Zwycięstwo prawicowej kandydatki oznaczałoby zmianę kierunku francuskiej polityki zagranicznej. Renegocjacja układu o strefie Schengen i zmniejszenie o 5 mld euro rocznie wkładu do budżetu UE to tylko niektóre z jej propozycji

W zaplanowanej na 24 kwietnia drugiej turze wyborów prezydenckich we Francji z Emmanuelem Macronem ponownie zmierzy się Marine Le Pen. Powtórki z 2017 r. jednak nie będzie. Macron pokonał wówczas swoją kontrkandydatkę, zdobywając 66 proc. głosów. Choć w niedzielę zagłosowało na niego 27,6 proc. mieszkańców, a na przewodniczącą Zjednoczenia Narodowego o 4,2 pkt proc. mniej, sondaże nie wskazują na zdecydowaną przewagę Macrona w dogrywce. – Mamy do czynienia z realną obawą, że uda jej się zwyciężyć. W 2017 r. nie towarzyszył nam podobny lęk – tłumaczyła w rozmowie z DGP szefowa francuskiego biura European Council on Foreign Relations Tara Varma.
W Europie potencjalny sukces Le Pen porównywany jest do wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej oraz wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Biorąc pod uwagę wojnę w Ukrainie i związki Le Pen z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, konsekwencje przeprowadzki prawicowej kandydatki do Pałacu Elizejskiego mogłyby okazać się jednak znacznie poważniejsze. Gdyby wycofała się z nakładania sankcji na Rosję, wymierzyłaby cios zjednoczonemu światu Zachodu. – Czy chcemy umrzeć? Z ekonomicznego punktu widzenia zginęlibyśmy – tłumaczyła zapytana o to, czy Francja powinna zrezygnować z importu ropy i gazu z Rosji. – Jeśli (Le Pen – red.) stanie na czele rządu, niezwykle trudno będzie utrzymać względną jedność, jaką do tej pory wykazywała się wspólnota transatlantycka w sprawie wojny w Ukrainie – mówiła w rozmowie z „Politico” dyrektor programu Transatlantic Defense and Security w Center for European Policy Analysis Lauren Speranza.
W przeciwieństwie do skrajnie prawicowego Érica Zemmoura, któremu ostatecznie udało się zdobyć 7,1 proc. głosów, Le Pen opowiada się za przyjęciem uchodźców z Ukrainy. – Francuzi są hojni i przyjaźni – mówiła 1 kwietnia podczas spotkania w Stiring-Wendel. – Ale Francja to kraj Francuzów – podkreśliła. Kandydatka zamierza przebudować całe prawo imigracyjne. Jak pisze francuski „Le Monde”, jej plan przewiduje wpisanie do konstytucji pośredniego odniesienia do rasistowskiej teorii „Wielkiej Wymiany”, wykluczając jakąkolwiek politykę, która mogłaby doprowadzić do „przybycia na terytorium kraju pewnej liczby cudzoziemców, którzy mogliby zmienić skład i tożsamość narodu francuskiego”. Wbrew międzynarodowym zobowiązaniom Francji chce ograniczyć o 75 proc. przyjazd migrantów powiązanych więzami rodzinnymi i prawem do azylu.
Pod rządami Le Pen pod znakiem zapytania stanęłaby przyszłość całej UE. Polityczka nie wzywa już co prawda do „frexitu”, na którym to opierała swoją kampanię wyborczą w 2017 r. Z pomysłu wyjścia z UE zrezygnowała prawie cała skrajna prawica w Europie po tym, jak widoczne zaczęły być skutki opuszczenia wspólnoty przez Wielką Brytanię. W planach ma jednak dogłębną reformę UE. Chciałaby bowiem zaangażować się w renegocjacje prawa wtórnego, a nawet samych traktatów. W programie wyborczym Le Pen znalazły się propozycje sprzeczne z unijnymi zasadami swobodnego przepływu osób. W rezultacie pojawiły się oskarżenia, że jej działania w rzeczywistości i tak zmierzają do opuszczenia unijnych struktur. Przewodnicząca Zjednoczenia Narodowego chce np. zwiększyć liczbę strażników na granicach i przywrócić kontrole towarów wwożonych do Francji. Planuje też renegocjować układ o strefie Schengen i zastąpić go uproszczonymi kontrolami dla obywateli UE.
Miałaby także ograniczyć dostęp obywateli UE do praw socjalnych we Francji. Co istotne, dążyłaby do jednostronnego zmniejszenia o 5 mld euro rocznie wkładu Paryża do budżetu Unii. Według „Le Monde” decyzje te spowodowałyby wszczęcie przeciwko Francji postępowania w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego, co groziłoby wysokimi karami finansowymi i izolacją polityczną.
Dla Le Pen kluczowe jest również wypowiedzenie Europejskiej konwencji praw człowieka. W 2019 r. karykaturalnie przedstawiła ją jako konia trojańskiego radykalnego islamu. W 2020 r. doprecyzowała swoje stanowisko, zalecając, by sądy krajowe przestały brać pod uwagę opinie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i wycofały się z niektórych artykułów, aby móc odsyłać cudzoziemców do krajów, w których grozi im śmierć. To tzw. opt-out, który nie został przewidziany w konwencji. Francja dołączyłaby tym samym do klubu państw, które nie respektują orzeczeń trybunału w Strasburgu, takich jak Azerbejdżan, Turcja czy Rosja. Perspektywy do zaangażowania Francji w działalność NATO nie są lepsze. Marine Le Pen wezwała do wycofania się ze zintegrowanych struktur wojskowych NATO, „aby nie pozostawać dłużej uwikłaną w konflikty, które do nas nie należą”.
Według badania Ipsos mniej niż jedna trzecia wyborców – 28 proc. – uważa, że gdyby przewodnicząca Zjednoczenia Narodowego została wybrana, prezentowałaby dobry wizerunek Francji za granicą. Z kolei tylko 36 proc. twierdzi, że potrafiłaby poradzić sobie z poważnymi kryzysami. W przypadku Macrona jest to odpowiednio 65 i 64 proc. – Nadchodzące dwa tygodnie będą decydujące dla naszego kraju i dla Europy – powiedział w niedzielę Macron do wiwatującego tłumu zwolenników. ©℗