśninie Tajwańskiej.
A ruchy sankcyjne ze strony Chin?
Pekin ma ograniczone pole manewru. Przecież nie zabronią importować półprzewodników z Tajwanu. Natomiast sankcje na sektor rolno-spożywczy to nic nowego, wprowadzają je systematycznie, by uderzyć w grupy popierające prezydent Tsai Ing-wen i Demokratyczną Partię Postępową (DPP). W rolników, farmerów, sektory związane z tzw. zielonymi, obozem w skrócie nazywanym proniepodległościowym. Do tych sankcji nie potrzebują żadnych nowych pretekstów, jeśli nie ten, to znajdą inny.
Czyli pod względem polityki sankcyjnej Chińczycy są raczej bezzębni?
Mogą nałożyć sankcje na przemysł czy przedsiębiorstwa pochodzące z okręgów wyborczych kongresmenów, z którymi przyjeżdża Pelosi. Mają jeszcze inne możliwości eskalacji, mogą ustanowić własną strefę identyfikacji obrony przeciwlotniczej na Morzu Południowochińskim. Mogą próbować objąć taką strefą sam Tajwan czy zająć część obszarów lądowych pod administracją tajwańską. Opcji jest dużo bez bezpośredniego ataku, ale prawdopodobieństwo takich działań jest niskie, bo one prowadziłyby do starcia z siłami tajwańskimi oraz amerykańskimi. Pekin nie jest na to gotowy. Będzie więc coś propagandowego, chińska odpowiedź na „czarne ręce” Ameryki i „tajwańskich separatystów” czy „imperialistyczne marionetki”. Tak, by sprzedać to wewnętrznie.
Jest pan pewien, że Amerykanie będą się bić za Tajwan? I czy w takim przypadku dojdzie także do starć wojsk ChRL z siłami zbrojnymi innych państw w regionie, np. Japonii?
Tak, w przypadku Ameryki tak. Myślę, że z Japonią to też byłby bezpośredni konflikt. Japońska doktryna obronna postrzega zajęcie Tajwanu przez ChRL jako zagrożenie nie tylko dla wysp Senkaku, lecz także dla Okinawy.
W jaki sposób Chińczycy chcą przejąć Tajwan? Przecież na wyspie nie ma silnych tendencji prokomunistycznych, jest ona mocno uzbrojona, USA zmobilizowane, a dookoła sojusznicy Waszyngtonu zwiększający wydatki na zbrojenia.
A jak Putin myślał o Ukrainie? To kwestia samooszukiwania, myślenia życzeniowego, niezrozumienia procesów społecznych zachodzących na wyspie, bycia zakładnikiem własnej ideologii. To nie byłby pierwszy ani ostatni przypadek, gdy przywódcy jakiegoś państwa żyją w świecie wyobrażonym, oderwanym od rzeczywistości. Natomiast prawdopodobieństwo poważnego konfliktu jest teraz niskie, choć za pół roku sytuacja może się zmienić, kolejny spór może być poważniejszy. ©℗
Rozmawiał Mateusz Obremski