Komentując szczyt prezydentów USA i Rosji, francuskie media podkreślają, że Joe Biden nie liczył na "reset" w relacjach z Moskwą, zaś Władimir Putin chciał zademonstrować znaczenie swego kraju na arenie międzynarodowej. „Zgodnie z oczekiwaniami niczego niespodziewanego nie ogłoszono”, ale też "na pewno nie doszło do starcia" - wskazują stacje radiowe RFI i France Info.

Niemal wszyscy komentatorzy są zgodni, że na szczycie w Genewie „Rosja nie podjęła żadnych zobowiązań”.

Za znak odprężenia uznano zapowiedź powrotu ambasadorów do Moskwy i do Waszyngtonu, którzy w marcu i kwietniu zostali wezwani do swoich krajów na konsultacje. „To najniższa od dziesięcioleci temperatura wzajemnych stosunków” – komentowali wtedy politolodzy w wystąpieniach radiowych.

Przed środowym spotkaniem RFI zapowiadało, że prezydenci USA i Rosji przedstawią sobie „czerwone linie”, których przekroczenia nie będą tolerować. „Potwierdził to prezydent Biden, oskarżając Moskwę o cyberataki i wymieniając na konferencji prasowej instytucje, które w żadnym wypadku nie mogą być ich celem” – podkreślił w środę wieczorem korespondent tego radia.

Francuska agencja prasowa AFP zauważa, że dla Putina czerwoną linią jest sprawa Aleksieja Nawalnego - prezydent zaprzecza, jakoby antykremlowski opozycjonista był źle traktowany, a przy okazji atakuje demokrację amerykańską.

Francuscy komentatorzy, w tym waszyngtoński korespondent dziennika „Le Monde”, kładą nacisk na to, że „Rosja nie jest dla USA strategicznym rywalem porównywalnym z Chinami, ale jej możliwości zalezienia Ameryce za skórę powodują, że trzeba się z nią liczyć”.

„Joe Biden ma długie doświadczenie w kontaktach z Rosją i w przeciwieństwie do Baracka Obamy, u boku którego był wiceprezydentem, nie liczył na żaden reset w stosunkach między dwoma mocarstwami jądrowymi” – czytamy w „Le Monde”.

Przypomina się, że na konferencji prasowej po spotkaniu w środę Putin ujawnił, że jego rozmowy z Bidenem trwały prawie dwie godziny, podkreślając, że „nie wszystkim przywódcom światowym poświęca się tyle uwagi”. Dziennik "Le Parisien" komentuje, że „wielu ekspertów zgodnych jest co do tego, że (Putin) osiągnął to, na czym najbardziej mu zależało: szczyt pokazujący znaczenie Rosji na scenie światowej”.

Popularny we Francji komentator Eric Zemmour mówił w telewizji C-News, że Putina przeciwstawia się „hegemonistycznym”, jak je nazwał, „ingerencjom Ameryki w sprawy światowe, przesuwaniu NATO pod same granice Rosji i popieraniu kolorowych rewolucji w jego bezpośrednim sąsiedztwie". "Putin nie jest agresorem, jest przedmiotem agresji” - podkreślał.

„(Prezydent Rosji) ma dosyć naszego prawienia morałów i już niczego nie spodziewa się po Zachodzie. Dzięki (...) armii i dyplomacji Rosja odgrywa o wiele większą rolę geopolityczną niż tylko z powodu swojej gospodarki. Rosja to pod tym względem przeciwieństwo Niemiec” – ocenił Zemmour, wzywając Francję do zniesienia sankcji przeciw Moskwie.

„Mimo podnoszenia tonu na użytek mediów, Joe Biden i Władimir Putin niezależnie od dzielących ich różnic ideologicznych mają wspólny interes, który pierwszy z nich ogłasza, a drugi stara się ukryć. Ten interes to zahamowanie ekspansji Chin” – przekonuje politolog i publicysta dziennika „Le Figaro” Renaud Girard.

Jak pisze, „Rosja chwali bezproblemowe stosunki z Chinami i nigdy publicznie nie krytykuje (tego kraju), ale Rosjanie nie przestają być nieufni wobec Chin. (…) Wiedzą, że nie mają co liczyć na jakiekolwiek podarki od władz chińskich - ani gospodarcze, ani geopolityczne. Podejrzewają swych chińskich +przyjaciół+ o to, że ci chcą położyć łapę na Syberii, (...) niezmierzonej rezerwie bogactw naturalnych”.

A Biden, zdaniem komentatora, „zrozumiał, że nie warto jednocześnie walczyć na dwa fronty".

"Rosja mu nie przeszkadza. Nie podobało mu się, gdy w 2014 r. interweniowała na Ukrainie, ale docenia, że Putin zatrzymał się w Donbasie, choć mógł wziąć Odessę” - ocenia Girard.