Komisja Europejska skrytykowała w piątek skazanie na Białorusi dwóch dziennikarek Biełsatu na kary pozbawienia wolności. "To kontynuacja haniebnych i brutalnych represji białoruskich władz przeciwko obywatelom Białorusi" - powiedział rzecznik KE Peter Stano.
"Śledzimy sprawę bardzo dokładnie. Ten wyrok pokazuje kontynuację haniebnych i brutalnych represji białoruskich władz przeciwko obywatelom Białorusi, przeciwko obrońcom praw człowieka, aktywistom i społeczeństwu obywatelskiemu oraz przeciwko dziennikarzom. Te działania są nie do przyjęcia" - powiedział.
Dodał, że KE wzywa białoruskie władze do respektowania wolności wypowiedzi i gromadzenia się obywateli. "Widzimy kontynuację (kampanii) zastraszania, która eskaluje" - powiedział. Zaznaczył, że dochodzi do zastraszania aktywistów i przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego, obrońców praw człowieka, przedstawicieli związków zawodowych, a także dziennikarzy.
"Potępiamy ataki na prasę, media, dziennikarzy na Białorusi. Wzywamy władze białoruskie, aby przestały to robić" - powiedział. Zaznaczył, że są to próby ograniczenia swobodnego przepływu informacji.
Sąd w Mińsku skazał w czwartek dwie dziennikarki Biełsatu, Kaciarynę Andrejewą i Darię Czulcową, na dwa lata pozbawienia wolności za prowadzenie relacji online z protestu. Według sądu są one winne organizowania działań naruszających porządek publiczny.
Był to pierwszy na Białorusi proces i wyrok skazujący dla dziennikarzy w sprawie karnej związanej z protestami przeciwko sfałszowaniu wyników wyborów prezydenckich w sierpniu 2020 roku. Według organizacji praw człowieka proces miał charakter polityczny.
Oprócz wymierzenia kary więzienia sędzia Natalla Buhuk nakazała konfiskatę sprzętu technicznego, którego Andrejewa i Czulcowa używały w pracy, a także zniszczenie ich osobistych notatników. Telefony, laptopy i pendrive’y będą mogły zachować.
Kary dwóch lat więzienia domagała się prokuratura. Według oskarżenia dziennikarki, pracując, organizowały działania poważnie naruszające porządek publiczny i uczestniczyły w nich.
Oskarżenie twierdziło, że prowadząc relację online, kierowały demonstracją i doprowadziły do paraliżu komunikacji miejskiej. Swoje działania wykonywały, jak stwierdzono, przy użyciu „telefonów komórkowych, kamer wideo, statywu i kamizelek z napisem PRASA”. Argumentowano, że poprzez relację reporterki dążyły do zgromadzenia „aktywnych uczestników protestu” w celu „możliwego oporu wobec funkcjonariuszy”.
Obrońcy dziennikarek argumentowali, że wykonywały one obowiązki dziennikarskie, nie przekraczając ich zakresu i korzystając ze swoich konstytucyjnych praw. „Dziennikarki relacjonowały protest. Opisywały to, co dzieje się na ulicy” – powiedział Radiu Swaboda adwokat Siarhiej Zikracki. Proces uznał za „absurdalny”. Według prawnika wszystkie postępowania wszczęte w związku z udziałem w protestach są „absolutnie niezgodne z prawem, ponieważ obywatele realizują swoje prawo do pokojowego protestu”.
Reporterki zatrzymano 15 listopada ub.r., kiedy prowadziły relację online z mitingu upamiętniającego pobitego na śmierć Ramana Bandarenkę. Dziennikarki znajdowały się w jednym z mieszkań na 13 piętrze. Tego dnia demonstrację brutalnie rozpędzono, a symboliczny memoriał Bandarenki milicja zniszczyła.
Od chwili zatrzymania obie kobiety stale były przetrzymywane w areszcie. Sędzia zdecydowała, że okres ten zostanie im zaliczony na poczet zasądzonej kary więzienia.
Organizacje praw człowieka i broniące dziennikarzy uznały zatrzymanie, uwięzienie i proces Andrejewej i Czulcowej za motywowane politycznie. Zostały one uznane za więźniarki polityczne.
Biełsat jest jedyną na terytorium kraju białoruskojęzyczną telewizją. Nadaje z Polski, a organizacyjnie jest częścią TVP. Na Białorusi jest dostępny przez internet oraz przez satelitę.