Ukraińscy politycy coraz głośniej mówią o zamiarze przywrócenia pełnej integralności terytorialnej swojego kraju.

Wraz z poszerzającym się strumieniem dostaw broni, przyjęciem przez Amerykanów programu „Lend-Lease” i taktycznymi sukcesami na niektórych odcinkach frontu Ukraińcy stawiają sobie coraz ambitniejsze cele. Wyjście na linie sprzed 24 lutego, o czym miesiąc temu mówił prezydent Wołodymyr Zełenski, w oficjalnym przekazie zastępuje konieczność wyzwolenia wszystkich terenów okupowanych po 2014 r., czyli także straconej przed ośmioma laty części Donbasu i Krymu.
– Odrzucenie Rosjan do granic na 23 lutego byłoby na dziś wojennym zwycięstwem Ukrainy – mówił Wołodymyr Zełenski na początku kwietnia w rozmowie z ukraińskimi mediami. Choć zaraz podkreślił, że nie oznacza to, by Kijów miał uznać Krym czy Donbas za tereny nieukraińskie. – Po pierwsze, nie utracić suwerenności. Po drugie, bardzo chcę, byśmy nie utracili setek tysięcy ludzi. Po trzecie, nie może być żadnych rozmów o tym, że damy możliwość nazwania Krymu czyimś terytorium. To wyłącznie ukraińskie terytorium – tłumaczył. W tamtym momencie Ukraina właśnie wygrała bitwę pod Kijowem, zmuszając do odwrotu Rosjan z trzech obwodów, ale wciąż oczekiwała na decydującą, jak uważano, bitwę o Donbas. Na razie jej rezultat jest niejednoznaczny – agresor osiąga sukcesy w obwodzie ługańskim, ale jest skutecznie kontratakowany pod Charkowem.
Na pewno jednak ofensywa nie jest tak zmasowana, jak się obawiano. Do tego zachodnie wsparcie dla Ukrainy nie wygasło, a wręcz przeciwnie, realizacja programu „Lend-Lease” poważnie wzmocni ukraińską armię. Wczoraj Illia Ponomarenko z „Kyiv Independent” potwierdził, że na front trafiły już brytyjskie lekkie haubice M777 kalibru 155 mm. Doniesienia o nowych rodzajach broni otrzymywanej z Zachodu są w zasadzie codziennością. Mimo poważnych strat własnych rośnie pewność siebie. Szef MSZ Dmytro Kułeba we wczorajszej rozmowie z „Financial Timesem” postawił nowe cele. – Mapa zwycięstwa to koncepcja, która się rozwija. Podczas pierwszych miesięcy wojny zwycięstwo miało dla nas obraz wyprowadzenia rosyjskich wojsk na pozycje, które zajmowały do 24 lutego, oraz zapłaty za zadane straty. Teraz, jeśli będziemy dość silni na froncie i wygramy bitwę o Donbas, która zadecyduje o dalszej dynamice wojny, zwycięstwem będzie wyzwolenie reszty naszych terytoriów – powiedział.
– Sukcesem będzie osiągnięcie trzech celów – mówi poseł Andrij Osadczuk. – To wyjście na granice z 1991 r., czyli wyzwolenie Krymu i Donbasu, pociągnięcie do odpowiedzialności winnych zbrodni wojennych, a może chodzić o tysiące rosyjskich żołnierzy, oraz zdobycie środków na powojenną odbudowę. Nie ma powodu, by płacili za nią podatnicy amerykańscy czy francuscy. Powinien zostać wypracowany mechanizm, na podstawie którego koszty zostaną ściągnięte z Federacji Rosyjskiej – dodaje. Osadczuk w rozmowie z DGP tłumaczy rozbieżności w stanowisku różnych przedstawicieli władz dostosowywaniem przekazu do audytorium. Jego zdaniem jednak bez przekonującego zwycięstwa Ukrainy Rosja pozostanie zagrożeniem. – Dlatego nie może być mowy o terytorialnych kompromisach. Jeśli zatrzymać Rosjan na linii sprzed 24 lutego, wcześniej czy później znowu ją przekroczą, jeśli poczują się wystarczająco silni. Dlatego priorytetem dla społeczności międzynarodowej powinno być zadbanie, by taki moment nigdy nie nastąpił – przekonuje Osadczuk.
Zmiana priorytetów może zagrozić jedności stanowiska państw zachodnich. Po rozmowie, którą 9 maja odbyli prezydent Francji Emmanuel Macron i kanclerz Niemiec Olaf Scholz, politycy oświadczyli, że chociaż rosyjskie wojska powinny się wycofać z Ukrainy, a jej integralność terytorialna ma zostać przywrócona, to całościowe rozwiązanie powinno zostać wykute w drodze rokowań pokojowych. Z kolei minister spraw zagranicznych Litwy Gabrielius Landsbergis oświadczył w rozmowie z AP, że jedynym sposobem na likwidację zagrożeń płynących ze strony Rosji będzie odsunięcie od władzy Władimira Putina. – Dopóki obecny reżim pozostaje przy władzy, sąsiednie państwa będą zagrożone. I nie chodzi tylko o Putina. Na jego miejsce może przyjść inny Putin – dodał Landsbergis.