Wojna w Ukrainie pokazała, że na nowoczesnym polu walki liczą się nie tylko drony, lecz także zdolność atakowania głębokiego zaplecza przeciwnika. Większość europejskich państw ich nie ma.

Europejskie rakiety z problemami

Na opóźnienia w tym zakresie uwagę zwrócił brytyjski Międzynarodowy Instytut Studiów Strategicznych (IISS). W opublikowanej analizie zwrócił uwagę na inicjatywę European Long Strike Approach (ELSA), do której dołączyła Polska. Wspólnie z Francją, Wielką Brytanią, Niemcami, Włochami i ze Szwecją pomóc ma ona stworzyć lądową broń rakietową zdolną razić cele odległe o 1000 km.

„Chociaż partnerzy generalnie zgadzają się co do strategicznego celu planowanych zdolności DPS (z ang.: dalekie precyzyjne uderzenie), istnieją znaczne różnice w technologicznym punkcie wyjścia każdego kraju” – piszą Brytyjczycy, podkreślając, że największe zapóźnienia w tej dziedzinie ma właśnie Polska. Raport też wskazuje problemy z uzgodnieniem pomiędzy państwami wspólnych priorytetów obronnych.

„Na poziomie technicznym i przemysłowym partnerzy ELSA stoją przed sprzecznymi bodźcami: pilną potrzebą wypełnienia luki w zdolnościach a chęcią wzmocnienia europejskiej autonomii obronno-przemysłowej” – pisze IISS.

Kraje same chcą móc atakować

Część zachodnich państw postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Własne programy budowy rakiet dalekiego zasięgu ogłosiły Wielka Brytania i Niemcy (zasięg do 2000 km). Londyn samodzielnie pracuje też nad rakietami do 500 km (projekt Nightfall). Testy i seryjna produkcja planowane są na 2026 r. Zdolność do atakowania zaplecza wroga chce też mieć Norwegia. Na początku grudnia rząd w Oslo wystąpił do parlamentu o zatwierdzenie wydatku o równowartości niemal 2 mld dol. na stworzenie systemu pozwalającego razić wroga w odległości do 500 km. W jego zasięgu znalazłaby się siedziba rosyjskiej Floty Północnej w Murmańsku i bazy bombowców strategicznych.

W rakiety, tym razem służące do obrony przed pociskami przeciwnika, zainwestowali też Niemcy. 3 grudnia pod Berlinem działanie rozpoczął pierwszy element systemu Arrow 3, wyprodukowanego wspólnie przez Izrael i USA. Służyć ma do niszczenia rakiet balistycznych wroga. Zaprojektowano go tak, by niszczyć je jeszcze w przestrzeni kosmicznej, na wysokości do 100 km. Jego zasięg to 2400 km. Berlin wydał na niego 3,3 mld euro.

Polskie nowoczesne zdolności rakietowe zaczęto budować po 2013 r. Wtedy premier Donald Tusk ogłosił projekt „polskich kłów”, czyli strategię odstraszania przeciwnika. Przez ponad dekadę skupiano się jednak głównie na rozbudowie możliwości rażenia za pośrednictwem lotnictwa. Myśliwce wyposażono między innymi w rakiety JASSM, a w maju 2025 r. za 735 mln dol. dokupiono rakiety JASSM-ER. Te ostatnie, wystrzeliwane z myśliwców, razić mogą cele w odległości nawet 1000 km. Ich dostawy mają się zacząć w 2026 r.

Polskie rakiety już w kosmosie

Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, polski rząd zaczął też inwestować w artylerię rakietową. W Stanach Zjednoczonych zakupiono 20 zestawów HIMARS, a w planie było powiększenie tej liczby do 486 szt. W Korei Południowej zamówiono 290 szt. wyrzutni K29 Chunmoo (do Polski dotarło ich już 126 szt.). Oba te rodzaje broni są w stanie razić przeciwnika na maksymalną odległość 290 km. Nie oznacza to, że nie mamy własnych programów rakietowych.

– W ramach Narodowego Centrum Badań i Rozwoju prowadzono różne projekty związane z budową silników i rakiet, które w przyszłości mogłyby pełnić rolę balistycznych. Ich efektem są te rakiety, które teraz próbują osiągnąć kosmos. Planowano, że będą one do podwójnych zastosowań i miał to być element budowy zdolności do posiadania rakiet dalekiego zasięgu dla wojska – mówi DGP Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”.

Efektem prac są rakiety Bursztyn i Perun. Perun odbył swój trzeci, udany lot testowy w listopadzie 2025 r., a Bursztyn osiągnął kosmos w lipcu 2024 r. Oficjalnie Perun przeznaczony jest do wynoszenia w przestrzeń kosmiczną ładunków badawczych, jednak docelowo służyć może też do celów wojskowych. Rakieta ma średnicę 45 cm, a obecnie jest w stanie przenieść ładunek o wadze 50 kg. Osiąga prędkość 620 m/s.

Wyposażające się w rakiety dalekiego zasięgu państwa zachodnie podkreślają, że są one niezbędne do odstraszania potencjalnego przeciwnika lub rażenia zgrupowań wojsk. To tylko część prawdy. – Dla poprawności politycznej mówi się, że są to pociski do niszczenia zgrupowań wojsk, ale daleki zasięg wiąże się bardziej ze strategicznym oddziaływaniem na nieprzyjacielskie państwa. Oczywiście w grę wchodzą uderzenia w ośrodki dowodzenia, ale przede wszystkim chodzi o niszczenie przemysłu – mówi Mariusz Cielma. ©℗