Większość państw na świecie nie rozpoczęła jeszcze szczepienia swoich obywateli. Winę ponoszą jednak nie tylko kraje zamożne

Chociaż kolejne kraje rozpoczynają podawanie swoim mieszkańcom preparatów chroniących przed COVID-19, to start szczepień w większości państw wciąż jest odkładany. Dla przykładu jedynym krajem w Afryce, który już rozpoczął akcję szczepień, są Seszele. Zdaniem szefa Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Tieuodrosa Adhanoma Gebreijesusa sytuacja jest tak zła, że jeśli idzie o globalną dystrybucję szczepionek, świat stoi na krawędzi „katastrofalnej porażki moralnej”.

Zdaniem Tieuodrosa źródłem problemu jest fakt, że bogate państwa dzięki głębokim sakiewkom „wskakują” w kolejkę przed mniej zamożnych klientów, nawet jeśli ci już dogadali się z producentami. W efekcie opóźniają dostawy preparatów. Szef WHO nie wskazał nikogo palcem, ale nie jest tajemnicą, kogo miał na myśli. Pod koniec ub.r. USA zamówiły dodatkowe 100 mln dawek szczepionki Pfizera i BioNTechu (ponad 100 mln przewidzianych w oryginalnym kontrakcie). Na początku stycznia zaś powiększenie zamówienia od tego konsorcjum (ponad uzgodnione 300 mln dawek) zaczęła rozważać także Komisja Europejska.
Szef WHO sygnalizuje, że takie zamówienia spychają na dalsze miejsca w kolejce kontrakty zawarte z producentami przez inicjatywę COVAX. To specjalny fundusz, który powstał w połowie ub.r. z inicjatywy Organizacji. Jego idea była prosta: bogaci za jego pomocą mieli kupić szczepionki i dla siebie, i dla mniej zamożnych krajów. W ten sposób można byłoby wykorzystać połączoną siłę nabywczą jednych i drugich oraz uniknąć morderczej konkurencji o preparaty.
Tak się jednak nie stało i większość zamożnych państw kupiła szczepionki na własną rękę (lub jako blok, jak w przypadku Unii Europejskiej). COVAX nie został jednak zupełnie na lodzie: wiele krajów ogłosiło hojne wsparcie finansowe dla inicjatywy. Brytyjczycy przeznaczyli na jej rzecz 734 mln dol., Kanadyjczycy – 380 mln dol., Unia Europejska nieco ponad miliard dol. Problem na chwilę obecną nie polega jednak na finansowaniu, ale na możliwościach produkcyjnych firm farmaceutycznych. Na razie są za małe nawet dla zamożnych klientów.
Położenie mniej zamożnych państw nie jest jednak tak złe, jak maluje to Tieuodros. Po pierwsze COVAX nie jest jedyną skierowaną do nich inicjatywą. Po drugie w obliczu problemów z zaopatrzeniem wiele państw postanowiło ruszyć na zakupy razem. Po trzecie państwa zamożne już w tej chwili zakupiły za dużo dawek, więc żeby się one nie zmarnowały, najlepiej będzie je przekazać tam, gdzie będą jeszcze potrzebne.
Jeśli idzie o pierwszy argument, to wiele inicjatyw solidarnościowych przechodzi bez echa, bo opiewają na małe kwoty lub dotyczą egzotycznych regionów świata. Komisja Europejska już pod koniec grudnia ogłosiła, że wysupła 70 mln euro dla krajów Bałkanów Zachodnich – za te pieniądze będą mogły odkupić od państw członkowskich niewykorzystane przez nich dawki. A akcja szczepień na Seszelach rozpoczęła się kilka dni temu, ponieważ 50 tys. dawek chińskiego preparatu podarował krajowi rząd Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Nie jest też tak, że państwa rozwijające się siedzą z założonymi rękami. Wspólną siłę nabywczą swoich członków (podobnie jak UE) postanowiła wykorzystać Unia Afrykańska, zrzeszająca 55 państw kontynentu. Organizacja ogłosiła parę dni temu podpisanie umowy na dostawę 270 mln dawek preparatów trzech firm: AstraZeneca, Pfizer/BioNTech oraz Johnson & Johnson.
Biorąc pod uwagę potencjalne problemy z dostawami, inne państwa postanowiły sięgnąć po preparaty produkowane gdzie indziej niż na Zachodzie. Argentyńczycy zaczęli szczepienia preparatem z Rosji, Turcja i Indonezja – z Chin, a Bangladesz podpisał umowę na dostawę szczepionek z sąsiednich Indii. Kraj ten zresztą posiada największe możliwości ich produkcji na świecie, a dodatkowo testuje trzy własne preparaty. Może więc okazać się czarnym koniem, jeśli idzie o zaopatrywanie państw niezamożnych (wczoraj Indie wysłały pierwszą partię szczepionek do Bhutanu).
Prawdą jest – na co od paru miesięcy wskazuje Tieuodros – że bogaci kupili znacznie więcej szczepionek, niż potrzebowali (nie wspomina jednak, że zakupy miały zrekompensować koncernom inwestycje w szczepionki przeciw COVID-19, więc innej drogi nie było). Ale prawdą też jest, że już w tej chwili zastanawiają się, co zrobić z nadwyżką. Odpowiedzialna za zdrowie komisarz Stella Kyriakides we wtorek zapowiedziała stworzenie mechanizmu, za pomocą którego państwa członkowskie będą mogły przekazać swoje nadprogramowe dawki innym. Szczegóły na razie jednak są nieznane.
Za powolnym rozkręcaniem się akcji szczepień w mniej zamożnych krajach nie zawsze stoi wykup preparatów przez państwa zamożne. Doskonałym przykładem jest Brazylia, której prezydent Jair Bolsonaro od samego początku pandemii bagatelizował koronawirusa. W efekcie rząd federalny kraju pokpił sprawę zakupu szczepionek, aż sprawę musieli wziąć w swoje ręce gubernatorzy. Kiedy João Doria rządzący stanem Sao Paulo ogłosił, że zamówił preparaty chińskiej firmy SinoVac (których badania kliniczne zresztą odbyły się w Brazylii), rząd po prostu kazał mu oddać większość dawek. W efekcie chociaż akcja szczepień w kraju zaczęła się w poniedziałek, władze mają na razie do dyspozycji bardzo mało preparatów.
Warto jeszcze wspomnieć, że COVAX kryje w sobie pewien haczyk: za jego pomocą dystrybuowane są tylko te szczepionki, które otrzymały zatwierdzenie do użytku przez panel ekspertów WHO, podobnie jak ma to miejsce w Unii czy Wielkiej Brytanii. Na razie zaś jedynym preparatem, który uzyskał ich rekomendację, jest szczepionka Pfizera i BioNTechu, z której dostawami i tak są problemy. ©℗