Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg wykluczył w czwartek, przed rozpoczęciem nadzwyczajnego szczytu przywódców państw Sojuszu, wysłanie na Ukrainę natowskich żołnierzy i samolotów.

W spotkaniu uczestniczy prezydent USA Joe Biden, który przyleciał do Europy w środę wieczorem. Jego doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan zapowiadał, że szczyt ma wyznaczyć długoterminowy plan rozmieszczenia sił potrzebnych do obrony wschodniej flanki Sojuszu. Formalnego zatwierdzenia tego planu można się spodziewać w czerwcu, na szczycie NATO w Madrycie.
Podczas szczytu zostanie przedstawiona polska propozycja wysłania wojsk do Ukrainy w ramach misji pokojowej. Nie wydaje się jednak, by została zaakceptowana przez sojuszników. Wykluczył ją sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg.

"Daliśmy jasno do zrozumienia, że nie wyślemy natowskich żołnierzy, ani samolotów. Postępujemy tak, bo ciąży na nas odpowiedzialność, by zapewnić, że ten konflikt nie będzie eskalował poza Ukrainę, bo spowodowałoby to jeszcze większe cierpienia, śmierć i zniszczenia" - oświadczył Stoltenberg na briefingu dla prasy.

"Utworzenie strefy zakazu lotów nad Ukrainą oznaczałoby konieczność narzucenia jej. Żeby zaś ją narzucić, należałoby dokonać zmasowanego ataku na rosyjskie systemy obrony przeciwlotniczej w Rosji, na Białorusi i na Ukrainie i być gotowym zestrzeliwać rosyjskie samoloty. Wówczas ryzyko wojny na pełną skale między NATO a Rosją byłoby bardzo wysokie" - dodał.

Przypomniał, że sojusznicy NATO zapewniają znaczące wsparcie wojskowe dla Ukrainy.

"(Sojusznicy) przeszkolili dziesiątki tysięcy ukraińskich żołnierzy, którzy na linii frontu walczą teraz przeciwko siłom rosyjskim, dokonującym inwazji. Armia ukraińska jest znacznie lepiej wyposażona, lepiej wyszkolona i lepiej dowodzona niż w 2014 r. Połączenie szkolenia i wsparcia z odwagą ukraińskich sił zbrojnych powoduje, że Ukraińcy są w stanie opierać się i kontratakować (...). Zapewniamy Ukrainie również zaawansowane systemy obrony przeciwlotniczej, broń przeciwpancerną, amunicję i paliwo" - wyliczał Stoltenberg.

"Zajmiemy się konsekwencjami rosyjskiej inwazji na Ukrainę, naszym silnym wsparciem dla Ukrainy oraz dalszym wzmocnieniem odstraszania i obrony NATO w odpowiedzi na nową rzeczywistość dla naszego bezpieczeństwa. W tym krytycznym czasie Ameryka Północna i Europa muszą nadal stać razem w NATO" - mówił sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, zapowiadając szczyt, w którym wezmą udział m.in. prezydent RP Andrzej Duda i prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden.

"Brutalna inwazja prezydenta Putina na Ukrainę codziennie powoduje śmierć i zniszczenie. Zaszokowała świat i zachwiała ładem międzynarodowym. Od miesięcy demaskujemy długą listę rosyjskich kłamstw. Twierdzili, że nie planują inwazji na Ukrainę, ale to zrobili. Twierdzili, że wycofują swoje wojska, ale przysłali jeszcze więcej. Twierdzą, że chronią cywilów, ale zabijają cywilów" - dodał.

Ocenił także, że prezydent Rosji Władimir Putin, rozpoczynając wojnę przeciwko Ukrainie nie spodziewał się tak skutecznego oporu.

"Prezydent Putin zrobił duży błąd, rozpętując wojnę przeciwko niepodległemu, suwerennemu państwu. Nie docenił siły i odwagi ukraińskiego narodu i sił zbrojnych. Napotkał na znacznie większy opór, niż się spodziewał" - skonstatował Stoltenberg.

Pytany przez jedną z dziennikarek, czy ewentualne użycie przez Rosję broni chemicznej na Ukrainie i wynikające z tego potencjalne skażenie terytorium któregoś z krajów NATO, byłoby uznane za atak na Sojusz odparł: "Każde użycie broni chemicznej zmieniłoby w sposób fundamentalny charakter konfliktu. Byłoby to rażące naruszenie prawa międzynarodowego i miałoby szerokie i surowe konsekwencje. (...) Nie będę dalej spekulował i powiem tylko, że NATO jest zawsze gotowe do obrony, ochrony i reagowania na każdy rodzaj ataku na sojusznika NATO".

W środę prezydent Duda poinformował dziennikarzy, że podczas szczytu NATO zamierza poruszyć kwestię konieczności zmodyfikowania koncepcji strategicznej Sojuszu Północnoatlantyckiego na najbliższe lata, uwzględniając to, co dzieje się na Ukrainie i Białorusi. Jego zdaniem potrzeba całkowicie nowego podejścia, nowego charakteru obecności Sojuszu Północnoatlantyckiego na wschodniej flance NATO. Jak wyjaśnił, to powinna być stała wysunięta obecność obronna.

Andrzej Duda odniósł się też do podpisanego z Rosją podczas szczytu NATO w Paryżu w 1997 r. "Aktu Stanowiącego o podstawach wzajemnych stosunków, współpracy i bezpieczeństwa", w którym obie strony oświadczyły, że nie uważają się za przeciwników i zobowiązały się do współpracy i budowy trwałego pokoju na obszarze euroatlantyckim.

Jak powiedział prezydent, Rosja swoimi działaniami jednoznacznie pokazała, że ten akt rozwiązuje. "Uważam, że NATO powinno jasno i wyraźnie powiedzieć to samo: nie ma tego aktu. Przekreślić raz na zawsze ten fikcyjny, z winy Rosji, dokument" - powiedział prezydent.

"Niestety Rosja pokazała, że jest agresorem, pokazała że nie przestrzega prawa międzynarodowego w żadnym zakresie, żadnych norm - zarówno prawa międzynarodowego, w sensie szacunku dla ustanowionych w Europie i na świecie granic międzypaństwowych, co złamała już kilkakrotnie. Łamie to od dawna, od 2008 roku, kiedy napadła na Gruzję, potem w 2014 roku - Ukraina, dziś znów agresja na Ukrainę. Ale w tej chwili pokazuje, że nie przestrzega nawet praw wojny ustanowionych konwencjami międzynarodowymi, atakując ludność cywilną i zabijając niewinnych ludzi na Ukrainie" - dodał prezydent.

"O tym będziemy dyskutowali podczas szczytu NATO, bo trzeba dyskutować o środkach, które możemy jeszcze podjąć jako Sojusz Północnoatlantycki wobec Rosji, o kwestii polityki militarnej, sankcyjnej" - poinformował