Wołodymyr Zełenski, uderzając w aktywa Wiktora Medwedczuka, zdefiniował na najbliższe miesiące główną oś ukraińskiego sporu politycznego

Ubiegłotygodniowa decyzja władz Ukrainy likwidująca trzy prokremlowskie telewizje została przedstawiona jako element obrony przestrzeni informacyjnej przed rosyjską agresją. – Jej sedno nie dotyczy wolności słowa, lecz terroryzmu informacyjnego – tłumaczył tygodnikowi „NW” minister kultury Ołeksandr Tkaczenko. Na razie jednak prezydentowi Wołodymyrowi Zełenskiemu chodzi bardziej o ograniczenie dostępu Wiktora Medwedczuka, kontrolującego trzy kanały, do elektoratu, o który rywalizują oba obozy.
Medwedczuk, były szef administracji prezydenta Łeonida Kuczmy, po kilku latach na drugim planie znów wyrasta na czołową postać tamtejszej sceny politycznej. Jako współlider Platformy Opozycyjnej O Życie (OPZŻ) cieszy się poparciem rosnącej części elektoratu. Udało mu się przy tym ograniczyć w tej niszy wpływy oligarchy Rinata Achmetowa, który od 2015 r. wykazuje zdecydowanie większą lojalność wobec państwa niż Medwedczuk, przyjaciel Władimira Putina. Obecny prezydent Rosji wspólnie z żoną ekspremiera Dmitrija Miedwiediewa Swietłaną są rodzicami chrzestnymi jego córki Daryny.
Rosyjski dziennikarz Michaił Zygar pisał w książce „Wszyscy ludzie Kremla”, że na daczy Medwedczuka na Krymie Putin świętował sukces operacji przejęcia półwyspu. Kreml stara się, by to Medwedczuk był kojarzony z uwalnianiem jeńców więzionych w okupowanej części Zagłębia Donieckiego. OPZŻ jest jednym z beneficjentów stopniowej utraty popularności Zełenskiego, a zwłaszcza proprezydenckiej partii Sługa Narodu (SN). W pięciu z sześciu tegorocznych sondaży OPZŻ zajęła pierwsze miejsce z niewielką przewagą nad SN i nieco większą nad Solidarnością Europejską (JeS) eksprezydenta Petra Poroszenki. Osobista popularność Zełenskiego wciąż daje mu pozycję lidera, ale i jemu po piętach zaczyna deptać Jurij Bojko, drugi lider OPZŻ.
Według naszych rozmówców właśnie w tym kontekście należy rozpatrywać decyzję Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony z 2 lutego, zakazującą retransmisji na Ukrainie kanałów informacyjnych 112, NewsOne i ZIK, należących oficjalnie do posła OPZŻ Tarasa Kozaka, który jest uznawany za reprezentanta Medwedczuka. Telewizje dublowały antyukraińskie tezy wzięte z rosyjskiej propagandy państwowej. Sankcje będą obowiązywać pięć lat i obejmują zakaz nadawania, blokadę aktywów i zakaz ich wyprowadzania za granicę. Równolegle Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) nałożyła sankcje na dwie firmy o identycznej nazwie Jet4U, zarejestrowane w Mołdawii i Portugalii. Należącymi do nich samolotami Medwedczuk i Kozak regularnie latali do Moskwy.
Wątpliwości prawników wywołała forma sankcji, a zwłaszcza objęcie nimi obywateli Ukrainy i spółek zarejestrowanych w tym kraju, choć prawo pozwala na to jedynie w przypadku finansowania terroryzmu. Poseł OPZŻ Wadym Rabinowycz w parlamencie określił decyzję mianem „natarcia zielonego faszyzmu”, nawiązując do koloru kojarzącego się z nazwiskiem szefa państwa, krzyczał „no pasarán!” i zaintonował radziecką pieśń wojenną „Wstawaj, strana ogromnaja” (Powstań, wielki kraju). Zapowiedziano skargę do Sądu Najwyższego i wniosek o impeachment Zełenskiego. Pracownicy trzech kanałów, których łączna oglądalność wynosiła 4,5 proc., poskarżyli się na atak na wolność słowa, szefowa rosyjskich mediów państwowych Margarita Simonian zaprosiła ich do pracy w Moskwie, a Artem Marczewski, menedżer 112, będzie walczył o immunitet w marcowych wyborach uzupełniających do parlamentu.
Decyzję Zełenskiego poparły ambasada USA, nazywając ją na Facebooku „przeciwdziałaniem szkodliwym wpływom Rosji”, i proeuropejska część opozycji skupiona wokół Poroszenki, na co dzień pozostającego w konflikcie z Zełenskim. Prezydent upiekł dwie pieczenie przy jednym ogniu: uderzył w narzędzia reklamy politycznej, za których pomocą Medwedczuk docierał do wyborców, i wybił z rąk Poroszenki argument o bezczynności wobec rosyjskiej agresji. Co więcej, to Poroszenko musiał się tłumaczyć, dlaczego sam nie podjął analogicznej decyzji w 2018 r., gdy z podobną propozycją wyszli posłowie koalicyjnego Frontu Ludowego. Eksprezydent mówił, że zaczynała się już wówczas kampania wyborcza, więc nie chciał, by wyłączenie kanałów zostało uznane za element walki z opozycją. Od decyzji odżegnał się natomiast szef parlamentu Dmytro Razumkow, członek ekipy prezydenta, który coraz wyraźniej zaczyna grać na siebie.
W wypowiedziach medialnych członkowie obozu władzy przekonują, że decyzja zapadła dopiero teraz, bo służby znalazły dowody na finansowanie trzech kanałów przez spółki zajmujące się handlem węglem z okupowanego Donbasu. Z trudnych na razie do potwierdzenia informacji wynika, że Medwedczuk mógł wejść w układ z kremlowskim kuratorem Donbasu, wiceministrem rozwoju gospodarczego Rosji Siergiejem Nazarowem, by wspólnie pozbawić kontroli nad wywozem antracytu z Doniecka i Ługańska innego oligarchę, Serhija Kurczenkę, z którego działań Moskwa była coraz mniej zadowolona. Według „Dzerkała Tyżnia” i „Ukrajinśkiej Prawdy” SBU wykryła mechanizm polegający na finansowaniu kanałów z pieniędzy pochodzących z tego procederu. Narzędziem ma być spółka TD Donskije Ugli. W opinii ekspertki ds. mediów Tetiany Popowej, cytowanej przez „NW”, trzy kanały musiały być utrzymywane przez Rosjan.
Decyzję Zełenskiego poparły ambasada USA i proeuropejska część opozycji