Władze w Mińsku przeprowadziły referendum konstytucyjne. Pod niektórymi lokalami wyborczymi skandowano „Nie dla wojny!”.

Przywódca Białorusi Alaksandr Łukaszenka, organizując referendum, miał jeden cel ‒ umożliwić Rosji składowanie broni jądrowej na terytorium kraju. Dzięki głosowaniu z art. 18 białoruskiej konstytucji usunięty zostanie zapis, który gwarantował neutralność nuklearną państwa od czasu jego uniezależnienia się od Związku Radzieckiego w sierpniu 1991 r.
‒ Choć obecnie taki zapis faktycznie istnieje, wszyscy wiemy, że Białoruś nie jest już państwem neutralnym. Szczególnie teraz, kiedy Rosja z naszego terytorium atakuje bratnią Ukrainę i pojawiają się doniesienia, że wojska białoruskie zostaną wciągnięte do operacji Putina ‒ mówi prezes Fundacji Białoruski Dom Aleś Zarembiuk.
Referendum wzmocni również uprawnienia Zgromadzenia Narodowego, organu złożonego z niedemokratycznie wskazanych elit prorządowych. Zgodnie z proponowanymi zmianami Zgromadzenie stanie się „najwyższym organem przedstawicielskim demokracji” oraz będzie mogło wybierać i odwoływać sędziów. W całej Europie podsyciło to obawy, że w obliczu trwającej wojny przeciwko Ukrainie Mińsk jeszcze bardziej zbliży się do Moskwy.
Mieszkańcy kraju przekonują, że de facto Białoruś od dłuższego czasu jest pod absolutną kontrolą prezydenta Rosji Władimira Putina. W listopadzie ubiegłego roku Alaksandr Łukaszenka podpisał 28 programów sojuszniczych, które pogłębiły integrację obu państw.
‒ Teraz, kiedy na naszej ziemi bez zgody białoruskiego społeczeństwa przebywają wojska rosyjskie, to referendum nie ma żadnego znaczenia ‒ przekonuje Zarembiuk, dodając, że Łukaszenka wielokrotnie przysięgał, że nigdy nie dojdzie do ataku na Ukrainę z ich terytorium.
Organizacja referendum miałaby jedynie stanowić o próbie demonstracji siły.
Choć wynik jest przesądzony, mieszkańcy kraju w zdecydowanej większości są przeciwni proponowanym zmianom. Według szefa Białoruskiego Domu można ich podzielić na trzy grupy. Liderzy opozycji na czele ze Swiatłaną Cichanouską zachęcali Białorusinów, by wzięli udział w głosowaniu, a na karcie postawili dwa krzyżyki. To sprawiało, że głos był nieważny. ‒ Takich osób jest najwięcej ‒ tłumaczy Zarembiuk. Pod niektórymi lokalami wyborczymi dziesiątki Białorusinów skandowało „Nie dla wojny”. Do drugiej grupy, na którą składać się miało ok. 20 proc. społeczeństwa, zaliczają się obywatele wierni Łukaszence. Pozostali mieli zostać w domach, bo nie wierzyli, by pod okupacją udział w referendum miał sens.
W niedzielnym nagraniu wideo prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zganił Białorusinów za to, że pozwolili, by ich kraj został wykorzystany do rosyjskiej inwazji.