- Udało mi się po kilku miesiącach odnaleźć w tej trudnej rzeczywistości (w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi – red.). Byłem „zderzakiem”, za którym inni umieli się odnaleźć - powiedział Kołodziejczak we wtorek na spotkaniu z mediami.

- Potrafię już dobrze i skutecznie pracować, ale wcześniej odbierano mi możliwości efektywnego działania – dodał.

Brak pełnej decyzyjności przy jednoczesnej dużej odpowiedzialności za podległe mu sprawy Kołodziejczak porównał do prowadzenia samochodu, którym nie da się sterować.

- To była trudna rzeczywistość dla mnie – skwitował.

Jako przykłady niestosowych sytuacji podał blokadę informacyjną, jaka został objęty dyrektor jego biura poselskiego oraz brak możliwości odpowiedniego nadzoru nad swoimi przełożonymi, tj. dyrektorami podległych mu departamentów.

- Nie mogłem mieć wpływu na wysokość nagród dla dyrektorów. To złamanie zasad w ministerstwie, złamanie zasad nadzoru – ocenił Kołodziejczak.

Wiceminister ma też żal, że został mu odebrany nadzór nad jednym z departamentów, odpowiedzialnych m.in. za relacje międzynarodowe, w tym z jedną z największych międzynarodowych organizacji branżowych – CopaCogeca.

Walka polityczna w ministerstwie rolnictwa?

Dopytywany przez dziennikarzy o powód, dla którego jego położenie w resorcie rolnictwa jest niestandardowe jak na rangę stanowiska, które sprawuje - tj. sekretarza stanu - Kołodziejczak powiedział, że to „walka o elektorat”.

- To walka o rolników, by im pokazać, kto dobrze działa, a kto nie – powiedział.

Jednocześnie Kołodziejczak zapewnił, że nie chciałby zmiany na stanowisku szefa resortu, Czesława Siekierskiego.

- Minister Siekierski miał trudny rok za sobą - powiedział, dodając, że ten powinien pozostać na stanowisku.