Bez kolejarzy ewakuacja mieszkańców ostrzeliwanych miast byłaby mocno utrudniona. Od początku rosyjskiej inwazji 24 lutego Ukrzaliznycia przetransportowała do bezpieczniejszych miejsc 2,6 mln osób i rozwiozła 986 wagonów z 6200 tonami pomocy humanitarnej. Ukraińskie koleje korzystają z 21,6 tys. km torów. W czasie wojny stały się one logistycznym kręgosłupem państwa.
Koleje działają w trudnych warunkach. 12 marca pociąg trafił pod ostrzał. Zginęła jedna „prowidnycia”, czyli osoba odpowiadająca za porządek w wagonie. Ofiar nie było więcej, bo skład dopiero jechał po pasażerów, oczekujących na ewakuację w Łymanie na kontrolowanej przez siły rządowe części Donbasu. Połączenia są kasowane tylko z tych miast, które dostały się pod rosyjską okupację, względnie tych, gdzie toczą się aktywne działania wojenne, Rosjanie zniszczyli dworzec lub infrastrukturę kolejową. Nie da się wyjechać pociągiem z Chersonia, Czernihowa czy Mikołajowa, ale wciąż kursują składy z Charkowa, Zaporoża czy niektórych miast Zagłębia Donieckiego, jak Konstantynówka, Kramatorsk albo Słowiańsk. Ukrzaliznycia stara się utrzymywać planowe kursy, ale większość wysiedleńców opuszcza swoje miejscowości specjalnymi składami ewakuacyjnymi.
Są one bezpłatne i niebiletowane, najczęściej panuje w nich potworny ścisk i zaduch. Ich trasa nie jest z góry znana nawet konduktorom, są one kierowane najbezpieczniejszą i najmniej obciążoną drogą. W nocy wagony są zaciemnione, a pasażerowie sami pilnują, by nikt nie świecił zbyt długo np. ekranem telefonu. Gdy w okolicy trwa ostrzał, pociągi przeczekują w bezpiecznym miejscu, oddalonym od bombardowanych rejonów. W efekcie składy ze wschodnich części Ukrainy na zachód – najpopularniejszym miastem docelowym jest Lwów – potrafią jechać nawet ponad dwie doby. Jednym transportem zwykle jest przewożonych ponad tysiąc pasażerów, głównie kobiet, dzieci i osób starszych, a także obcokrajowców. Ukraińscy mężczyźni w wieku 18–60 lat co do zasady nie są wpuszczani do wagonów, ponieważ oczekuje się, że pozostaną w miastach zamieszkania.
Pociągi ewakuacyjne są ogłaszane z kilkugodzinnym wyprzedzeniem. Wiadomości o rejsach są podawane na dworcach, w mediach i kanałach społecznościowych Ukrzaliznyci. Informatycy spółki stworzyli też kilka botów pracujących w Messengerze, Telegramie i Viberze, które automatycznie odpowiadają na najczęściej zadawane pytania. W piątek podstawiono 14 dodatkowych składów z Charkowa, Dniepru, Kijowa, Kramatorska, Krzywego Rogu, Odessy i Zaporoża. Można było nimi dojechać do Chełma, Czopu, Lwowa, Użhorodu i Winnicy. Pasażerowie, którzy dotarli nimi do serca ukraińskiej Galicji, często kontynuowali podróż do Polski. Ci jadący do Czopu albo Użhorodu najpewniej trafili na przejścia ze Słowacją i z Węgrami. Ukrzaliznycia organizuje także lokalne kursy ze Lwowa do granicy z Polską w Szeginiach i z Czopu do węgierskiego Záhony. Pociągi dowożą też ludzi z Odessy do naddunajskiego Izmaiłu, skąd odpływają specjalne promy do rumuńskiego miasta Isaccea.
Uruchomiono także wagony, którymi za ok. 1500 hrywien (200 zł) za tonę można ewakuować prywatny samochód. Dodatkowo rząd korzysta z logistycznej potęgi Ukrzaliznyci, gromadząc zapasy żywności dla zagrożonych wojną terenów. Rząd wydzielił spółce na ten cel dodatkowe 18 mld hrywien (2,5 mld zł). – Od 17 marca Ukrzaliznycia zaczyna pełnić jeszcze jedną ważną funkcję. Chodzi o zakupy najważniejszych produktów spożywczych i ich rozwożenie po regionach. Naszym celem jest stworzenie co najmniej miesięcznego zapasu produktów żywnościowych i zagwarantowanie każdemu Ukraińcowi pożywienia w strefie działań wojennych – zapowiedział premier Denys Szmyhal.
Bardzo aktywnie działają media społecznościowe Ukrzaliznyci. W ramach dodatkowej motywacji personelu regularnie publikują one historie niektórych spośród ponad 350 tys. pracowników. Wpisy są opatrzone hashtagiem #ZalizniHeroji, żelaźni bohaterowie. Ukraińskie słowo „zaliznycia”, oznaczające kolej, pochodzi od słowa „zalizo”, żelazo, podobnie jak archaiczny polski termin „kolej żelazna”. „Oto Serhij Hołub, maszynista elektrowozu. 25 lutego był jednym z pierwszych, który wywoził ludzi z płonącego Charkowa. Podczas ataku wroga na miasto przez cztery godziny samodzielnie wyciągał ze schronu i uspokajał każdego z 300 pasażerów swojego pociągu, a potem wywiózł wszystkich w bezpieczne miejsce. Niezłomna siła duchu, jaką mają nasi pracownicy, pozwala dokładać nadludzkich wysiłków i codziennie ratować tysiące żyć. Dumni. Wdzięczni. Razem do zwycięstwa” – głosi jeden z wpisów. ©℗
Jutro rozmowa z Ołeksandrem Kamyszinem, szefem ukraińskich kolei