Tym razem chodzi o maszyny szkolno-bojowe, na których mogliby się uczyć przyszli piloci AH-64 Apache. Zamówienie 96 sztuk tych maszyn w USA spowodowało, że Polsce zaczęło się spieszyć. Gdzieś bowiem trzeba będzie wyszkolić 500 pilotów i ok. 3 tys. osób obsługi naziemnej. Dlatego na scenę wkroczyli Francuzi z Airbusa.
– Airbus proponuje sprawdzony system oparty na H145M, bazujący na udanych wojskowych systemach szkoleniowych na całym świecie. Brytyjski system MFTS wykorzystuje H145 jako platformę do przygotowania pilotów śmigłowców Apache. Dzięki idealnym rozmiarom i osiągom H145M zapewni Polsce odpowiednie i zaawansowane rozwiązanie, które uzupełni program szkolenia początkowego już dziś dobrze realizowanego przez Lotniczą Akademię Wojskową w Dęblinie – mówi DGP Bruno Even, prezes Airbus Helicopters.
Francuzi wracają do walki o polskie niebo po 10 latach. Wtedy to rząd Prawa i Sprawiedliwości unieważnił umowę na francuskie śmigłowce Caracal, co w 2021 roku skutkowało koniecznością zapłacenia koncernowi Airbus 80 mln zł kary. Dziś w grę wchodzą inne maszyny, ale widać, że politykom zaczęło się spieszyć. Jak ustalił DGP, na początku przyszłego roku sprawą zakupu śmigłowców zajmie się sejmowa komisja obrony. Posłowie mają już pewne plany.
– Wiemy, że największym problemem było unieważnienie w 2015 roku przetargu na śmigłowce Caracal i wtedy ten rodzaj środka bojowego został kompleksowo zapóźniony. Naszą ideą jest, aby to była jedna, wspólna platforma, aby nie popełnić tego błędu, który był udziałem wojsk pancernych, kiedy zróżnicowano platformy bojowe – mówi poseł Paweł Suski z KO, wiceprzewodniczący komisji obrony.
Francuska oferta w teorii nie jest jedyna. Na placu boju jest też włoski koncern Leonardo ze swoimi zakładami w Świdniku. On do zaoferowania ma maszynę AW109. Jednym z włoskich argumentów jest posiadanie na terenie naszego kraju fabryki, jednak i Francuzi starają się nadrobić te zapóźnienia. W 2025 roku Airbus podpisał z Wojskowymi Zakładami Lotniczymi nr 1 (wchodzącymi w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej) list intencyjny. Zakłada on, iż w Łodzi miałaby powstać linia do kompletowania śmigłowców H145, centrum szkolenia i serwisowania oraz miejsce, gdzie montowane mogłoby być polskie uzbrojenie. Airbus nie wyklucza bowiem, że śmigłowiec ten mógłby być wyposażony w polską broń, taką jak karabiny maszynowe z Tarnowa, albo wyrzutnie rakiet niekierowanych 70 mm.
– Dzięki otwartej architekturze H145 nasi polscy partnerzy z PGZ i ITWL (Instytut Techniczny Wojsk Lotniczych – red.) będą rozwijać i integrować różne polskie technologie, w tym systemy uzbrojenia, czyli umożliwią integrację polskich środków bojowych. Wzmocni to wartość dodaną oraz niezależność polskiego przemysłu obronnego – mówi prezes firmy, podkreślając jednocześnie, że Airbus już zatrudnia w Polsce ponad 800 pracowników. Jego oddziały to: Airbus Defence and Space w Warszawie, Airbus Helicopters w Łodzi oraz Navblue w Gdańsku.
Choć wyścig po śmigłowce szkolno-bojowe dopiero przed nami, to w ocenie ekspertów jest to zakup, z którym nie powinno się zbyt długo zwlekać. Jak wylicza Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”, dziś polscy lotnicy nadal muszą uczyć się na lekkich śmigłowcach SW4 i liczących nawet 50 lat – Mi-2. W jego ocenie francuska oferta ma jeszcze jedną, pozawojskową przewagę nad konkurentami.
