Przed nami negocjacyjny maraton. Rozpocznie się 10 stycznia, gdy do rozmów usiądą przedstawiciele USA i Rosji. Dwa dni później w planach jest posiedzenie Rady NATO – Rosja. Maraton zakończy 13 stycznia spotkanie w ramach Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) z udziałem Stanów Zjednoczonych, Rosji i państw europejskich – pod przewodnictwem Polski.
Kreml ogłosił swoje cele w połowie grudnia. Zachód – jak wyjaśniał wiceszef MSZ Siergiej Riabkow – powinien „położyć kres przesuwaniu się NATO, natowskiej infrastruktury, natowskich możliwości dalej na wschód”. Moskwa żąda gwarancji, że Kijów nie zostanie przyjęty do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Równolegle Rosjanie grupują wojska na granicy z Ukrainą, zakręcają kurek na gazociągu jamalskim, którym już od tygodnia do Europy nie płynie niebieskie paliwo, i proponują nowy dokument regulujący relacje NATO – Rosja. Riabkow posunął się nawet do ostrzeżenia przed „poważnym ryzykiem nowego kryzysu rakietowego”, jeśli Zachód nie odniesie się pozytywnie do rosyjskich propozycji. Odwołania do kryzysu kubańskiego z 1962 r. pojawiają się w rosyjskiej narracji od wiosny.
– Ten dokument to próba testowania rządów zachodnich, zwłaszcza USA, mająca na celu wybadanie, jak bardzo im zależy na bezpieczeństwie Ukrainy. Jeśli Stany Zjednoczone na cokolwiek się zgodzą, w ślad za tymi żądaniami Rosjan pójdą następne, jeszcze dalej idące. To jest stara taktyka, jeszcze z czasów radzieckich: wysuwamy nieuzasadnione żądania, badamy siłę partnera, a jeśli się okaże, że jest słaby i się na nie zgadza, to formułujemy kolejne – tłumaczy Marcin Jędrysiak z Uniwersytetu Wrocławskiego. Zdaniem zajmującego się Ukrainą eksperta w propozycji Rosjan są fragmenty, które „stanowią formę dogadywania się ponad głowami innych”. – To także próba formalnego uregulowania stref wpływów. Duchem tego projektu porozumienia jest zapewnienie, że obszar postradziecki poza Litwą, Łotwą i Estonią to rosyjska sfera wpływów, a USA nic do tego – dodaje.
Zachód z jednej strony uznaje żądania Kremla za nie do przyjęcia, ale z drugiej chce uniknąć poważniejszego konfliktu na Ukrainie. Amerykanie, których źródła wywiadowcze mówią o znacznym ryzyku inwazji, deklarują zarazem, że nic nie będzie ustalane ponad głowami Kijowa czy Europy Środkowej. Wskazują też, że gwarancje dla Rosji stanowiłyby naruszenie podpisanego przez Moskwę w 1975 r. aktu końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, który zapewnia państwom prawo przynależności do dowolnie wybranego sojuszu. Na płaszczyźnie OBWE przed Warszawą stoi spore wyzwanie, gdyż Polska 1 stycznia obejmuje przewodnictwo w tej organizacji. Pole dyplomatycznych manewrów poszerzyło się po zawetowaniu przez prezydenta Andrzeja Dudę tzw. lex TVN. Biały Dom z zadowoleniem przyjął to, że do weta doszło jeszcze przed Nowym Rokiem.
Obserwatorzy spekulują, dlaczego Władimir Putin wybrał koniec roku, by wystosować swoje żądania. „Być może Kreml uważa, że czas nie gra na jego korzyść, gdyż Ukraina jest na zachodnim kursie. Putin może też zakładać, że Waszyngton jest bardziej skłonny do spełnienia żądań Rosji, biorąc pod uwagę zaostrzającą się rywalizację z Chinami. A być może ma nadzieję wzmocnić swoje spadające poparcie zagraniczną awanturą” – pisze na łamach „Wall Street Journal” John R. Deni ze Strategic Studies Institute (SSI), ośrodka analitycznego armii USA. Już samo przymuszenie Zachodu do spotkań i wysłuchania argumentów Rosji uznawane jest na Kremlu za pewien sukces.
– Putin liczy na kombinację kilku czynników. Plotki podsycające poczucie zagrożenia, problemy ekonomiczne i dyplomatyczne. Przy naciskach dyplomatycznych i grze na kryzys z surowcami energetycznymi Rosjanie mogą brać Ukrainę na przemęczenie. Liczyć, że w końcu w Kijowie wybiorą prorosyjski rząd, a Zachód nie będzie się tym przejmować i uzna Ukrainę za rosyjską strefę wpływów – tłumaczy Jędrysiak. W tle rozgrywane są interesy gazowe. Rosji zależy na certyfikacji gazociągu Nord Stream 2, ale niemiecki regulator ogłosił, że w pierwszej połowie 2022 r. nie ma o tym mowy. Nieoficjalnie brak zielonego światła dla NS2 to kara za działania wobec Ukrainy. Inwazja ma natomiast skutkować trwałym wyłączeniem gazociągu i miażdżącym dla gospodarki Rosji pakietem sankcji. ©℗