Siergiej Ławrow porównał Wołodymyra Zełenskiego do Hitlera, co oburzyło Izraelczyków.

Minione dni przyniosły kilka poważnych spięć dyplomatycznych. Komunikaty rosyjskich dyplomatów oskarżające Izrael o wspieranie neonazizmu wywołały furię w Jerozolimie, a słowa papieża Franciszka o „szczekaniu NATO pod drzwiami Rosji” – niesmak w Kijowie. Trwają też retoryczne pojedynki Ukraińców z Niemcami i Węgrami. Władze w Kijowie mają pretensje do Berlina i Budapesztu o postawę wobec rosyjskiej agresji.

Ławrow, Zełenski i ... Hitler

W niedzielnej rozmowie z włoskim kanałem Rete 4 szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow porównał prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego do Adolfa Hitlera zgodnie z linią propagandową oskarżającą władze zaatakowanego państwa o wspieranie nazizmu. – On wysuwa argument: jaka może być denazyfikacja, skoro sam jest Żydem. Mogę się mylić, ale Hitler też miał żydowską krew. To absolutnie nic nie znaczy. Mądry naród żydowski mawia, że najbardziej zapiekli antysemici zwykle są Żydami. Jak to się u nas mówi, nie ma rodziny bez wyrodka – mówił Ławrow. Na te stwierdzenia natychmiast zareagował premier Izraela Ja’ir Lapid. „Słowa Ławrowa są niewybaczalne i oburzające, a dodatkowo stanowią straszny błąd historyczny. Żydzi nie mordowali w Holokauście samych siebie. Najniższym poziomem rasizmu wobec Żydów jest oskarżanie ich o antysemityzm” – napisał szef rządu na Twitterze.

Rosyjski ambasador w Izraelu na dywaniku

W poniedziałek rosyjski ambasador w Izraelu Anatolij Wiktorow został wezwany na rozmowę do MSZ, gdzie poproszono go o złożenie wyjaśnień. – Używanie Holokaustu narodu żydowskiego jako narzędzia politycznego musi się natychmiast skończyć – żądał minister spraw zagranicznych Naftali Bennett. Mimo to Moskwa nie zdecydowała się na załagodzenie sporu z państwem, które spośród sojuszników Stanów Zjednoczonych relatywnie ostrożnie wypowiada się w sprawie agresji Rosji na Ukrainę i próbuje mediować między Władimirem Putinem a Wołodymyrem Zełenskim. Wczoraj resort Ławrowa opublikował tweet, w którym napisał, że „antyhistoryczne oświadczenia Ja’ira Lapida w dużym stopniu tłumaczą kurs obecnego rządu Izraela wspierający neonazistowski reżim w Kijowie”. – Słowa Ławrowa są absurdalne, niebezpieczne i zasługują na potępienie – podsumowywał Dani Dajan, szef instytutu Jad wa-Szem.
Na rosyjsko-izraelski spór zareagował szef ukraińskiego MSZ Dmytro Kułeba. „Minister Ławrow nie zdołał ukryć głęboko zakorzenionego antysemityzmu rosyjskich elit. Jego ohydne komentarze są obraźliwe dla prezydenta Zełenskiego, Ukrainy, Izraela i narodu żydowskiego. W szerszym sensie demonstrują, że współczesna Rosja jest przepełniona nienawiścią do innych narodów” – napisał. Na konflikt między oboma państwami Ukraińcy patrzą z pełną nadziei satysfakcją, licząc, że skłoni to lawirujący rząd Izraela do zwiększenia wsparcia dla Kijowa, które na razie sprowadza się do pomocy humanitarnej.

