Przy rosnących antyrosyjskich nastrojach republikanie próbują budować swoją pozycję, krytykując Biały Dom za zbyt nieśmiałą i nieskuteczną ich zdaniem politykę wobec Moskwy.

Mało prawdopodobne, by prezydent Joe Biden śladem innych zachodnich przywódców odwiedził w najbliższych dniach Kijów. Na liczne pytania mediów Biały Dom odpowiada, że takich planów nie ma. Możliwe jednak, że do Ukrainy pojedzie szef Pentagonu Lloyd Austin lub sekretarz stanu Antony Blinken, zapewne bez wcześniejszej zapowiedzi. Byłaby to i tak znaczna zmiana podejścia Waszyngtonu. Do tej pory Stany Zjednoczone prowadziły bardzo zachowawczą politykę, jeśli chodzi o swoich ludzi w Ukrainie. Jeszcze przed wybuchem wojny dyplomatów USA ewakuowano z Kijowa do Lwowa. Oficjalnie w trakcie rozpoczęcia inwazji na terytorium Ukrainy nie było amerykańskiego personelu militarnego szkolącego wojskowych tego kraju.
Wewnątrzamerykańska dyskusja o ewentualnej wizycie wysokiego szczebla w Ukrainie nie dziwi, gdy spojrzy się na sondaże i rozpoczynającą się kampanię przed listopadowymi wyborami środka kadencji, w których demokratom grozi utrata kontroli nad Kongresem. Z badań ośrodka Pew Research wynika, że odsetek Amerykanów, którzy uważają Rosję za wroga, wzrósł z 41 proc. w styczniu do 70 proc. w marcu. Co ciekawe, więcej niż co trzeci obywatel Stanów Zjednoczonych opowiada się za interwencją militarną w Ukrainie, nawet jeśli oznaczałoby to zwiększone ryzyko konfliktu nuklearnego. Mimo sankcji i ogromnego wsparcia USA dla Ukrainy od lutego aż 49 proc. republikanów i 38 proc. demokratów uważa, że Stany Zjednoczone nie robią dla tego kraju wystarczająco dużo.
Warto przy tym podkreślić, że od przejęcia w ubiegłym roku kontroli nad Białym Domem i Kapitolem administracja Bidena wyasygnowała na pomoc Ukrainie w zakresie bezpieczeństwa ponad 3,2 mld dol., z czego 2,6 mld dol. od początku inwazji. Tempo przekazywania militarnego wsparcia wzrasta – w ubiegłym tygodniu minęło zaledwie 48 godzin od zatwierdzenia przez prezydenta ostatniego z kilku pakietów pomocy do przesłania pierwszych dostaw do naszego wschodniego sąsiada. Pakiet ten, nie rozróżniając już między bronią defensywną a ofensywną, obejmuje m.in. śmigłowce Mi-17, haubice, radary, transportery opancerzone, pociski Javelin oraz drony-kamikadze Switchblade.
Jednak przy tak kształtujących się opiniach nie zaskakuje to, że w nabierającej rozpędu kampanii przed wyborami republikanie zwiększają presję na demokratach, zarzucając im zbyt nieśmiałą i nieskuteczną ich zdaniem politykę. – Gdybyśmy wcześniej przenosili broń do Ukrainy, tak by Ukraińcy mogli się bronić, to uratowałoby to tysiące ludzkich istnień, a Władimir Putin prawdopodobnie podjąłby decyzję o niewchodzeniu – mówił w niedzielę w Fox News Kevin McCarthy, lider republikanów w Izbie Reprezentantów. Wzorem innych jego kolegów z partyjnych ław skrytykował administrację za odrzucenie propozycji Warszawy dotyczącej przeniesienia polskich myśliwców MiG-29 do amerykańskiej bazy lotniczej w Niemczech, a następnie do Ukrainy. Oprócz zarzutów o powolny i niewystarczający transfer broni wielu republikanów ma za złe pozostającemu od ubiegłorocznego wyjścia z Afganistanu w sondażowym dołku Bidenowi używanie „defensywnego języka”, w tym wykluczenie utworzenia nad Ukrainą strefy zakazu lotów, chociażby punktowej.
Zmiana tonu w sprawie wojny jest zauważalna u Donalda Trumpa, niezmiennie nieformalnego lidera republikanów i faworyta do nominacji partii w wyborach prezydenckich za dwa lata. Na byłego gospodarza Białego Domu spadła spora krytyka za nazwanie Putina „bystrym”, więc teraz niedawny amerykański przywódca jest mniej skory do jakichkolwiek pochwał Kremla. W swoich ostatnich oświadczeniach z florydzkiej rezydencji w Mar-a-Lago Trump regularnie stwierdza, że do konfliktu by nie doszło, gdyby pozostał prezydentem. Wzywa także Moskwę do zakończenia walk, a w marcu rosyjską inwazję porównał do Holokaustu.
– Politycy mówiący ciepło o Rosji nie będą popularni w kampanii – komentuje w rozmowie z DGP Alexander Lanoszka, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Waterloo w Kanadzie. Jednocześnie zauważa, że partie nie są monolitami. – Republikanie są podzieleni, są kongresmeni jak Matt Gaetz, którzy głosują przeciwko wszystkim antyrosyjskim propozycjom, ale z drugiej strony są też bardzo antyrosyjscy senatorzy Ted Cruz czy Marco Rubio. Wielu republikanów wypomina demokratom zbyt delikatną politykę wobec Nord Stream 2. Demokraci też są podzieleni – są u nich grupy, które nie chcą wysyłać broni do Ukrainy. Ale politycy sprzeciwiający się ostrej linii wobec Kremla to mniejszość, nie odgrywają oni wielkiej roli – tłumaczy rozmówca DGP. ©℗