W październiku Białoruś zawiesiła wydawanie Nigeryjczykom wiz na lotnisku. DGP zbadał, jak funkcjonowała ta część operacji przerzucania ludzi do Unii Europejskiej.

W nigeryjskim internecie roi się od ofert biur obiecujących wizy na Białoruś. Wiele reklamuje się w popularnym serwisie handlowym Jiji.ng. Napisaliśmy do trzech agencji z informacją, że potrzebujemy białoruskiej wizy, by dostać się do Unii Europejskiej. Odpowiedziały dwie. Goldtech ma siedzibę w Lagos, największym mieście kraju zamieszkanego przez 211 mln ludzi. Walderberg mieści się w Ajah, na przedmieściach Lagos. Choć serwis apeluje, by rozmowy o transakcjach ze względów bezpieczeństwa prowadzić na czacie platformy, obie agencje chcą mówić o szczegółach za pomocą WhatsAppa.
Walderberg zastrzega, że na białoruskiej wizie nie da się wjechać do UE. Na tle innych agentów to wyjątkowa uczciwość. Firma oferuje wizę za 1,2 mln nair (11,6 tys. zł). Goldtech jest tańszy, bo wystarczy 550 tys. nair (5300 zł). Trzeba dostarczyć ważny paszport, dwa zdjęcia i zaświadczenie o stanie konta oraz wpłacić zaliczkę. „150 tys. nair pokrywa opłatę wizową, manipulacyjną itp. Dopłata po przyznaniu wizy” – informuje pracownik. Nadwyżka stanowi zarobek agencji. To kwoty podobne do pobieranych w innych krajach. Dziennikarze Outride.rs wykazali, że w Libanie trzeba zapłacić za wizę 1300 dol., „Gazeta Wyborcza” pisała o 3000 dol. w irackim Kurdystanie, a Witold Repetowicz o 4000 dol. w przypadku Syrii.
Do tej sumy trzeba doliczyć koszty podróży; dostępne oferty zaczynają się od 2400 zł za bilet na trasie Lagos–Mińsk. Agencje na dowód skuteczności demonstrują potencjalnym klientom zdjęcia wiz. Jedna została wydana niejakiej Placidii 24 lipca. Cel wizyty: turystyka. Na wizie studenckiej Cathy widnieje pieczątka wjazdowa z 7 lipca. Obie dostały wizy na lotnisku w Mińsku na podstawie wystawionych wcześniej promes. Mamy zdjęcia trzech takich dokumentów. Jeden z nich został wystawiony przez firmę Nju Wiza z Mińska na nazwisko 30-letniej Nigeryjki zajmującej się na co dzień handlem odzieżą. Jako turystka, miała zamieszkać w dwugwiazdkowym hotelu.
Jednym z potencjalnych klientów, z którym udało się nam nawiązać kontakt, był Udochukwu. Mężczyzna zajmuje się drobnym biznesem w Lagos. Chciał polecieć na Białoruś, by stamtąd dostać się do UE. Jak mówi, bieda w Nigerii jest niewyobrażalna, więc emigracja to jedyne wyjście. Nasza pierwsza rozmowa pokazała, co obiecują pośrednicy. – Kiedy dostanę się na Białoruś, władze migracyjne wbiją mi pieczątkę, która pozwoli wjechać na Litwę. Pewien chłopak, który podróżował wcześniej, przysłał mi filmik, na którym białoruska wiza została podstemplowana tak, by pozwalała przekroczyć litewską granicę. Ale musiałbym zapłacić pogranicznikom co najmniej 2000 euro – przekonuje. Poprosiwszy o przysłanie zdjęcia „podstemplowanej wizy”, dostaliśmy promesę wystawioną przez Nju Wizę dla pracownika banku z Lagos. Nie ma tam słowa o Litwie, ale nasz rozmówca nie zna rosyjskiego i nie mógł sam tego ustalić. Drugi z pośredników wysłał mu zaproszenie na studia w Białoruskiej Państwowej Akademii Lotnictwa, które ma być podstawą do uzyskania wizy. Trzeci spotkał się z nim i obiecał przerzut na Litwę. Umowa miała zostać zawarta w Nigerii w obecności notariusza. – Mówił, że ma kogoś w Polsce, kto mnie odbierze, gdybym dotarł do tego kraju – tłumaczy.
