Przez ostatnie miesiące orbita okołoziemska przykuwała uwagę głównie z powodu rozwoju kosmicznej turystyki. Prawda jednak jest taka, że jest to przestrzeń rywalizacji mocarstw. Przypomnieli o tym w tym tygodniu Rosjanie, którzy za pomocą rakiety zestrzelili w poniedziałek swojego starego satelitę szpiegowskiego z początku lat 80.

W razie konfliktu na Ziemi możliwość pozbawienia adwersarza kosmicznych oczu i uszu jest bardzo pożądana, stąd testy rakiet Ziemia–kosmos to manifestacja zdolności poszczególnych krajów. Problem polega na tym, że zostawiają w kosmosie dużą liczbę odłamków zagrażających innym obiektom na orbicie. W tym Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, której załoga musiała przedsiębrać dodatkowe środki bezpieczeństwa po rosyjskim teście. Test potępiła amerykańska dyplomacja. Zdaniem Rosjan nie stanowił zagrożenia dla Stacji.
Orbitalne śmieci są groźne, bo nawet odłamki wielkości kilku milimetrów mogą uszkodzić statek kosmiczny – niektóre przemieszczają się wokół Ziemi z prędkością nawet 28 tys. km/h. Kiedy Amerykanie latali w kosmos wahadłowcami, czasem trzeba było wymieniać w nich okna, bo zostały uszkodzone przez zderzenie z… drobinami odpryśniętej farby z innych statków kosmicznych. Takich maleństw nie jesteśmy w stanie śledzić z Ziemi. NASA jest w stanie obserwować obiekty o średnicy większej niż 10 cm, których na orbicie jest ok. 27 tys. Tych o wielkości 1 mm może wokół Ziemi latać nawet 100 mln.