Papież Franciszek do Kijowa nie jedzie

Zgoła odmienne komentarze wywołała lektura innych włoskich mediów, a konkretnie wtorkowej rozmowy papieża Franciszka z dziennikiem „Corriere della Sera”. Lider światowego katolicyzmu nie tylko oświadczył, że zamiast do Kijowa wolałby pojechać do Moskwy, ale i oskarżył Zachód o sprowokowanie Putina do ataku na Ukrainę. Franciszek wyraził przypuszczenie, że „szczekanie NATO pod drzwiami Rosji” mogło nakłonić Kreml do rozpoczęcia inwazji.
– Do Kijowa na razie nie pojadę. Wysłałem tam kardynałów Michaela Czernego i Konrada Krajewskiego, ale czuję, że nie muszę tam jechać. Najpierw powinienem pojechać do Moskwy, spotkać się z Putinem – mówił papież. Pochodzący z Argentyny hierarcha zrelacjonował też swoją rozmowę z patriarchą Cyrylem, zwierzchnikiem wspierającej Kreml Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. – Przez pierwsze 20 min czytał mi z kartki wszystkie usprawiedliwienia dla wojny. Posłuchałem i powiedziałem: nic z tego nie rozumiem. Bracie, nie jesteśmy urzędnikami, nie możemy mówić językiem polityki, ale językiem Jezusa – opisywał. W Ukrainie dominuje żal do papieża, że nie określa wprost Rosji mianem agresora. W silnych w Galicji środowiskach grekokatolickich pojawiają się nawet głosy, że należy rozważyć zerwanie unii z Rzymem i przyłączenie do utworzonej w 2018 r. Prawosławnej Cerkwi Ukrainy. Z drugiej strony watykańska dyplomacja wskazuje, że ostrożność jest związana z pokojowymi wysiłkami Stolicy Apostolskiej. Papież bezskutecznie prosił Kreml o zgodę na wysłanie do Mariupola statku dla ewakuacji cywilów.
Kijów ma też pretensje do innych europejskich stolic o nie dość aktywne wsparcie Ukrainy. Sekretarz prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ołeksij Daniłow powiedział w poniedziałek, że węgierski premier Viktor Orbán został ostrzeżony przez Putina o planowanej inwazji na Ukrainę. – Z jakiegoś powodu uważali, że mogą sobie zabrać część naszego terytorium. Do tego nie dojdzie. Zobaczymy, jakie po wojnie będą skutki dla tego kraju – mówił Daniłow. Budapeszt odmawia przepuszczania do Ukrainy transportów z bronią oraz deklaruje, że nie poprze rozważanych w Brukseli sankcji energetycznych na Rosję.

Rosja uciekła przed bankructwem

Rosja ugięła się pod presją międzynarodowych instytucji finansowych i w ostatniej chwili wypłaciła należności od denominowanych w dolarach obligacji. Wcześniej Moskwa zapowiadała, że ze względu na sankcje rozliczy się z ich posiadaczami w rublach. Agencje ratingowe oświadczyły, że będzie to oznaczać bankructwo na długu zagranicznym – pierwsze od 1918 r., gdy bolszewicy odmówili spłacania zadłużenia carskiej Rosji.
Przedstawiciele amerykańskiego resortu finansów oświadczyli, że Moskwa wypłaciła 649 mln dol. w piątek, czyli w ostatnim możliwym momencie. W efekcie ryzyko bankructwa, w ocenie ICE Data Services, zmalało z 99 do 75 proc. Pieniądze pochodziły z rezerw złotowalutowych zdeponowanych poza granicami Rosji. Na podstawie sankcji wprowadzonych przez Waszyngton po inwazji na Ukrainę tego typu płatności mogą być realizowane wyłącznie z tego źródła, ewentualnie z bieżących wpływów z handlu surowcami energetycznymi. Jak podał Bloomberg, kolejne wypłaty muszą być przeprowadzone do 25 maja. Możliwe bankructwo Rosji nie niosłoby za sobą ryzyka dla światowej bankowości. Szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Kristalina Georgiewa określiła rosyjskie długi mianem „nieistotnych dla systemu”. ©℗
Michał Potocki