– Jest to pewna forma układanki międzynarodowej, geopolitycznej – dla każdego coś miłego. Brytyjczycy budują nam fregaty i system Narew, Szwedzi okręty i przydałoby się, aby Francuzi nam coś budowali – mówi Mariusz Cielma. Jest to o tyle prawdopodobne, że wraz ze śmigłowcem H145M Paryż zaoferował nam sprzedaż samolotów tankowania powietrznego Airbus A330 MRTT, a na stole są także transportowce A400M. Wszystkie te maszyny, łącznie ze śmigłowcami H145M, finansowane mogą być z unijnych funduszy, jakie przyznano naszemu krajowi w ramach programu SAFE. Do wydania są prawie 44 mld euro, a 30 listopada Polska złożyła do Komisji Europejskiej wnioski o przyznanie dofinansowania na 139 projektów związanych z obronnością. Lista ta na razie jest tajna.
Gdy rządząca większość oraz wojsko chcą przyspieszyć proces zamówienia maszyn szkolno-bojowych, są też politycy, którzy inaczej widzą przyszłość zakupów dla armii. Należy do nich poseł Prawa i Sprawiedliwości Bartosz Kownacki, który w czasie, gdy zrywano kontrakt na francuskie Caracale, pełnił funkcję zastępcy szefa MON. W jego ocenie wojna w Ukrainie i możliwości polskiego budżetu pokazały, że kolejne śmigłowce nie są towarem pierwszej potrzeby.
– Polska ma jedynie 8 baterii rakiet Patriot i uważam, że trzeba się koncentrować na tym, co jest kluczowe, czyli aby mieć silną obronę powietrzną, dużo wyrzutni Homar. A śmigłowce i okręty podwodne, choć bardzo ważne, w tej sytuacji są drugorzędne – mówi DGP poseł Kownacki.
Nabycie śmigłowców szkolno-bojowych wydaje się przedostatnią tego typu transakcją. W kolejce jest jeszcze zakup ciężkich śmigłowców transportowych, gdzie faworytem jest maszyna CH-47 Chinook produkcji Boeinga. W trakcie modernizacji sił zbrojnych Polska zamówiła już 96 maszyn szturmowych Apache, 4 włoskie AW101 dla Marynarki Wojennej oraz 32 AW 149. Francuzi dziś kuszą, aby postawić teraz na ich maszyny.
– Możemy zaoferować konkurencyjne terminy dostaw H145M i wspólnie z naszymi strategicznymi partnerami szkoleniowymi – Babcock i CAE – określimy najlepsze rozwiązanie, aby wesprzeć pilną potrzebę szkolenia pilotów. Obejmuje to rozwiązania dostępne od pierwszego dnia, np. wykorzystanie brytyjskich wojskowych ośrodków szkoleniowych, a następnie szybkie przekazanie polskiej stronie, w nadchodzących latach, kompetencji zaawansowanego szkolenia pilotów – mówi nam Bruno Even, szef Airbus Helicopters. ©℗
Wspólna polsko-francuska wizja obronności
Podpisanie w tym roku w Nancy traktatu o przyjaźni i współpracy między Polską a Francją wzmacnia polityczną wolę kontynuacji i pogłębiania tej współpracy – również w obszarze dużych projektów. Chęć zakupu przez LOT nowych samolotów Airbus, a także kontynuacja rozmów z EDF dotyczących budowy drugiej elektrowni atomowej w Polsce wskazują, że deklaracje przekładane są na realne działania. Zarówno nad Sekwaną, jak i nad Wisłą wielokrotnie podkreślano, że oba kraje łączą wspólne interesy i mają zbieżną wizję w wielu kluczowych obszarach współpracy europejskiej: od obronności i wsparcia Ukrainy, przez rolnictwo, po konieczność umacniania europejskiego przemysłu. Paryż potrzebuje sojuszników w UE, dlatego też intensyfikacja współpracy z Polską, która gospodarczo i politycznie odgrywa coraz większą rolę, staje się dla Francji jednym z priorytetów.
Polsko-francuska współpraca gospodarcza wykracza daleko poza duże i nagłaśniane w mediach kontrakty. Jej fundamentem jest długofalowe zaangażowanie oraz codzienne, wielopoziomowe relacje między firmami. Warto przypomnieć, że Francja pozostaje trzecim największym inwestorem zagranicznym w Polsce, a skumulowana wartość inwestycji wynosi 114 mld zł. Znacząca część kapitału to reinwestycje przedsiębiorstw, które od lat rozwijają swoją działalność w naszym kraju, współtworząc lokalny ekosystem. ©℗