Zrywając więzy z Paryżem, malijska junta o pomoc zwraca się do Rosjan. Francuzi w Sahelu znaleźli się w defensywie

Gdy rok temu płk Assimi Goita po puczu mianował się tymczasowym prezydentem, zapowiadał zorganizowanie w Mali demokratycznych wyborów. Teraz nowe władze w Bamako zastrzegają, że do głosowania może dojść nawet za pięć lat.
To za długo dla Paryża, od samego początku mocno skonfliktowanego z nastawionymi antyfrancusko malijskimi puczystami. Szef francuskiej dyplomacji Jean-Yves Le Drian wprost skrytykował pod koniec stycznia praktyki obecnych malijskich władz, przy okazji oskarżając Goitę o eskalowanie napięć między Afryką a Europą. W reakcji junta zażądała, by francuski ambasador opuścił pustynny subsaharyjski kraj, na co Paryż przystał. Oznacza to de facto likwidację francuskiej placówki dyplomatycznej w Bamako, która i tak bardziej niż ambasadę przypomina zwykłą wojskową bazę.
W trwającym procesie odwracania się od Francji, a także szerzej Zachodu, Mali zwraca się do Moskwy. Czołowi puczyści przebywali wcześniej na szkoleniach w Rosji, w trakcie protestów ich sympatyków antyfrancuskim i antykolonialnym okrzykom towarzyszyły biało-niebiesko-czerwone flagi. O dokładne szacunki trudno, ale w Mali półoficjalnie działa około kilkuset rosyjskich najemników (tzw. wagnerowców), nazywanych „wojskowymi instruktorami”. Zgodnie z doniesieniami zachodnich wywiadów mają oni otrzymywać od junty w Bamako 10 mln dol. miesięcznie, a w praktyce pod dyktando Kremla kontrolują kraj. To budzi wściekłość Paryża. Obecność wagnerowców „zakłóca cały militarny system w Mali” – grzmiał niedawno Le Drian.
– Rosjanie starają się przedstawiać jako prawdziwi przyjaciele. To oczywiście jest iluzją, gdyż nie są korzystniejsi od Francuzów. Przyjechali, by położyć rękę na surowcach i szybko się wzbogacić. Na razie są na fali – tłumaczy nam Jędrzej Czerep, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Z pewnością ugruntowanie w Sahelu stanowi dla Moskwy cenny przyczółek do rozszerzenia wpływów szerzej w Afryce, a oprócz tego jest też ważną kartą przetargową w negocjacjach w sprawie Ukrainy. Co istotne, Rosja jest również bardzo zainteresowana eksploatacją afrykańskich zasobów naturalnych, takich jak złoto czy diamenty.
W Mali jak na dłoni widać ścieranie się interesów Kremla i Pałacu Elizejskiego. Sahel to ważny strategicznie region dla Paryża, jest tu obecnie rozlokowanych ok. 5 tys. francuskich żołnierzy, w tym połowa z tego w Mali. Nie wiadomo, na jak długo. Zmniejszenie kontyngentu, oficjalnie w znacznym stopniu skupionego na walce z terroryzmem, to od dawna cel Pałacu Elizejskiego, prezydent Emmanuel Macron zapowiadał znaczną redukcję sił. – Pomysł, by zakończyć wojskową obecność w Mali, dyskutowany jest we Francji od co najmniej pięciu lat. Nie widać końca tej misji. Nie ma ona jasnego celu czy kryterium, które by pozwalało stwierdzić, że osiągnięto cel. Równocześnie dokonując redukcji, Francuzi nie mówią, że to wycofywanie, lecz dostosowanie – mówi DGP Czerep.
– Z jednej strony francuski elektorat jest zmęczony misją w Mali, ofiarami, chciałby wycofania. Z drugiej strony temu wychodzeniu towarzyszy właściwie nokaut. Bardzo silny wzrost poglądów antyfrancuskich, niekorzystna dla Paryża zmiana polityki w kilku krajach. Francuska dawna potęga w Afryce wygląda jak tonący Titanic – tłumaczy rozmówca DGP. Wycofanie sił przyspieszyć może to, że władze w Bamako otwarcie deklarują, że nie chcą Francuzów. Sytuacja jest na tyle niekorzystna, że prasa porównuje ją nawet do chaotycznego wyjścia Amerykanów z Afganistanu w ubiegłym roku. W sąsiadujących z Mali krajach regionu nie jest dla Paryża lepiej; władze w Nigrze już poinformowały, że nie życzą sobie wycofujących się Francuzów. Równocześnie z europejskiej grupy zadaniowej w Sahelu wystąpili Duńczycy, rezygnację ze wszystkich międzynarodowych misji w Mali, w tym tej z ramienia ONZ, rozważają Niemcy. Nasi zachodni sąsiedzi mają w Mali ponad tysiąc żołnierzy, taka decyzja oznaczałoby właściwie, że misje pójdą w rozsypkę, a junta się umocni.
– Władze w Bamako się utrzymają. To jeden z nielicznych afrykańskich przykładów, w którym wojskowi zdołali przekonać do siebie obywateli. Grając nastrojami antyfrancuskimi, zyskują politycznie. Fala nastrojów antyfrancuskich, antykolonialnych zdominowała politykę i stała się mainstreamem – ocenia Czerep.
Sahel budzi spore zainteresowanie zachodnich państw UE, dla których oprócz walki z terroryzmem liczy się też zapobieganie niekontrolowanej masowej migracji. Zgodnie z zapowiedziami w ciągu dwóch tygodni ma powstać nowa strategia UE ws. Mali. To istotne także dla Warszawy, gdyż do tego kraju miały być wysłane polskie oddziały.