Donald Trump oraz jego najbliżsi doradcy nie wykluczają możliwości otwartego konfliktu z Wenezuelą. W wywiadzie dla stacji NBC News amerykański prezydent przyznał, że wojna z reżimem Nicolása Maduro wciąż pozostaje jedną z rozważanych opcji. - Nie wykluczam tego - powiedział.

Podczas konferencji prasowej podsumowującej mijający rok sekretarz stanu Marco Rubio podtrzymał stanowisko innych czołowych doradców Trumpa, według których Stany Zjednoczone mogłyby zmusić Maduro do ustępstw poprzez kampanię uderzeń wymierzonych w statki, które według Waszyngtonu przemycają narkotyki do USA. - Mamy prawo wykorzystywać każdy element narodowej potęgi w obronie interesu narodowego Stanów Zjednoczonych – twierdził Rubio. I dodał: - Nikt nie może temu zaprzeczyć. Każde państwo na świecie ma taką możliwość. My po prostu dysponujemy większą siłą niż niektóre z nich.

Najdalej idącym dotąd posunięciem republikańskiej administracji było uznanie w ubiegłym tygodniu rządu Maduro za zagraniczną organizację terrorystyczną. Prezydent zapowiedział przy tym „całkowitą blokadę” objętych sankcjami USA tankowców z ropą, zmierzających do Wenezueli lub z niej wypływających.

Aby wyegzekwować zapowiedzianą blokadę, Trump wskazał na obecność amerykańskich okrętów wojennych na Karaibach, określając to rozmieszczenie mianem „największej armady, jaką kiedykolwiek zgromadzono w historii Ameryki Południowej”.

Zdjęcia satelitarne zweryfikowane przez BBC pokazują, że w grudniu na Karaibach operowało co najmniej osiem amerykańskich jednostek wojskowych. Największą z nich był lotniskowiec USS Gerald R. Ford. Stany Zjednoczone rozmieściły także myśliwce F-35 w swoich bazach na Karaibach oraz ponownie otworzyły bazę morską Roosevelt Roads w Portoryko, zamkniętą od ponad 20 lat. W ostatnich miesiącach USA prowadziły również loty bombowców i samolotów rozpoznawczych nad tym regionem.

Decyzja Białego Domu w sprawie blokady nastąpiła po operacji amerykańskich sił zbrojnych, w ramach której zaatakowano i przejęto jeden z tankowców u wybrzeży Wenezueli. Jednostka przewoziła ropę o wartości ok. 100 mln dolarów, z czego część była przeznaczona dla sojuszniczej wobec Maduro Kuby. Inne tankowce zmierzające do Wenezueli zawróciły w trakcie rejsu, a statki oczekujące na opuszczenie wód kraju opóźniły wypłynięcie, aby uniknąć przejęcia przez USA.

Obecnie Caracas próbuje jednak testować blokadę nałożoną przez prezydenta Trumpa, pozwalając dwóm jednostkom z załadowanym surowcem wypłynąć z portów kraju - w tym jednej eskortowanej przez wojsko. Tyle że żaden z nich nie był objęty sankcjami USA, więc technicznie nie naruszały one blokady. Analitycy uznali to za sposób na demonstrację nieposłuszeństwa, nie prowokując przy tym nadmiernie amerykańskiego przywódcy.

Gra w kotka i myszkę między Donaldem Trumpem a Nicolásem Maduro podnosi jednak poziom napięcia na Karaibach. W sobotę Straż Przybrzeżna USA przechwyciła drugi tankowiec w międzynarodowych wodach niedaleko Wenezueli. Centuries został załadowany w Wenezueli pod fałszywą nazwą Crag i przewoził ok. 1,8 mln baryłek wenezuelskiej ropy Merey przeznaczonej dla Chin, które są największym odbiorcą wenezuelskiego surowca.

Biały Dom poinformował, że „fałszywie oznakowany statek” przewoził ropę objętą sankcjami i był częścią tzw. „ciemnej floty” Wenezueli. Tamtejszy rząd określił przechwycenie tankowca jako „poważny akt piractwa międzynarodowego”.

W poniedziałek chińskie ministerstwo spraw zagranicznych oświadczyło, że przechwycenie przez Stany Zjednoczone statków należących do innego kraju stanowi poważne naruszenie prawa międzynarodowego. - Wenezuela ma prawo rozwijać stosunki z innymi krajami – powiedział rzecznik chińskiego MSZ, Lin Jian, podczas codziennej konferencji prasowej, dodając, że Chiny sprzeciwiają się wszystkim „jednostronnym i nielegalnym” sankcjom.

Pekin nie sprecyzował, czy i w jaki sposób udzieli pomocy Wenezueli ani nie zaoferował schronienia przywódcy tego kraju. Pekin znajduje się bowiem w trudnej sytuacji, starając się utrzymać dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi, swoim najważniejszym partnerem handlowym. Po miesiącach ostrego sporu o cła, Trump i Xi Jinping w październiku szukali już konsensusu w sprawie trudnych kwestii handlowych. W efekcie Chiny mogą ograniczyć się do słów wsparcia dla Wenezueli, unikając działań, które mogłyby zdenerwować Trumpa, coraz bardziej skoncentrowanego na zachodniej półkuli.

Tym samym Amerykanie mogą posuwać się coraz dalej. W ostatnim czasie rzadziej ukrywają, że operacja przeciwko Wenezueli nie dotyczy jedynie narkotyków, lecz przede wszystkim usunięcia Maduro ze stanowiska. Szefowa personelu Białego Domu, Susie Wiles, powiedziała w wywiadzie dla Vanity Fair, że prezydent „chce dalej wysadzać łodzie, aż Maduro krzyknie: dość”. Komentarz ten powszechnie interpretowano jako dowód, że prawdziwym celem prezydenta USA jest zmiana reżimu w Wenezueli.