Rządowy program zakupu indywidualnego wyposażenia dla żołnierzy pod nazwą „Szpej” wystartował na początku 2024 r. Jak informował wówczas szef sztabu generalnego, gen. Wiesław Kukuła, w trzy lata zamierzano dostarczyć żołnierzom sprzęt, „który nie tylko zapewnia przeżywalność, ale i komfort działania”.
Znaki zapytania wokół operacji "Szpej"
Po półtora roku funkcjonowania resort obrony przyznaje, że na zakupy w ramach „Szpeja” wydano 3 mld zł. Kupiono m.in. ponad 200 tys. hełmów, 100 tys. kamizelek kuloodpornych i taktycznych, 50 tys. sztuk sprzętu optoelektronicznego i ok. 1 mln sztuk przedmiotów umundurowania. Zmodernizowano też karabinki GROT. MON oszczędnie jednak informuje, od kogo kupowano wyposażenie, co w branży odzieżowej budzi pewien niepokój.
- Po ponad roku programu „Szpej” nikt nie zaprosił nas do rozmów o dostawach umundurowania dla wojska – mówi DGP współwłaściciel jednej z firm produkujących wojskowe mundury. Tych zaś w Polsce nie brakuje. W przygotowanym przez Forbes zestawieniu 30 największych polskich firm zbrojeniowych 5 zajmuje się właśnie produkcją umundurowania lub obuwia wojskowego. W grupie tej potentatem jest państwowy Maskpol, a na liście znalazły się jeszcze: Lubawa, Unifeq, Trawerna i Protektor.
Temat powrócił podczas wrześniowego Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach, gdzie produkty swe prezentowało kilkudziesięciu producentów wojskowego wyposażenia osobistego. I to właśnie tam Defence24 zorganizował debatę o mundurowym zapotrzebowaniu armii. Biorący w niej udział przedstawiciele branży wyrazili gotowość do współpracy z wojskiem. - Nasze najlepsze artykuły powstały w dialogu z użytkownikiem – podkreślił Jacek Wilczewski z firmy Lubawa.
MON zmienia podejście. Otwarte drzwi do współpracy
I co ciekawe, podobne podejście widoczne jest ostatnio w poczynaniach MON, w którym za warunki służby wojskowej odpowiada Paweł Mateńczuk ps. Naval. Ten były żołnierz jednostki GROM, od maja 2024 pełniący w resorcie funkcję pełnomocnika, przedstawił nowy pomysł na wyposażanie żołnierzy.
- Ideą zmian jest maksymalne wykorzystanie wiedzy żołnierzy, pasjonatów służby. Żołnierze zostaną aktywnie włączeni w proces wyboru sprzętu – mówił Paweł Mateńczuk podczas prezentacji pomysłu stworzenia tzw. zielonej listy sprzętu. Znaleźć na niej mają się elementy indywidualnego wyposażenia żołnierza, które przejdą przyspieszony proces certyfikacji specjalistów i zostaną dopuszczone do użytku w wojsku. Swoje produkty do oceny zgłosić będą mogli przedsiębiorcy z Polski i zagranicy za pośrednictwem stworzonego na ich potrzeby portalu. Resort zastrzega jednak, iż „priorytetem będzie polski przemysł”. Po zgłoszeniu, elementy wyposażenia kierowane będą na przyspieszone testy do wojskowych ośrodków badawczych. Za ich przetestowanie każdy z producentów zapłacić będzie musiał z własnej kieszeni. Gdy wyposażenie spełni wymogi armii i MON, znajdzie się na liście.
„Na zielonej liście mogą znaleźć się na przykład: okulary taktyczne, ochraniacze, obuwie taktyczne, pasy taktyczne, rękawiczki, ale także kolby do karabinu i małe drony” – informuje resort obrony. Zielona lista gotowa ma być na początku 2026 r. Żołnierze z niej będą mogli wybierać sobie sprzęt, który zechcą kupić na przykład w ramach ekwiwalentu mundurowego.
Wojska specjalne wiedzą, jak ubrać żołnierza
Pomysł umożliwienia żołnierzom samodzielnego dobierania niektórych elementów wyposażenia osobistego podoba się fachowcom. W ocenie płk. Krzysztofa Przepiórki, byłego żołnierza GROM, nic dziwnego, że na plan taki wpadł ktoś, kto wąchał proch.
- Żołnierze sił specjalnych stanowią awangardę i wiedzą najlepiej, w jakie elementy wojsko powinno być wyposażone. Aby wykonać zadanie, musimy mieć na sobie wszystko, co jest najlepsze, aby dać nam komfort skupienia się na pracy. Dlatego tak ważne jest zaopatrzenie we właściwy sprzęt, odzież, a nawet bieliznę - mówi DGP płk Przepiórka.
Jak przyznaje resort obrony, na pierwszy etap operacji „Szpej” wydano dotychczas ponad połowę przeznaczonych na nią pieniędzy (3 mld zł). Do końca 2026 r. kwota ta wzrosnąć ma do 5 mld.