Syn libijskiego dyktatora Mu’ammara al-Kaddafiego ogłosił start w wyborach prezydenckich. Ponad dekadę po upadku reżimu ojca chce odzyskać kontrolę nad krajem.

Młody Kaddafi, czyli Sajf Al-Islam, był niegdyś postrzegany jako przyjazny Zachodowi. Ukończył doktorat na elitarnej London School of Economics i biegle mówi po angielsku. W 2005 r. został nawet nagrodzony tytułem „młodego lidera” przez Światowe Forum Ekonomiczne w Davos. Kiedy w 2011 r. wybuchło powstanie przeciwko rządom jego ojca, Sajf Al-Islam pozostał jednak lojalny wobec rodziny. ‒ Walczymy w Libii i umrzemy w Libii ‒ mówił. Po zabójstwie Mu’ammara został schwytany przez milicję i był przetrzymywany przez sześć lat. Otrzymał nawet wyrok śmierci, ale później został on unieważniony.
Teraz 50-latek stopniowo wraca do życia publicznego. Na początku tego roku udzielił wywiadu m.in. „New York Timesowi”. Powiedział w nim, że chciałby przywrócić swoją rodzinę do władzy. Powstanie z 2011 r. określił jako złe. Na Kaddafim juniorze ciąży wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny nakaz aresztowania za zbrodnie przeciwko ludzkości. Miałby odpowiadać za morderstwa, prześladowania i rolę w krwawym stłumieniu antyrządowych protestów. Jest również poszukiwany przez prokuratorów w stolicy państwa ‒ Trypolisie ‒ w związku z domniemanymi zabójstwami dokonywanymi przez rosyjskie siły paramilitarne. Sam wszystkim oskarżeniom zaprzecza.
Niewielkie grono Libijczyków nadal pozostaje lojalne wobec starego reżimu i odczuwa nostalgię za względną stabilnością ery Kaddafiego. Pod jego rządami Libia była co prawda międzynarodowym pariasem rządzonym przez bezwzględne państwo policyjne, ale od czasu jego obalenia kraj jest nękany kryzysami i konfliktami. Kaddafi mógłby więc zdobyć poparcie kilku plemion, szczególnie w południowej części Libii.
Gdyby został wybrany, stanąłby jednak w opozycji do milionów Libijczyków, którzy rewolucję poparli. Wielu obawia się, że przywróciłby dyktaturę. Szanse na zwycięstwo ma jednak stosunkowo niewielkie. Prokurator wojskowy Libii potwierdził zresztą, że napisał do komisji wyborczej z żądaniem wstrzymania kandydatury Kaddafiego. Można się spodziewać, że decydując się na start w wyborach zaplanowanych na 24 grudnia, Sajf chciałby po prostu pokazać, że wrócił na scenę polityczną i może z powodzeniem ignorować decyzje Międzynarodowego Trybunału Karnego. ‒ Wracać trzeba powoli. To jest jak striptiz ‒ powiedział „New York Timesowi”. „Przestępcy mają swoje miejsce na listach poszukiwanych przez wymiar sprawiedliwości, a nie listach wyborczych” ‒ napisał na Twitterze urzędnik porewolucyjnej epoki Abdulrahman Sewehli.
Wśród innych kandydatów na prezydenta znajduje się m.in. wspierany przez Rosję przywódca tzw. Libijskiej Armii Narodowej Chalifa Haftar. To czołowa postać we wschodniej części kraju. W przeszłości został oskarżony o liczne zbrodnie wojenne. Udział w wyborach prawdopodobnie weźmie także wybrany w marcu tego roku na premiera tymczasowego rządu jedności narodowej Abd al-Hamid ad-Dubajba. Mężczyzna kieruje pierwszym od 2014 r. rządem całej Libii.
Mieszkańcy zachodnich miast ‒ w tym Az-Zawiji i Misraty ‒ wyszli na ulice, by zaprotestować przeciwko kandydaturom Kaddafiego i Haftara. Członkowie społeczeństwa obywatelskiego i aktywiści opublikowali oświadczenia, w których ostrzegli, że powrót któregokolwiek z nich do władzy cofnąłby kraj do punktu wyjścia.
Na przeprowadzenie wyborów parlamentarnych i prezydenckich naciska społeczność międzynarodowa. W ubiegły piątek na międzynarodowym szczycie w Paryżu światowi przywódcy wywierali presję, by Libijczycy zorganizowali je na czas. Argumentowali, że są one kluczowym elementem wspieranego przez ONZ procesu na rzecz pokoju i stabilności Libii. Grudniowe wybory będą więc dla libijskiej klasy politycznej egzaminem dojrzałości. Obserwatorzy obawiają się jednak, że pospiesznie zorganizowane głosowanie mogłoby jedynie wywołać kolejny konflikt. Już teraz pojawiają się bowiem spory dotyczące terminu, zasad i podstawy prawnej głosowania, przez co ostateczny wynik może zostać zakwestionowany.