Spróbowaliśmy go odwieść od tego pomysłu, wysyłając reportaż BBC o losie migrantów na granicy z UE. Wyglądał na przekonanego. Zwłaszcza że zmieniły się zasady podróżowania. Białoruś cofnęła zgodę na wydawanie Nigeryjczykom wiz na lotnisku tuż po przylocie. Alaksandr Łukaszenka chciał zyskać większą kontrolę nad procesem i uniknąć zatorów w porcie lotniczym i hotelach, z czym we wrześniu pojawiły się problemy.
Przykre zaskoczenie spotkało kobietę imieniem Busola, odesłaną do Nigerii, choć – jak twierdzi – miała ważną wizę studencką. Z jej opowieści wynika, że pojawiła się w Mińsku, nie wiedząc, że w ręku ma jedynie promesę wizową.
Białoruskie władze nie przewidziały, że niektórym obywatelom Nigerii nawet Mińsk jawi się jako obiecujący cel podróży. Grunt to dotrzeć do Europy. – Ludzie myślą, że Europa automatycznie oznacza wysokie zarobki – mówi jeden z naszych rozmówców. Udochukwu sam zastanawiał się, czy nie spróbować dostać się na uczelnię, by po kilku latach postarać się o obywatelstwo i znaleźć pracę na miejscu.
W zamkniętej grupie nigeryjskiej diaspory w jednym z internetowych komunikatorów, do której zostaliśmy dopuszczeni, regularnie pojawiają się pytania od ludzi, którzy wpadli na taki sam pomysł. „Dzień dobry, bracia. Przyjeżdżam na Białoruś na wizie turystycznej, chcę tam znaleźć pracę. Czy to możliwe?” – pytał Oliver 16 października. „To miły kraj, lepszy niż Nigeria, ale tu nie ma pracy. Lepiej jedź na Litwę albo do Polski” – brzmiała jedna z odpowiedzi. „Nie dostaniesz pracy na Białorusi. Zamiast płacić za wizę i bilet, zainwestuj w Nigerii w jakiś własny biznes” – dodał Odoko Dan, administrator grupy.
Odoko robi, co może, by przestrzec rodaków przed pośrednikami. Sam przyjechał do Mińska na studia w 2004 r. i został na stałe. – Agenci troszczą się tylko o zarobek, a dalszy los klientów ich nie obchodzi. Tłumaczę, że jeśli ktoś chce studiować na Białorusi, niech zrobi to legalnie i bez pośredników. Był przypadek, że Nigeryjczyk nie został wpuszczony przez granicę, a jego bilet powrotny okazał się fałszywy. Przesiedział pół roku w areszcie, a diaspora musiała zebrać pieniądze na prawdziwy bilet do Nigerii. Zresztą nawet mając pracę, milionów się tu nie zrobi. A próba przekroczenia granicy z UE jest niebezpieczna, więc jeśli jedziesz tu z intencją nielegalnego wjazdu do kolejnego kraju, lepiej skorzystaj z biletu powrotnego. Agenci mówią: za kilka tysięcy dolarów przeprowadzę cię na Litwę czy do Polski. Kto im zaufa, staje się ich ofiarą – mówi.
Trudno ocenić, ilu Nigeryjczyków zdecydowało się wyruszyć do UE przez Białoruś. Według naszej Straży Granicznej od stycznia do września na próbie nielegalnego przekroczenia białorusko-polskiej granicy przyłapano sześciu Nigeryjczyków. Litwini informują o 30 takich przypadkach. Ale odkąd litewskie i polskie służby zaczęły stosować pushback, czyli wyrzucać obcokrajowców przez zieloną granicę, oficjalne dane są niemiarodajne, bo większość cudzoziemców nie jest rejestrowana. Zanim pushback zaczął być stosowany, Białorusini zdążyli uruchomić przede wszystkim rejsy z Iraku. Łukaszenka wykorzystuje presję migracyjną, by wymóc na Zachodzie negocjacje. Domaga się rozmrożenia kontaktów politycznych i zniesienia sankcji wprowadzonych za drastyczne podwyższenie poziomu represji i sfałszowanie wyborów prezydenckich w 2020 r.